Jak z kolei deklaruje sam autor, „Arena” to ostatnia pozycja w cyklu opowiadającym o przygodach Edwarda Popielskiego, przedwojennego policjanta, później żołnierza AK i antykomunistycznego podziemia, ukrywającego się przed nową władzą, acz nierezygnującego z prowadzenia na własną rękę skomplikowanych śledztw. Tym razem - jako się rzekło - Popielski spada na samo „dno piekła” i próbuje się z niego wyrwać, by wreszcie prowadzić normalne, spokojne życie - na tyle, na ile to możliwe w powojennej polskiej rzeczywistości.
A wspomniane piekło mieści się już nie we Wrocławiu, głównej arenie powieści Krajewskiego, a w nadmorskim Darłowie, leżącym na tzw. Ziemiach Odzyskanych, co determinuje świat tej powieści i opisane wydarzenia. W Darłowie grasuje potworny zbrodniarz, nie tylko gwałcący kobiety, ale i gryzący je, zarażając przy okazji śmiertelnym paciorkowcem.
Tę powieść trudno nazwać klasycznym kryminałem; zagadka szybko zostaje wyjaśniona. „Arena szczurów” to raczej historyczna powieść obyczajowa (ze względu na ponurość intrygi to określenie nie do końca adekwatne, acz nie znajduję innego) - opowiadająca o życiu w powojennym Darłowie, bezwzględnie rządzonym przez ubeków i sowieckich okupantów, traktujących ludzi (ze szczególnym uwzględnieniem Niemców, acz nie tylko) jak niewolników. Na porządku dziennym są gwałty, zabójstwa, kradzieże, donosicielstwo. Szczytujące w sekwencji organizowanych przez władców miasta walk gladiatorów - co, mimo całej wiedzy historycznej i niechęci do „wyzwolicieli” z Armii Czerwonej wydaje mi się przesadzone…
To świat przypominający (toutes proportions gardees) rzeczywistość amerykańskiego tzw. czarnego kryminału (Hammett, Chandler) - zwłaszcza że bohater, ostatni sprawiedliwy w Sodomie, acz skażony światem, w którym żyje, boryka się z dylematami moralnymi. W tym przypadku: czy dla ocalenia własnego życia można poświęcić życie innych, niewinnych, ludzi?
To powieść trochę słabsza niż poprzednie książki Krajewskiego, nieco niespójna, przede wszystkim ze względu na zakończony zbyt nagle główny wątek. Ale warta lektury, choćby ze względu na realia historyczne. Choć i tu nie brakuje potknięć. „Nakazał wywiesić głośnik kukuruźnik, z którego szła relacja meczu piłkarskiego” - pisze Krajewski. Panie Marku, kukuruźnik to niewielki sowiecki samolocik, po wojnie używany do opryskiwania pól; takie radio nazywano kołchoźnikiem…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?