Piłkarze Halniaka po serii udanych występów nie popisali się na finiszu. Fot. Bogusław Kwiecień
IV LIGA PIŁKARSKA. Dwie porażki z rzędu drużyny z Makowa Podhalańskiego na koniec jesiennej części sezonu
Drużyna z Makowa Podhalańskiego przystąpiła do tego meczu w mocno okrojonym składzie. Do Balina przyjechała jedynie w sile 14 ludzi, w tym był rezerwowy bramkarz. Trener Frączek nie mógł skorzystać z usług Piotra Dudy, Tomasza Czyżowskiego, Pawła Kaczmarczyka, Kamila Szewczyka, nie licząc pauzującego już od pewnego czasu Dominika Chorążego. - Nawet jednak te braki kadrowe nie tłumaczą w pełni słabego występu drużyny - zaznaczył szkoleniowiec Halniaka.
Już początek meczu nie wróżył najlepiej makowskiej drużyny. Pierwszego gola straciła w 4 min po samobójczym trafieniu Marcina Pęczka, który nie wyczuł intencji swojego bramkarza. Przykładów braku komunikacji w defensywnej grze gości było w tym spotkaniu wiele i głównie w tym elemencie trener Frączek miał po meczu pretensje do swoich podopiecznych.
Nie minęło nawet 10 minut spotkania, a Halniak przegrywał już 0-2. Mimo to, wydawało się, że nie wszystko jeszcze stracone. Po zdobyciu bramki kontaktowej przez Kamila Mazurka goście wrócili do gry. Przez kilkanaście minut sytuacja się wahała. Makowianie mieli szansę na wyrównanie, w konkretnie Dariusz Szymoniak. Nie tylko jednak nie doprowadzili do remisu, ale jeszcze krótko przed końcem tej części dali się po raz trzeci zaskoczyć gospodarzom.
Poirytowany postawą dziurawej defensywy trener Frączek dokonał zmian w przerwie. W bramce Konrada Krawczyka zastąpił Piotr Kłapyta, a za Adriana Elżbieciaka wszedł Marcin Antosiak. - Nie znaczy to, że akurat tych dwóch wspomnianych zawodników obciążały najbardziej stracone gole. Był to słaby występ całej formacji obronnej, a dokonując roszad zależało mi, aby uporządkować szyki obronne. Niestety, w 70 min musiało z konieczności dojść do jeszcze jednej zmiany po kontuzji Tomka Szmalcela. Faktycznie nie układał się nam ten mecz - zauważył opiekun makowskich piłkarzy, chociaż na początku drugiej połowy wyglądało na to, że nie dali oni za wygraną.
Okazje do zdobycia bramki kontaktowej zaprzepaścił Szymoniak. - Są mecze, w których trafia do siatki rywali w sytuacjach wydawałoby się niemożliwych do wykorzystania. Tutaj miał "setki" i nic - nie mógł pogodzić się trener Frączek.
Za to po kwadransie drugiej połowy Orzeł zdobył czwartego gola i losy spotkania były przesądzone. Gospodarzom jakby jeszcze było mało i w końcówce dopełnili dzieła zniszczenia przy dosyć biernej postawie makowian. - W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że tak zakończymy tę część sezonu. W poprzedniej kolejce przegraliśmy także wysoko z Hutnikiem, ale nasza gra była lepsza. Osłabienia kadrowe to jedna sprawa, poza tym jednak nie można nie zauważyć, że część zawodników przeszła obok tego meczu. Może jest to także kwestia psychiki w meczach z najmocniejszymi rywalami - zastanawiał się trener Halniaka.
(BK)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?