Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od obcokrajowców słyszałem, że Kraków jest piękny. To przyleciałem

Rozmawiał Sebastian Staszewski, Polsat Sport
Grzegorz Krychowiak pozuje do zdjęć na Stadionie Narodowym w Warszawie po zwycięstwie Sevilli nad Dnipro w finale Ligi Europy
Grzegorz Krychowiak pozuje do zdjęć na Stadionie Narodowym w Warszawie po zwycięstwie Sevilli nad Dnipro w finale Ligi Europy fot. Bartek Syta
Rozmowa. - Arsenal daje za mnie majątek? Jesteś wart tyle, ile ktoś za ciebie zapłaci. A za mnie do tej pory zapłaciła tylko Sevilla - mówi Grzegorz Krychowiak, pomocnik reprezentacji Polski, który ma za sobą bardzo udany rok. - Chcę utrzymać ten poziom - deklaruje.

- Awans reprezentacji Polski na mistrzostwa Europy, zwycięstwo z Sevillą w Lidze Europy, znakomite mecze w lidze hiszpańskiej, opaska kapitańska w klubie, nominacja do Drużyny Roku UEFA, czy może miejsce w jedenastce roku France Football? Który z tych sukcesów ceni Pan najbardziej?

- Pewnie was zaskoczę, ale… wyróżnienie „Playboya”!

- No tak, „Playboy” wybrał Pana najlepiej ubranym Polakiem…

- Przecież żartuję. Rok 2015 był dla mnie wyjątkowy. Chyba wszystkie założone cele udało się spełnić. Naprawdę nie mogę na nic narzekać. Sukcesy? Były. Wyniki? Były. Wyróżnienia indywidualne? Też. W końcu zagrałem na najwyższym poziomie i dałem radę. Zostałem doceniony. Przecież po to gra się w piłkę.

- Zostaje Pan więc przy wyróżnieniu „Playboya”?

- To może jednak postawię na zwycięstwo w Lidze Europy. Na Stadionie Narodowym, przed własną publicznością, dodatkowo strzeliłem bramkę. Sam bym tego nie wymyślił, a jednak życie napisało taki scenariusz. Niesamowicie wiele radości dał mi awans z kadrą na Euro 2016. Kilka lat czekaliśmy na sukcesy w eliminacjach. Pokazaliśmy dużo jakości, woli walki. Wcześniej kadra nie dawała rady na dużych turniejach, a my mamy potencjał, aby tę złą passę przełamać. Kiedy tak wymieniłeś mi te wszystkie triumfy, to pomyślałem, że… chcę je powtórzyć. Utrzymać się na tym poziomie jak najdłużej.

- Żeby utrzymać wszystkie nagrody będzie Pan musiał często jeździć na zakupy…

- I tak nie jeżdżę za często. Raz, dwa, czasami trzy razy w miesiącu. Kiedy mieszkałem we Francji, częściej wyskakiwałem na shopping. W Sevilli nie ma zbyt wielu odpowiednich na to miejsc. Muszę wybierać się do Paryża albo Madrytu. A, że wolnego czasu nie ma dużo, to i na zakupy nie ma okazji.

- Skąd wzięło się u Pana zamiłowanie do mody?

- Wszystko zaczęło się we Francji. Było tam wiele sklepów, butików, więc - korzystając z okazji - chodziłem, oglądałem, przymierzałem, kupowałem. Spodobało mi się to. Lubię fajnie wyglądać, dobrze się zaprezentować. Ubrania w pewnym sensie oddają naszą osobowość. I tak moda stała się hobby. Nie traktuję jej jako okazji do wydania pieniędzy, tylko jako moje zainteresowanie. Zresztą, Celia także związana jest z modą [Celia Jaunat, dziewczyna Krychowiaka - przyp. red.]., więc jeśli tylko mamy wolną chwilę, wyskakujemy na wspólne zakupy.

- Czasami jednak Pana gust jest poddawany wątpliwościom. Głównie przez prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniewa Bońka, który o Pana słynnym płaszczu z futerkiem pisał ze śmiechem na Twitterze: „A męskich nie było”?

- A ja powiem tak: liczą się wyniki, prezesie, a to ja mam tytuł najlepiej ubranego Polaka (śmiech). Podchodzimy do tego wszystkiego z dużym dystansem. Prezes Boniek media społecznościowe traktuje jako zabawę, ja także, więc nic się nie stanie, jeśli się poszturchamy. Nie brakuje w tym jednak dawki humoru. A co do mojego stylu to normalne, że nie wszystkim musi się podobać. Nie mam z tym żadnego problemu.

- Wokół reprezentacji Polski w ogóle Panuje świetna atmosfera. Z kim w kadrze trzyma się Pan najlbliżej?

- Nie mam problemu, aby żartować czy rozmawiać z kimkolwiek. Najlepiej jednak koleguję się z tym, którego znam od reprezentacji juniorskich, czyli z Wojtkiem Szczęsnym. Ten trzyma się natomiast z Lewandowskim i jakoś tak stworzyliśmy trio. Ale lubię też innych, Milę czy Peszkę.

- Lewandowski, Krychowiak, Szczęsny. Strach was puścić w trasę jednym samochodem. Łącznie jesteście warci jakieś 150 milionów euro!

- Dlatego niech PZPN pamięta, że powinniśmy podróżować oddzielnie.

- Śmieszki z was…

- Fajnie, że portal Łączy nas Piłka pokazał ludziom, jaka panuje w kadrze atmosfera. Że jesteśmy normalnymi chłopakami, którzy lubią się powygłupiać, a nie zadufanymi w sobie bufonami.

- W minionym roku zrobiliście kilka głośnych akcji „dla hecy”. Jedna z nich to wplątywanie w wypowiedzi na konferencji prasowej nazwisk znanych piłkarzy. Na ten rok szykujecie coś równie spektakularnego?

- To, że awansowaliśmy na Euro, raczej nie wpłynie na nasze zachowanie, a więc żarty raczej będą. Żadnych planów jeszcze nie poczyniliśmy, a nawet, jakbyśmy je mieli, to na pewno nie zdradzę ich na łamach prasy.

- Od jakiegoś czasu w kadrze, poza Thiago Cionkiem, nie ma tak zwanych „farbowanych lisów”. Fakt, że na zgrupowania nie przyjeżdżają Niemcy i Francuzi z polskimi paszportami wpłynął na tak chwaloną atmosferę?

- Moim zdaniem w ogóle. Dobra atmosfera była zawsze, ale brakowało wyników. Ludzie szukali więc problemów. Ten miał się nie lubić z innym, tamten nie mówił po polsku, kolejny się nie integrował itd. To nie Ludo, Seba czy Eugen byli problemem. W kadrze zawsze najważniejsza jest motywacja. To, czy jesteś w stanie umrzeć za zespół. Grupa, którą zebrał Nawałka, to ma i dlatego potrafimy wygrać nawet z mistrzami świata.

- Niedawno odwiedził Pan Polskę. Gdzie Pan był?

- Przede wszystkim w rodzinnych stronach. Wiadomo, święta, czas, kiedy chce się spotkać z bliskimi, pobyć w tym najbardziej zaufanym gronie. Byliśmy także w Krakowie. Wielokrotnie słyszałem od obcokrajowców, że gród Kraka to piękne miasto, a jako Polak… nigdy tam nie byłem. Fajnie, że udało się wyskoczyć na zwiedzanie z Celią i jej rodziną.

- Media informowały o prywatnym samolocie, którym podróżował Pan do Krakowa. Bawi się Pan w życie!
- Powiem tylko tyle: to bardzo wygodny sposób transportu. Polecam!

- Jeszcze zimą wsiądzie Pan do samolotu lecącego do Londynu? Podobno Arsenal chce za Pana zapłacić ponad 30 milionów funtów.

- To, co wydarzy się w styczniu, a nawet w czerwcu, niezbyt mnie teraz zajmuje. Okna transferowe mają do siebie to, że w ich trakcie pojawiają się różne spekulacje, plotki. Ja o sobie czytałem wiele nieprawdziwych newsów. To samo z kwotami. Jesteś wart tyle, ile ktoś za ciebie zapłaci. A do tej pory zapłaciła za mnie Sevilla, ponad 5 mln euro.

- W Pana kontrakcie widnieje klauzula - 45 milionów euro. Imponuje to Panu?

- Może zaimponuje, jak ktoś tyle zapłaci. Będę robił wszystko, aby osiągnąć poziom, gdy ktoś powie: tak, chcę Krychowiaka i tyle dam, bo tyle jest wart. Dziś nie wiem ile tak naprawdę kosztuję, bo klauzula to wyłącznie sprawa umowna. Inna sprawa, że tak wysoka cena to dla mnie pokaz wiary i zaufania w moje umiejętności. Gdybym nie czuł tego wsparcia, takiego kontraktu pewnie bym nie podpisał. Nikt mnie do tego nie zmuszał. A jednak w Sevilli potrafili mnie przekonać, że warto związać się z nimi taką umową.

- Czy jest więc szansa, aby wyciągnąć Pana z Sevilli już zimą? Jakiekolwiek spekulacje mają sens? Arkadiusz Milik zdecydował na przykład, że niezależnie od wszystkiego zostaje w Amsterdamie do lata.

- Nigdy nie powiem, że na pewno nie odejdę, bo w futbolu zdarzają się cuda. A jeśli Zinedine Zidane będzie wielkim fanem Arka i złoży wielką ofertę Ajaxowi, to co? Milik nie przejdzie do Realu? Trzeba ważyć słowa. Kiedy wspomniany Zidane podpisywał kontrakt z Realem [w 2001 roku - przyp. red], we Włoszech ukazał się artykuł, że… śni o grze w Barcelonie. Ja nauczyłem się pewnych kwestii przy podpisywaniu kontraktu z Sevillą. Nawet dla mnie to było zaskoczenie. W mediach opowiadałem, że interesują mnie kierunki niemiecki i angielski, a tu pojawiła się Hiszpania. Życie zaskakuje.

- A transfer do Orła Mrzeżyno jest możliwy? Kiedy zażartował Pan u Kuby Wojewódzkiego, że jest taka szansa, kibice rozpoczęli zbiórkę pieniędzy.

- W Orle być może nigdy nie zagram, ale mam nadzieję, że ta cała akcja pokaże pewnym ludziom w tej miejscowości, że da się coś zrobić. Może coś tam się ruszy? Orzeł jest dziś w opłakanym stanie, przez kilka lat w ogóle nie istniał, dopiero niedawno go reaktywowano. Sporą pracę wykonuje tam mój tata i jego znajomi. Trzymam kciuki za chłopaków, bo jak widać nawet w tak małej mieścinie może wyrosnąć przyszły reprezentant Polski.

- Ma Pan czasami satysfakcję, jak bardzo pomyliło się w ocenie Pana potencjału Girondins Bordeaux?

- Nie, bo nie mam do nich pretensji. Wiem, że klub zrobił dla mnie dużo. Był okres, kiedy trener Francis Gillot zaufał innym piłkarzom, i ja nie miałem szans na grę. Później spróbowałem sił gdzie indziej. To, że udało mi się w Nantes, czy Stade Reims to duża zasługa Gillot’a. Brak regularnego grania sprawił, że otrzymałem bodziec. Miałem przyjemność z udowadniania, że jednak jestem wiele wart, że się nadaję. Chciałem to pokazać za wszelką cenę. I chyba mi się udało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski