Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od Callas do Domingo

Redakcja
- Spotkałem go po raz pierwszy w 1967 r., jako nastolatek. Nasza współpraca zaczęła się w 1986 r. - dyrygowałem wtedy orkiestrą podczas jego koncertu w Japonii. Od tej pory mieliśmy dziesiątki wspólnych koncertów. Nagrywaliśmy płyty - m.in. "Opera Gala" czy "Roman Heroes". Lubię z nim pracować.

Z EUGENE'EM KOHNEM, amerykańskim dyrygentem, rozmawia Dominika Ćosić

 - Na długiej liście wokalistów, z którymi Pan pracował: m.in. Franco Corelli, Renata Tebaldi, Luciano Pavarotti, bardzo ważne miejsce zajmuje Placido Domingo, któremu towarzyszył Pan we Wrocławiu dyrygując Sinfonią Varsovią...
 - Obserwując wspólne Panów występy, można odnieść wrażenie, że wspaniale się rozumiecie.
 - Sam mam podobne wrażenie... Podejrzewam, że praca z Domingo jest dla każdego dyrygenta przyjemnością. Placido jest przede wszystkim świetnie wyszkolony. Ma wspaniały głos, ale także, co jest równie ważne, warsztat i umiejętność mądrego wykorzystywania go. Pomocne jest jego doświadczenie dyrygenckie. Domingo interesuje się dyrygenturą, rozwija swoją wiedzę na ten temat. Potrafimy całymi godzinami rozmawiać o prowadzeniu orkiestry. To niesamowite. Uwielbiam i cenię jego głos i lubię jego towarzystwo.
 - O Placido Domingo mówi się, że jest artystą, ale i człowiekiem idealnym, niemalże bez wad.
 - W życiu prywatnym Domingo jest tą samą osobą, co na scenie. To bardzo rzadkie zjawisko. On na nikogo się nie kreuje. Jest, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, normalny. Muzyka jest dla niego bardzo ważna. Ludzie to wyczuwają, stąd sympatia, jaką się cieszy. Jeszcze raz powtórzę, przyjemnością jest przebywanie i pracowanie z nim. On naprawdę nie ma wad.
 - Jest Pan znany jako dyrygent, zaczynał Pan jednak jako pianista i to akompaniując Marii Callas - towarzyszył jej Pan przy nagraniu płyt z serii "Master Classes". Jak Pan wspomina to doświadczenie?
 - Powiem szczerze, kiedy pracowałem z Callas - a były to lata 1970-71 - byłem chyba za młody, by móc w pełni skorzystać z tej niezwykłej lekcji. Niestety, nie nauczyłem się wtedy wszystkiego, czego mógłbym, od Callas. Dopiero później zrozumiałem, co chciała mi przekazać, pojąłem jej sposób postrzegania muzyki, komunikowania się ze światem za pomocą dźwięku, przekazywania emocji. Callas była wyjątkową artystką - miała nie tylko wspaniałe doświadczenie i talent, ale i niesamowity instynkt muzyczny; głos służył jej jako najlepszy sposób osiągnięcia porozumienia z ludźmi. Zrozumiałem to jednak dopiero później.
 - Współpracownicy Callas wspominają zazwyczaj, że praca z nią nie była łatwa.
 - Dla mnie była - ale to wyjątkowa sprawa. Gdy rozpocząłem pracę z Callas, artystka była w szczególnie trudnym momencie życia - próbowała po raz drugi rozpocząć karierę, walczyła o to ze wszystkich sił. To było dla niej sprawą życia lub śmierci artystycznej, stąd nie była miła dla ludzi. Callas była niesamowicie dynamiczną osobowością, a przy tym wymagającą - współpracowników traktowała tak jak siebie, a sama była perfekcjonistką. Ale z drugiej strony potrzebowała też akceptacji, cieszyło ją to, że ktoś jest dla niej po prostu miły. Lubiła mnie, bo nie wiedziałem wtedy jeszcze zbyt dużo o muzyce i stąd nie krytykowałem tego, co robiła, nie narzucałem jej swoich opinii.
 - Był Pan wtedy niemalże nastolatkiem. Dziennikarze nazywają Pana często cudownym dzieckiem. Co sprawiło, że tak wcześnie rozpoczął Pan karierę? Czy poza talentem były jakieś inne tego przyczyny?
 - Z perspektywy czasu widzę, że jako nastolatek byłem nieszczęśliwy - to normalne zresztą w tym wieku. Muzyka była dla mnie przez wiele lat ucieczką od świata, od problemów. Tak, jak inni sięgają po narkotyki lub alkohol, tak ja zatapiałem się w muzyce. Moja prawdziwa miłość do muzyki rozwijała się z czasem.
 - Co sprawiło, że odnosząc sukcesy jako pianista, zdecydował się Pan zostać dyrygentem?
 - Do podjęcia studiów dyrygenckich namówił mnie słynny amerykański dyrygent Fausto Cleva. Po ukończeniu studiów byłem przez dwa lata asystentem Thomasa Shippersa. Potem poznawałem niemiecki repertuar symfoniczny, pracując pod okiem Ericha Leindorfa. Ci wszyscy ludzie wywarli na mnie wpływ. Po raz pierwszy stanąłem przed orkiestrą z batutą w ręku w 1975 roku, dyrygując "Łucją z Lammermoor" Donizettiego, co sprawiło mi bardzo dużo przyjemności. To wykonanie opery zostało dobrze przyjęte przez krytyków, a dla mnie było znakiem, by kontynuować karierę dyrygenta...
 - Miał Pan dobrych nauczycieli...
 - Miałem duże szczęście, że na swojej drodze spotykałem tak wartościowych ludzi, od których mogłem się uczyć. Moje pierwsze kroki jako dyrygenta wiążą się w pewnym sensie z Polską. Kiedy przed 20 laty po raz pierwszy pracowałem w słynnej nowojorskiej Metropolitan Opera, prowadziłem próby do "Cyganerii" i "Madame Butterfly", w których to śpiewała polska sopranistka Teresa Żylis-Gara. Była wspaniała.
 - Dyrygował Pan na większości najlepszych scen operowych świata - w Staatsoper w Wiedniu, Opera Bastille w Paryżu, Teatro dell’Opera w Rzymie...
 - Praca w każdym z tych miejsc wygląda inaczej. Oczywiście bardzo dużo zależy od orkiestry, ale miejsce też przyczynia się do wytworzenia specjalnego klimatu. Wiedeńska Staatsoper to oczywiście wspaniały teatr, ale mnie niespecjalnie odpowiada ten rodzaj akustyki. Pozwolę sobie w tym miejscu na małą dygresję - jedyną rzeczą, jakiej nie lubię w Polsce, jest to, że we wszystkich miejscach publicznych słyszy się głośną muzykę. W sklepach, kawiarniach, środkach komunikacji ryczy muzyka. To, moim zdaniem, morderstwo dokonywane na dźwięku. Zbyt intensywny i zbyt głośny dźwięk jest niesmaczny i potrafi skutecznie zniechęcić do muzyki.
 - Od sześciu sezonów prowadzi Pan orkiestrę symfoniczną w Puerto Rico.
 - Puerto Rico Symphony to 85 muzyków, występujących raz w tygodniu. Ten sezon otworzymy festiwalem, dedykowanym Pablo Casalsowi, dyrektorem festiwalu jest Krzysztof Penderecki. Grywamy cały repertuar symfoniczny - Brucknera, Mahlera, Beethovena, Brahmsa, Strawińskiego, Bartoka, Mozarta. W tym roku z powodu setnej rocznicy śmierci Verdiego wykonamy jego "Requiem". Solistką koncertu będzie świetna polska sopranistka - Teresa Baldner-Piaskowska z Katowic.
 - Sięga Pan przede wszystkim do klasyki - jedynym wyjątkiem jest chyba Penderecki. Jak Pan zatem odbiera muzykę współczesną?
 - Dyrygowałem utwory Pendereckiego, bo szanuję tego kompozytora, a jego muzyka przemawia do mnie. Ma niesamowity klimat. Nie jestem jednak wielbicielem muzyki końca XX wieku. Wiem, że jest ważna, że rozwija nowe pomysły, ale nie dociera do mnie. Na moje emocje najbardziej oddziałuje muzyka klasyczna, ona wyzwala we mnie najwięcej pasji.
 - Czy występuje Pan jeszcze jako pianista?
 - Grywam na fortepianie, ale raczej prywatnie. Od lat nie dałem publicznego występu.
 - Ale na "Operaliach" - konkursie dla młodych talentów wokalnych, organizowanym przez Placido Domingo, akompaniował Pan jego uczestnikom.
 - Zrobiłem wyjątek ze względu na Domingo i na samą ideę konkursu. "Operalia" to wspaniała sprawa. Poznałem tam także świetnych polskich śpiewaków, którzy wzięli udział w konkursie. Zwróciłem zwłaszcza uwagę na młodego barytona z Krakowa, Mariusza Kwietnia. Miał on nawet wystąpić z Domingo we Wrocławiu, ale w tym czasie śpiewał w Londynie i nie był w stanie dotrzeć do Wrocławia.
 - Co Panu daje więcej satysfakcji - wcześniej praca pianisty czy teraz sukcesy dyrygenckie?
 - Największą satysfakcję sprawia mi dyrygowanie dobrą orkiestrą, wykonującą wspaniały repertuar - np. opery Wagnera, Mozarta czy Verdiego. Różnorodny repertuar pozwala na prawdziwy rozwój.
 - We Wrocławiu dyrygował Pan Sinfonią Varsovią. Jak Pan ocenia ten zespół?
 - To naprawdę wyjątkowa orkiestra. Już po pierwszych próbach byłem zadowolony. Muzyka w ich wykonaniu jest bardzo ciepła, osobista, ludzka.
 - Wspomniał Pan wcześniej, że muzyka była dla Pana ucieczką. Czym jest teraz?
 - Przyznam, że teraz czuję ją bardziej świadomie. Mogę za jej pomocą dzielić się moimi doświadczeniami, uczuciami, przeżyciami. Sprawia mi przyjemność pracowanie z dobrymi muzykami, wspólne kreowanie dźwięków. Zaczynam wreszcie postrzegać muzykę tak, jak ją odbierała Maria Callas...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski