Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obrońca Wisły Boban Jović: Nie ma co płakać

Justyna Krupa
Boban Jović w meczu z Górnikiem Łęczna zaliczył asystę
Boban Jović w meczu z Górnikiem Łęczna zaliczył asystę fot. Wojciech Matusik
Piłka nożna. Obrońca Wisły wraca do formy po pierwszej poważnej kontuzji w karierze.

Kontuzja kolana to dla piłkarza prawdziwy koszmar. Boban Jović szybko się jednak pozbierał. Powrót do składu Wisły w starciu z Górnikiem Łęczna Słoweniec uczcił asystą przy jedynej bramce „Białej Gwiazdy”.

Niektórym zagranie Jovicia przypominało raczej nieudaną próbę strzału, niż mierzone podanie. - Kto chciał tam widzieć nieudany strzał, niech widzi. Ja chciałem dograć mocną piłkę w kierunku nabiegających napastników - wyjaśnia Jović. Choć przyznaje, że akurat strzelca gola, czyli Donalda Guerriera w zamieszaniu podbramkowym nie dostrzegł. - Rozmawiałem ze Zdenkiem Ondraskiem i mówiłem mu: jak mam taką sytuację, to ty musisz znaleźć się na 11. metrze. Chciałem dogrywać do niego i Pawła Brożka.

Przełom roku był dla Słoweńca niełatwym czasem. W meczu z Legią Warszawa doznał urazu, po którym tygodniami pracował nad powrotem do zdrowia.

- Nie jestem jeszcze w takiej formie, jak jesienią - zastrzega Słoweniec. - W meczu z Górnikiem czułem, że nie jestem jeszcze w stanie przeprowadzić niektórych akcji czy wykonać zagrań, które wcześniej mi wychodziły. Potrzebuję jeszcze mecz czy dwa, by prezentować się tak, jak wcześniej.

Do formy wracał w Słowenii. - Brat jest lekarzem. Załatwił mi najlepszą opiekę. Przez dwa tygodnie przebywałem w ośrodku rehabilitacyjnym dla sportowców w górskiej miejscowości, podobnej do waszego Zakopanego - wspomina.

I przyznaje: - Przed kontuzją byłem w niezłej dyspozycji. Ale po takim urazie, człowiek musi zaczynać od zera. To była moja pierwsza tak poważna kontuzja odkąd gram w piłkę. I chciałbym, by była ostatnia.

Na szczęście dla Jovicia - zapalonego kibica piłki ręcznej - okres jego rehabilitacji przypadł akurat na mistrzostwa Europy rozgrywane w Polsce. Nie nudził się więc, mimo przymusowej przerwy od gry. - Byłem na spotkaniu Francji z Białorusią, Słowenii nie mogłem oglądać na żywo - wzdycha. Jak wszyscy, był w szoku po meczu Polska - Chorwacja. - Patrzę, a tam Chorwaci prowadzą 15 golami. Pomyślałem: to naprawdę Polska gra, czy jakaś podmieniona drużyna? Wiem, że dla Polaków był to dramat i katastrofa. A przecież Michał Jurecki tak dobrze grał - kręci głową.

Do feralnego - dla Jovicia - meczu z Legią, Wisła przestępowała jako 7. drużyna tabeli. Teraz, gdy wrócił do składu, sąsiaduje już ze strefą spadkową.

- To pierwsza taka sytuacja w mojej karierze. W Słowenii mój zespół cały czas utrzymywał się w górnej strefie tabeli - przyznaje. - Wystarczy jednak, że wygramy jedno spotkanie, to potem pójdzie z górki.

Problemy nie opuszczają jednak ekipy Tadeusza Pawłowskiego. W sobotę za kartki pauzować będzie kapitan Arkadiusz Głowacki i drugi filar obrony - Richard Guzmics. Czy w tej sytuacji ogranie Podbeskidzia Bielsko-Biała jest realne?

- Pamiętam, że w moim trzecim meczu w barwach Wisły mieliśmy podobną sytuację. Wtedy też „Głowa” musiał pauzować. A mimo to rozegraliśmy niezły mecz w Warszawie, przeciwko Legii - wspomina Jović. - Teraz też nie ma co płakać, bo to nie pora na narzekania. Musimy zrobić wszystko, by wygrać z Podbeskidziem.

Ostatnio zespołowi Wisły brak jednak pewności siebie. Widać to zarówno po doświadczonych, jak i nowych graczach. Zwłaszcza Ukrainiec Witalij Bałaszow sprawia wrażenie zestresowanego nowym wyzwaniem. - Bałaszow potrzebuje czasu, podobnie jak ja, gdy przychodziłem do Wisły - twierdzi Jović. - Pewność siebie przyjdzie u niego z czasem. Ja też obawiałem się, że nie jestem przygotowany na grę w polskiej lidze, a okazało się, że radzę sobie. Tak będzie też z Bałaszowem.

W starciu z Górnikiem współpraca bocznych obrońców ze skrzydłowymi pozostawiała wiele do życzenia. - Kiedy trenerem był Kazimierz Moskal dużo z nim na ten temat rozmawiałem. Przeważnie po mojej stronie biegał na skrzydle Rafał Boguski. Mieliśmy wyćwiczone pewne mechanizmy - jak on schodził do środka, to wiedziałem, jak ja się mam zachować - przyznaje Jović. - Teraz jest nowy szkoleniowiec, sporo nowych graczy i musimy takie rzeczy wypracować. To normalne, że potrzebujemy czasu.

Właśnie mija rok, odkąd Jović trafił do Wisły. Przychodził walczyć o puchary, teraz z kolegami bronią się przed widmem spadku. Ocenia jednak, że on sam zrobił postęp. - Myślę, że za mną dobry rok. Zanotowałem kilka asyst. Teraz czekam na kolejne i na bramkę - podkreśla. -Po raz pierwszy gram poza ojczyzną. Sporo rzeczy musiałem się nauczyć - np. języka.

Do niedawna wywiadów udzielał po angielsku. W końcu się przełamał i rozmawia po polsku. - Na początku wydawało mi się, że to taki chiński język - śmieje się. - Ale dużo już rozumiem. Oglądam polską telewizję - jeden mecz, drugi, potem studio pomeczowe. Poza tym, mój synek idzie do przedszkola i musimy teraz rozmawiać po polsku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski