Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obuchem w Tuska

Redakcja
Wywiad wicepremiera Piechocińskiego dla „Rzeczpospolitej” tworzy nową jakość stosunków PO-PSL. Nigdy dotąd szef PSL nie kpił publicznie z platfo­rmowej propagandy sukcesu.

Jan Maria Rokita: LUKSUS WŁASNEGO ZDANIA

Pawlak pozwalał sobie w tej materii co najwyżej na zakamuflowaną ironię. Piechociński nie widzi powodu, aby sobie otwarcie nie pokpić na temat wizji premiera Tuska wysokich emerytur i nowoczesnych dróg i lotnisk, wznoszonych na poczet przyszłych dochodów z gazu łupkowego. Ale co ważniejsze, nigdy dotąd przywódca mniejszej partii koalicyjnej nie odważył się wprost i osobiście publicznie zaatakować premiera. Piecho­ciński z troską mówi, że „martwi go to, iż Tusk nie panuje już nad swoją partią”. Jest w tym zarówno protekcjonalny ton, jak i kpina z premiera. Jest przecież jasne, że Piechociński naprawdę aż ręce zaciera, kiedy przywództwo Tuska słabnie, bo tylko wtedy może znaleźć pole dla bardziej niż dotąd podmiotowej własnej pozycji w rządzie. Ale na dodatek Piechociński drwi w ten sposób z przywódczych kwalifikacji Tuska, a dla szefa partii wodzowskiej, którego największą polityczną ambicją jest uległość i bezwzględne posłuszeństwo towarzyszy partyjnych, nie ma w istocie drwiny bardziej bolesnej. Krótko mówiąc, świadomie lub nie, z premedytacją albo przez naiwność, Piechociński robi sobie w Tusku zaciekłego politycznego wroga.

Jaka może być wewnętrzna racjonalność takiej zmiany taktyki wobec silniejszego partnera, a de facto – politycznego zwierzchnika? Zapewne w przypadku prostodusznego Piech­oci­ńskiego nie zanadto wyrafinowana. Po pierwsze szef PSL jest przez Tuska wewnątrz rządu traktowany źle, co nie jest wyjątkiem, bo premier nabrał maniery ostentacyjnie lekceważącego traktowania współpracowników, w tym zwłaszcza członków własnego rządu. W przeciwieństwie do twardego Pawlaka, Piechociński jest wrażliwy i miękki i widać, że od dłuższego czasu znosi to bardzo źle.

Po drugie – Tusk istotnie bardzo osłabł, a coraz już wyraźniejszy zmierzch czasów Tuska zaczyna ciążyć nad polską polityką, wyzwalając w niej nowe zachowania polityków, próbujących nie umrzeć razem z Tuskiem i ustawić się tak, aby w odpowiedniej chwili zdążyć wziąć udział w jego politycznym pogrzebie, a zwłaszcza w następującym potem nowym rozdaniu. Piechociński niestety robi to w sposób nazbyt bezceremonialny i naiwny, oświadczając bez ogródek, iż „niezależnie od tego kto będzie rządzić po wyborach, PSL i tak będzie w przyszłej koalicji”. Nie zauważa, że w ten sposób, niejako przy okazji, potwierdza najgorszy stereotyp PSL, jako partii bezideowej, walczącej tylko o państwowe posady dla własnej, tak licznej wiejskiej nomenklatury. I rujnuje propagowany przez jego własnych zwolenników pogląd, iż on sam nie jest takim oportunistą, jak większość działaczy jego stronnictwa.

Najpowszechniejsza dziś interpretacja zachowania Piechocińskiego zakłada, że jego atak na Tuska jest wyrazem własnej słabości. Prezesowi grozić może odwołanie z funkcji, na którą wybrany został dość przypadkowym splotem okoliczności. A PSL pod jego przywództwem może nie wejść do następnego parlamentu. Taki pogląd upowszechniają nie tylko publicyści, ale także co bardziej przenikliwi politycy – np. Jarosław Gowin. Niewątpliwą prawdą jest to, że PSL pod Piechocińskim słabnie, a nie rośnie w siłę. Bierze się to z faktu, że od samego początku cała polityczna strategia lidera PSL opiera się na błędnych założeniach.

Piechociński od dawna głosi, że w Polsce są dwa typy partii politycznych. Pierwszy – to „ emocjonalne partie warszawskie” (głównie PO i PiS), które żyją nie problemami kraju, ale siłą wzajemnego antagonizmu i dlatego muszą tracić wyborców. Drugie – to „partie gospodarki i narodowego interesu”, (głównie PSL), które jeśli tylko nie zejdą ze swojej centrowej, umiarkowanej, rozsądnej drogi – są skazane na sukces. Piechociński ze swoją wiarą w „partię rozsądku” wygląda na późnego wnuka Unii Demokratycznej, która nawet rozpadając się w pył, nadal głosiła pochwałę umiaru i rozsądku. Owszem, polityka byłaby dużo lepsza, gdyby Piechociński miał rację. Ale jej nie ma. PO i PiS dlatego właśnie uprawiają permanentnie wrogą demagogię, bo przerobiły tę lekcje i wiedzą, że lud gardzi w gruncie rzeczy umiarem i rozwagą, kocha natomiast polityczne walki gladiatorów.

Ataki na Tuska pokazują, że Piechociński miota się i nie ma spójnej i przemyślanej taktyki. Budowa silnego umiarkowanego centrum coraz wyraźniej okazuje się politycznym mitem. Teraz szef PSL próbuje zbudować swoją pozycję w rosnącym ostatnio w siłę obozie antytuskowym, pozostając zarazem w rządzie, działającym przecież całkowicie podług dyktanda Tuska. Nic nie wskazuje na to, aby prezes miał dość chytrości, aby taktykę taką rzeczywiście przekuć w swój sukces.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski