MKTG SR - pasek na kartach artykułów

O pożytku wierszowania

Redakcja
No właśnie... Co komu z układania rymowanek, jaki stąd pożytek? Niewielki raczej, bo u wierszokletów zawsze kieszeń wiatrem podszyta; chyba że się Nobel przydarzy albo inna zapomoga.

Kraków Jana Rogóża

Czasem trafia się jednak okazja do niezłego zarobku gdy nastanie jakaś moda. A moda, wiadomo, przychodzi znienacka, nie wiadomo jak i skąd. Trzeba trafić na właściwy moment. Tak zdarzyło się w połowie roku 1919. Czasy generalnie były optymistyczne, bo tuż bo odzyskaniu niepodległości, ale bida aż piszczała i ciężko się żyło; nad każdym wydatkiem brano namysł głęboki. I może dlatego, by pobudzić konsumpcję, spece od reklamy jęli się metod nietypowych. Wcześniej, za nieboszczki Austrii bywały reklamy prasowe zabawne i oryginalne, ale raczej nierymowane. Natomiast w roku - jako się rzekło - 1919 wybuchła istna epidemia. Wszystkie branże handlu i usług popadły w manię rymowania. Różnej urody są te utwory; zresztą sami Państwo oceńcie.
Krakowska firma Rothe z ul. Sławkowskiej, najbardziej znana w schyłkowym okresie z wyrobu i sprzedaży świec, w apogeum świetności słynęła z pierników. Ich zalety anonimowy twórca tak oto opiewa na łamach "Gońca Krakowskiego": "Antoni Rothe!/Miałbym ochotę/Zjeść go samego.../Wiecie dla czego?/Bo ma pierniki/Ach!-smakołyki!/ Tu nadziewane/Tam polewane/Tu migdałkami/Wierchy poplami/Tu na opłatku/Piernik jak wstatku/Tu sypnie maczkiem/Jak kapuśniaczkiem/Tam strój zaćmiewa/Gładka polewa/...Ot to mi piernik!/To mi cukiernik!/Toruń pokotem/leży przed Rothem!/ itd. itp.
No, ale pierniki to raczej na deser czy od święta, na powszedni posiłek udajmy się ze Sławkowskiej krok dalej na róg św. Jana i św. Marka. Oto: "M. Chmura i R. Zawilińska - Mleczarnia postępowa". Tak jest! Postępowa! "Nie wojenna, nie paskarska/ale kuchnia gospodarska/Na wpół mięsna/na wpół jarska/Taka bezalkoholowa/i zdrowotno-postępowa/Mięsno-mleczno-jarzynowa/pierożkowo-ziemniaczkowa/Kuchnia, której treść kucharska/nie wódczana, nie bawarska/Ale taka treść poczciwa/Jakich mało u nas bywa"...
W roku 1919, bo dziś to co drugi lokal wegetariański, dla niepalących i niepijących. Co za czasy... Chodźmyż zatem na coś konkretniejszego, może na koniaczek do Kukli, Karmelicka 17 róg Garbarskiej - Restauracya, Handel win oraz pokoje do śniadań: "Kukla się rozwija/Kukla rośnie w sławę/Rozgłos ma na Krakowie/ma i na Warszawę/...Zaczął kiedyś skromnie/w budzie gospodarskiej/dziś od Karmelickiej/sięgnął w głąb Garbarskiej/A niech sobie sięga/Zaprawdę wart tego.../chodźmyż na koniaczek do Kukli, kolego!".
A niech sobie sięga... Starczy miejsca i dla innych. Na przykład dla niejakiego Broszkiewicza, który po zbankrutowanym Turlińskim wziął kawiarnię vis a vis Teatru Miejskiego, sławny artystyczny "Paon". Broszkiewicz nie Turliński, wie jak knajpę prowadzić: "Broszkiewicz ją wyposażył/tak, iż sam Paryż nie marzył/Gejsze, kapele... wszystko/Ba, nawet ...flircik z artystką/Majorze, wiedz - po teatrze/same buziaki najgładsze/i najpiękniejsze oblicza/spotkasz u Broszkiewicza".
A dlaczego akurat ta inwokacja adresowana jest do Majora? Bo kawiarnia naprzeciw teatru Słowackiego służy do "rendez-vous pp. oficerów wszelkiej broni". Broszkiewicz, z zawodu piekarz, specjalizował się w ciastkach i ciastach, do których produkcji sprowadził "specyalistów" aż z Warszawy. Podobno wyroby cukiernicze w tych czasach najlepsze były w Warszawie.
Za to wyroby masarskie krakowskie nie miały sobie równych. Zamawiali je na Wielkanoc nawet wiedeńczycy i prażanie. Bo to były proszę ja Was, jak w masarni przy ul. Długiej 25: "Tomasz Knobel - wędliny/nie z psa lecz z wieprzowiny/Koń, byk najlepszej rasy/Nie dla Knobla kiełbasy/i nie z kota, choć spasiony/są też jego salcesony".
No, ale dość tych kulinariów. Przejdźmy - spacer zdrowy po jedzeniu - od brzucha do głowy. Głowa też ważna, o głowę zadbać się godzi, w czym pomocna nam będzie pani Franciszka Budziaszek, która przy Grodzkiej 3 kupczy pudrami do pielęgnacji czerepów. Dwa są pudry takowe: "Puder łopianowy Franciszki Budziaszek/Tłuszcz usuwa z głowy czyści łupież z czaszek/Jest to rodzaj proszku co włosy w puch zmienia/dodając im blasku i ulg dla grzebienia/Puder zwie się Ligią. Jest remedium znanem/Ten sam środek w płynie zwie się Ligia-Chrzanem/Używajcie obu panie i panowie/na zmiękczanie włosów i na łupież w głowie".
Mając łupież z głowy pora namaścić się wonnościami, co nie jest problemem jeśli akurat przechodzi się ulicą Szczepańską. Po nr 9 jest: "Alba i Ska - firma ciekawa. Pałac wonności. I z nich wystawa:/wpierw magazynu chluba i duma z najsubtelniejszą wonią perfuma/Flakony, tutki, a w nich pachnidła/tuż obok kremy, pudry i mydła/maści na ręce, proszki na mole./Tu do kąpieli wabią cię sole/Tam do bucików pastę masz nową/pastę prawdziwą terpentynową... Wnijdźże do sklepu!/I wchodzi fala, za damą dama/Wraca - i pachnie jak wolność sama". Ciekawe... Zawsze mówiło się o smaku wolności, okazuje się że ma i zapach. Zapach firmy "Alba i Ska".
Potem wypada już tylko udokumentować naszą elegancję w "Zakładzie fotografii artystycznej i powiększeń Zygmunta Garzyńskiego" przy Sławkowskiej 6: "To pański portret? Jakiż świetny!/Mówiono mi już to po raz setny/ Patrząc na mój konterfekt w ramie/Przyznam, iż zachwyt ten nie kłamie/.../Chcesz by ci rada była żona/niechaj Garzyński portret wykona/To mistrz co z gustu i nauki/wytwarza dzieła sztuki".
Zapewne Sz. Publiczność jest ciekawa kto też w redakcji "Gońca" płodził tę okolicznościową poezję. Niestety, historia obeszła się z nim niełaskawie nie notując personaliów. Pewną wskazówkę znajdujemy w reklamie firmy jubilersko-zegarmistrzowskiej Józefa Cyankiewicza Sławkowska 1: "Janeczku humorysto! Wesoły paniczu/Zrób no mi koncept o Cyankiewiczu!/On tu niedawno otworzył sklep nowy/Musi dać reklamę! - Janku, do połowy!/Cyankiewicz? - z tym panem krótko się rozprawię/Ma truciznę w nazwisku, a ognie w wystawie".
Jak sądzę jest to dialog pomiędzy naczelnym "Gońca" i "Janeczkiem wesołym paniczem", redakcyjnym trefnisiem. Reklama dla jubilera - niezły kąsek. Ale koncept musi być "pirsza klasa". Stąd kwestia: "Janku, do połowy!" oznacza najpewniej zabieg motywacyjny - dolę dzielimy po połowie!
Na mój gust koncept marny. A tak w ogóle, to nie jest poezja! I te wszystkie rymowanki to też żadna poezja. W przeciwieństwie do, dajmy na to, takiej ugotowanej w piwie, a potem zrumienionej na wolnym ogniu na złotobrązowy kolor golonki, z musztardą, chrzanem i kufelkiem pilznerka. Palce lizać. Poezja...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski