Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oburzeni

Redakcja
Tak, to jest doskonały materiał na dokument. Ruch Oburzonych, który podniósł głos na rządzących, postanowił odmalować francuski reżyser z algierskimi korzeniami Tony Gatlif, autor nagrodzonych w Cannes "Exils”.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Francuz wybrał pokrętną drogę. "Oburzeni” nie są ani fabułą, ani dokumentem (choć tak bywają opisywani w repertuarze). Można ich zaszeregować równie dobrze jako video-art czy film eksperymentalny.

Gatlif podąża śladami głównej bohaterki, zagranej przez czarnoskórą Mamebetty Honoré Diallo. Podglądamy jej długą drogę, co jest zresztą charakterystycznym motywem dla twórczości tego reżysera. Zaczynamy na Czarnym Lądzie, by następnie przenieść się do ogarniętej pararewolucyjnymi wydarzeniami Europy. Zwiedzamy Francję, gdzie Oburzeni protestowali na placu Bastylii, Grecję i Hiszpanię, a więc najbardziej zapalne punkty na mapie europejskiego kryzysu gospodarczego.

Gatlif pozostawia obrazy bez słów. Zostawia tylko odgłosy ulicy, czasami oddaje głos bohaterce czy postaciom drugoplanowym. Mówią jednak niewiele, rwanymi zdaniami, często niezrozumiale. Nie opisują rzeczywistości, nie komentują, przekazują szczątki emocji. Gatlif nie skupia się na ludziach, lecz obserwuje ich z zewnątrz. Nie stara się wniknąć w głębię uczuć, nie próbuje zrozumieć. Traktuje ich trochę jak marionetki, symbole upadku i wyautowania. Portretuje niczym malarz, dla którego krajobraz stanowi najwyższą wartość. Tworzy wielobarwny pejzaż na podobieństwo filmu fabularnego, sklejając ujęcia z kadrów dokumentalnych.

Ten landszaft Gatlifa, stojącego ewidentnie po oburzonej stronie barykady, budzi mieszane uczucia. Z pewnością Francuz prezentuje dzieło oryginalne, takie, nad którym z lubością doktoryzować się będą filmoznawcy. Ileż tu warsztatowych kontekstów i niuansów, pomysłów i konceptów. Politolog, którym również jestem, zainteresowany wnikliwym spojrzeniem na tytułowy temat, poczuje jednak niedosyt. Sklejone na podobieństwo teledysku obrazy, wsparte – jak to u Gatlifa bywa – frapującą muzyką (jest i taniec flamenco znany z "Vengo”), potrafią uwieść wzrok. Nie mogą jednak oszukać umysłu, który domaga się faktograficznego miąższu.

Reżyser wylicza na ekranie rewolucyjne hasła, przepisane zresztą wprost z ulicznych transparentów. Wymierza ostrze swojego filmu w polityczno-gospodarczy establishment, który w imię wyższych zysków gotowy był pozostawić jednostki na pastwę losu. Kryzys, którego przyszło nam doświadczyć, jest jednak procesem o wiele bardziej złożonym. Nie opiszą go uliczne hasła, w których miesza się populizm z idealizmem. Ruch Oburzonych to nie tylko zamaskowani ludzie i płonące opony w Grecji. To nie tylko porzuceni imigranci, którzy na granicy wymarzonej Europy spotykają druty kolczaste i funkcjonariuszy w mundurach.

Gatlif sam siebie ograniczył. Zacieśnił widnokrąg do peryferii. Skupił się na outsiderach, zapominając, że to, co najciekawsze, kryje się w epicentrum. O wiele lepiej niuanse gospodarczej depresji opisała "Chciwość” J.C. Chandora, pokazując świat maklerów z Wall Street. W tym porównaniu francuski film przypomina tani pejzażyk zamówiony na potrzeby kampanii piarowej Oburzonych.


FOT. AGAINST GRAVITY

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski