Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oberek jest jak blues

Łukasz Gazur
Andrzej Bieńkowski o wiejskich muzykach opowiada w obrazach
Andrzej Bieńkowski o wiejskich muzykach opowiada w obrazach FOT. ANNA KACZMARZ
Wystawa. Andrzej Bieńkowski od lat tropi wiejskich grajków. Teraz efekty swoich poszukiwań pokazuje na wystawie „Sprzedana muzyka” w Muzeum Etnograficznym w Krakowie.

W latach 70. Andrzej Bieńkowski, wówczas absolwent ASP w Warszawie, chętnie wyjeżdżał na wakacje do Mogielnicy, rodzinnego miasteczka matki. Krążył po okolicy, rozmawiał z ludźmi, poznał wiejskich muzyków. Tak zaczęła się przygoda, która trwa do dziś.

Od 1980 roku prowadzi wraz z żoną projekt „Muzyka odnaleziona”. Jego celem jest dokumentowanie wiejskiej muzyki. Jeżdżą po różnych regionach Polski, a także Ukrainy i Białorusi, z magnetofonami, mikrofonami i aparatami.

– To często jedyne nagrania tych wiejskich kapel. A dopiero przyglądanie się tej autentycznej, surowej muzyce pozwala poczuć jej energię, magię. Dźwięki, które potrafią wywołać tak ekstatyczne stany jak tańce derwiszy – mówi Andrzej Bieńkowski.

Kiedy tłumaczy, czym jest muzyka wiejska, odpowiada od razu: mazurki i oberki. – To śpiewy i taniec niewolników. Bo o tym zapominamy. To wszystko, co badał jeszcze Oskar Kolberg, to świat chłopów, których wciąż obowiązywał system pańszczyźniany. To był świat białych niewolników, których wraz z ziemią można było sprzedać jak krowę. Byli jak Murzyni w Alabamie – dodaje Andrzej Bieńkowski.

Dlatego właśnie tę muzykę i taniec można porównać do bluesa, który był śpiewem „czarnych niewolników”. I tak jak on mazurki mają swe źródło w ciężkiej pracy. Nudna, monotonna, wielogodzinne, powtarzane wciąż czynności, jak młócenie cepami czy siekanie kapusty, robione były w rytmie oberkowym.

– Często zdarzało się, że wynajmowano muzykanta, który grał, by wyznaczać rytm. Tak zrodziła się ta muzyka – mówi artysta.

Tę surowość wiejskich dźwięków, którą w Muzeum Etnograficznym usłyszeć możemy dzięki archiwalnym nagraniom, zobaczymy także na obrazach. Bo – o czym wie niewielu – Andrzej Bieńkowski jest malarzem, wykładowcą warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Kolorowe prace inspirowane są twórczością tzw. malarzy prymitywistów, jak Nikifor, Maria Wnęk czy Edmund Monsiel. Uproszczone postaci, nierzeczywiste proporcje, nierealistyczne, jakby magiczne sytuacje, doprawione jeszcze feerią barw.

– Kiedy po latach przerwy wracałem do malarstwa, nie chciałem sięgać do realistycznych prac. Zainspirował mnie ostatni prawdziwy moim zdaniem wiejski twórca, Stanisław Koguciuk. On tworzy prace, w które wprowadzał krótkie napisy. Skoro można inspirować się Warholem czy Baconem, to można też Stanisławem Kogu-ciukiem – mówi artysta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski