Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obraniak: Chciałem udowadniać, że jestem Polakiem. I to był błąd.

Rozmawiał Sebastian Staszewski
W latach 2009-2013 Ludovic Obraniak wystąpił w 34 meczach reprezentacji Polski, strzelił sześć bramek
W latach 2009-2013 Ludovic Obraniak wystąpił w 34 meczach reprezentacji Polski, strzelił sześć bramek fot. Grzegorz Dembiński
Rozmowa z LUDOVIKIEM OBRANIAKIEM, byłym piłkarzem reprezentacji Polski, obecnie zawodnikiem izraelskiego Maccabi Hajfa

- Co będzie Pan porabiał podczas Euro 2016?

- Na pewno będę we Francji. Jeśli nie jako piłkarz, to i tak znajdę się blisko turnieju. Nie mogę jeszcze zdradzić, w jakiej roli.

- Na ile procent ocenia Pan swoje szanse, by na mistrzostwa wybrać się jako reprezentant Polski?

- Nie wiem, czy trener Adam Nawałka wciąż mnie potrzebuje, ale dla mnie kadra to rozdział niezamknięty. Wiem, że szansa na moje powołanie jest dziś minimalna, może wynosi tylko 1 procent, ale - choć nie jestem marzycielem - będę w nią wierzył do samego końca.

- A jeśli Pan na Euro jednak nie pojedzie, to do kogo będzie Pan miał pretensje?

- Nie do Nawałki. Z nim mam bardzo dobre relacje. Zaufałem mu. On wie, że jeśli będzie mnie potrzebował, to jestem do dyspozycji. Od dwóch lat wydarzyło się jednak wiele. Straciłem dużo czasu. Nie byłem z reprezentacją w istotnych momentach, kiedy następowały kluczowe zmiany. Wypadłem z grona kadrowiczów. Zrozumiem więc, jeśli nie zostanę powołany na mistrzostwa.

- Nawałka dał Panu kilka szans. Zagrał Pan ze Szkocją w Warszawie, a później w Hamburgu z Niemcami. Oba spotkania rozpoczął Pan w podstawowym składzie. I tych szans Pan nie wykorzystał.

- Powołanie na mecz z Niemcami to był prezent, który okazał się niedźwiedzią przysługą. Miałem wtedy problemy w klubie, nie byłem w dobrej formie. Cieszyłem się, że jestem w kadrze, ale nie byłem w stanie dać z siebie maksimum. Po meczu ludzie powiedzieli: „Po co nam on? Słabo grał!”. I to była prawda. Gdyby nie kłopoty w Werderze Brema, być może wciąż przyjeżdżałbym na zgrupowania. A kiedy ja nie grałem, Nawałka dokonywał rewolucji. Znam wyniki kadry i świadczą one o tym, że trener miał rację.

- Skąd brały się Pana kłopoty z aklimatyzacją w kadrze? Wyłącznie z problemów językowych czy wynikało to także z charakteru?

- Największą trudnością był język. Wiem, że gdyby w reprezentacji Francji grał piłkarz niemówiący po francusku, to miałby duże problemy. Bo komunikacja to podstawa. Od tego wszystko się zaczyna. Jeśli nie możesz porozumieć się z grupą, to jesteś na straconej pozycji.

- I wtedy, zamiast się załamywać, trzeba nauczyć się języka. Jednemu zajmie to rok, innemu trzy lata, ale dla chcącego nic trudnego.

- Ale ja bardzo chciałem. Na każdym zgrupowaniu dziennikarze prosili mnie, abym powiedział coś po polsku. A ja umiałem mało. I czułem wstyd. No bo jak to? Gram w reprezentacji i nie mówię po polsku? Bałem się, że będę źle zrozumiany, że ktoś mnie skrytykuje, wyśmieje. W pewnym momencie bardziej niż moja gra, ludzi interesowały postępy w nauce. Za każdym razem chciałem więc udowodnić, że jestem Polakiem. I to był błąd. Urodziłem się jako Francuz. Uczyłem się we francuskiej szkole. Znam francuską kulturę. Chciałem stać się Polakiem, bo jestem dumny z moich korzeni. Ale powinienem zrobić to po mojemu. Udawanie w blasku fleszy było tylko stratą energii.

- Po francusku mógł się Pan dogadać z Michałem Żewłakowem, Dariuszem Dudką, ewentualnie Marcinem Wasilewskim, a później z Grzegorzem Krychowiakiem. Nie rozleniwiło to Pana? Bo nauka polskiego szła Panu opornie.

- Oczywiście, że rozmawiałem z nimi po francusku. Nie miałem wyboru! Mój angielski był słaby, a polski jeszcze gorszy. Dlatego robiłem, co mogłem, aby się integrować. Czy to było dobre? Nie. Ale bez tego zostałbym całkowicie sam. Chciałem podkreślić, że nigdy nie miałem zatargów z kolegami z kadry. Zawsze robili wszystko, abym czuł się dobrze.

- W marcu 2014 roku udzielił mi Pan pierwszego telewizyjnego wywiadu w języku polskim. Odpowiadał Pan powoli, popełniając błędy, ale rozumiałem wszystko, co chciał Pan przekazać. Zaprzestał Pan jednak nauki. Dlaczego?

- Kiedy byłem w Polsce, uczyłem się bardzo szybko. Gdybym tam mieszkał, mówiłbym po polsku po kilku miesiącach. Ale kiedy wracałem do Francji czy Niemiec, traciłem zapał. To był mój wielki błąd. Nie żałuję żadnego dnia spędzonego w Polsce, ale wiem, że pewne rzeczy mogłem zrobić inaczej, lepiej.

- Ma Pan jeszcze zamiar uczyć się naszego języka?

- Naprawdę chciałbym, ale przyznaję się, że odkąd przestałem być powoływany do reprezentacji, zgubiłem motywację. Porzuciłem naukę. Wrócę jednak do książek. Zrobię to na przekór ludziom, którzy twierdzili, że wybrałem Polskę, bo mi się to opłacało. Bo było Euro 2012. Oczywiście, że dostałem szansę, którą wykorzystałem, ale chciałem reprezentować ten kraj. Chciałem oddać hołd mojej rodzinie. Kocham Polskę, bo to cząstka mnie.

- Nie jest Pan typowym piłkarzem. Nie używa Pan Twittera, nie jest fanem gier komputerowych, zamiast tego woli Pan czytać książki. Skąd wzięła się miłość do lektur?

- Z dzieciństwa. Kocham książki, tego nauczono mnie w domu. Dzięki słowu pisanemu można zrozumieć znacznie więcej, niż oglądając telewizję. Można też więcej powiedzieć. Kiedy mam do wyboru książkę i film, zawsze stawiam na czytanie. A mediów społecznościowych faktycznie nie lubię, ale od niedawna mam Twittera, Facebooka i Instagrama. Zmusiła mnie do tego żona.

- Dlaczego?

- Bo w przyszłości chcę pracować w mediach. Laura powiedziała, że w takim razie muszę zacząć oswajać się z technologią.

- Wciąż jest Pan wielbicielem sztuki? Kilka lat temu, kiedy Pana koledzy buszowali po galeriach handlowych, Pan przesiadywał w galeriach sztuki.

- I dalej bywam, choć czasu mam mniej. Zdradzę jednak, że obrazy Philippe’a Pasqua, które niedawno kupiłem, będą wystawione na wielkiej ekspozycji w Monako w 2017 albo 2018 roku. Mój przyjaciel jest znajomym Pasqua, inwestuję w jego twórczość.

- Czyli powiększył Pan kolekcję?

- Cały czas to robię, ale trudno kupuje się sztukę, kiedy jest się wciąż w podróży. Staram się jednak chwytać okazje. W tej chwili posiadam więcej niż 25 obrazów i pięć albo sześć rzeźb. Mam dzieła Pasqua, Nobuyoshiego Arakiego, Wima Delvoye czy Takashiego Murakamiego. Posiadam też fotografie wykonane przez Helmuta Newtona czy Petera Lindbergha. Niektóre obrazy z mojej kolekcji są wielkie. Mają pięć metrów na trzy. Kiedy więc na stałe wrócę do Francji, będę musiał kupić duży dom. Część z nich umieszczę na ścianach. Resztę sprzedam i wtedy kupię kolejne. Albo po prostu sprzedam. I będę bardzo bogaty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski