Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od Piasta do Mikołajczyka

Rozmawiał: Włodzimierz Knap
Wincenty Witos w swoim gospodarstwie w Wierzchosławicach
Wincenty Witos w swoim gospodarstwie w Wierzchosławicach fot. Archiwum
Rozmowa z dr. Januszem Gmitrukiem, historykiem. 7 maja 1794 * Kościuszko wydaje Uniwersał Połaniecki * Miał on uczynić z chłopów obywateli * Od tego czasu Polska dorobiła się wielu polityków pochodzących ze wsi

– Przez kilka wieków, do 1370 r., Polską rządziła dynastia Piastów, wywodząca się od chłopa Piasta Kołodzieja (Oracza).

– O chłopie Piaście, jako protoplaście dynastii, piszą wszyscy kronikarze, począwszy od Galla Anonima po Jana Długosza, a nawet XVI-wieczny historyk Marcin Bielski.

– Pierwszymi władcami, w tym królami Polski, byli zatem chłopi, lecz pomijając legendę, długo musieli czekać na przywódców z prawdziwego zdarzenia.

– To prawda, mimo że część z nich przechodziła do stanu rycerskiego i szlacheckiego. Niestety, nazwisk ich z reguły nie znamy. Stan chłopski, jak pisał prof. Franciszek Ziejka w „Złotej legendzie chłopów polskich”, przez wieki nie posiadał własnych dziejów, traktowany był jako stan niehistoryczny. Warto jednak pamiętać, że bardzo wielu studentów Uniwersytetu Krakowskiego w XV i XVI stuleciu to byli synowie chłopscy.

Oni też nierzadko wyjeżdżali na studia za granicę. Zasiadali w radach królewskich, z ich wiedzy korzystali władcy. Pierwsi znani z imienia i nazwiska liderzy ruchu ludowego pojawili się jednak dopiero w XIX w.

– Wcześniej pojawił się Aleksander Kostka Napierski. Kim był?

– Choć wiele na jego temat napisano, to do dzisiaj pewnej wiedzy mamy stosunkowo mało.

– Gdy był przesłuchiwany w czasie tzw. procesu krakowskiego, to w czasie tortur podawał cztery nazwiska: Aleksander Lew, Aleksander Napierski, Wojciech Bzowski, wreszcie przedstawiał się jako syn króla Władysława IV. Które jest prawdziwe?

– Prof. Adam Kersten, autor „Na tropach Napierskiego”, twierdzi, że nadal tego nie wiemy. Nie wyklucza jednak i tego, że mógł być synem Władysława IV, choć opowiada się za Napierskim.

– Był przywódcą ludowym czy zręcznym emisariuszem obcych państw?

– Prawdopodobnie był szlachcicem, urodzonym między 1620 a 1624 r. W połowie lat 40. podjął służbę wojskową. Z pewnością służył w armii szwedzkiej, może też cesarskiej. Na początku lat 50. XVII w. związał się z Bohdanem Chmielnickim i prawdopodobnie z Jerzym Rakoczym, księciem Siedmiogrodu, ale było to na kilka lat przed zawarciem traktatu z Radnot, który przewidywał rozbiór Rzeczypospolitej, m.in. między Rakoczego i Chmielnickiego.

W 1651 r. zajął zamek w Czorsztynie, a nieco wcześniej wydawał uniwersały do chłopów w Polsce, wzywając ich – bezskutecznie – do obalenia władzy panów. Po kilku miesiącach przegrał, wydany przez własnych ludzi, a po procesie został skazany na śmierć. Wyrok na nim wykonano 18 lipca 1651 r. na Krzemionkach.

– Wojciech Bartosz Głowacki, bohater spod Racławic (4 kwietnia 1794 r.), przeszedł do legendy, choć zmarł wkrótce w wyniku ran odniesionych w bitwie pod Szczekocinami (6 czerwca). O nim też praktycznie nic pewnego nie wiemy, począwszy od miejsca i daty urodzenia. Do historii przeszedł tylko dzięki męstwu podczas tamtej bitwy. Jego śmierć nie została zauważona.

– Ale nie zmienia to faktu, że stał się wielkim bohaterem dla chłopów. Za odwagę przy zdobywaniu armat na wrogu został pasowany na stopień oficerski przez Tadeusza Kościuszkę. Naczelnik nadał też Wojciechowi Bartoszowi na Wawelu nazwisko Głowacki. Kilka dni później Naczelnik wydał odezwę „O względy dla walecznego Wojciecha Głowackiego”. W niej m.in. zobowiązał starostę Antoniego Szujskiego, by zadbał o żonę i dzieci Głowackiego.

Szujski wspomógł rodzinę bohatera spod Racławic m.in. krową, wieprzkiem, maciorą oraz 11 korcami (ok. 1330 litrami) różnych zbóż oraz nakazał uwolnić go od wszelkich powinności. Dla chłopów ważne było to, że mogli przez długie lata powoływać się na czyn Głowackiego. Pełnił on rolę symbolu w ich walce o niepodległość Polski.

– Jakub Szela natomiast budził strach?
– I to wielki. Rabacja z 1846 r. była chyba jedyną prawdziwą rewolucją w dziejach Polski. Trzy dni trwała rzeź właścicieli majątków, ich rodzin, zarządców, a kluczową rolę odegrał w niej Szela. W jego rękach, jak piszą pamiętnikarze, spoczywał los życia i śmierci wielu panów. Wydarzenia w Galicji odbiły się nie tylko szerokim echem w społeczeństwie polskim, lecz też w całej Europie. Gazety niemieckie i francuskie zamieszczały wizerunki Szeli. Był synonimem mściciela, okrutnika, choć dla wielu chłopów rabacja była usprawiedliwiona wielowiekowym bezprawiem.

– Szela i jego ludzie nie oszczędzali też niektórych księży, ale w XIX w. nie brakowało duchownych, których można uznać za przywódców ruchu ludowego.

– W zaborze austriackim wybijającą się postacią był ks. Stanisław Stojałowski, który wydawał dla chłopów czasopisma („Wieniec” i „Pszczółka”), organizował dla nich pielgrzymki i uczył gospodarowania, ale też odciągał od pijaństwa. Był posłem na Sejm Krajowy Galicji (1898–1911), założycielem partii chłopskich. Władzom kościelnym nie podobała się działalność Stojałowskiego, czego wyrazem był wydany mu zakaz działalności na polu społeczno-politycznym. Jednak na 86 partii związanych z ruchem ludowym od końca XIX w. mniej więcej jedna trzecia działała w oparciu o katolicką nauką społeczną.

– Wielu duchownych, mówiąc delikatnie, nie przepadało za chłopami-politykami.

– Owszem. Niemała część księży zwalczała ruch chłopski. Byli to przede wszystkim prałaci, proboszczowie, nierozumiejący emancypacyjnych dążeń chłopów. Dopiero po wielu latach, w 1992 r., Kościół, ustami ówczesnego prymasa Józefa Glempa, przeprosił za ówczesne działania duchownych wymierzone w ruch ludowy.

– Wincentego Witosa postawiłby Pan obok Józefa Piłsudskiego oraz Romana Dmowskiego?

– Naturalnie. Uważam, że rację mają ci, którzy Witosa mają za polskiego Cincinnatusa (rzymski senator z V w. p.n.e., który był dyktatorem, ale po pokonaniu wrogów Rzymu rezygnował z pełni władzy i wracał do pracy na roli), czyli „ojca ojczyzny”, bo miał zasadniczy wpływ na to, że wielu chłopów stało się świadomymi Polakami. Nie wiem, czy Polska wybiłaby się na niepodległość bez poczucia obywatelskości ze strony chłopów.

Warto pamiętać, że procentowo w II Rzeczypospolitej odsetek synów chłopskich na studiach był znacznie wyższy niż w okresie PRL. Ale największym wkładem chłopów w naszych dziejach jest to, iż zapewnili przetrwanie biologiczne narodu! Rodziny chłopskie liczyły nierzadko nawet kilkanaścioro dzieci. Pod tym względem chłopi byli niekwestionowanymi liderami.

– Formalnie do najwyższej godności w hierarchii państwowej doszedł spośród przywódców chłopskich Maciej Rataj, marszałek Sejmu w latach 1922–1928. Dwukrotnie pełnił obowiązki prezydenta Polski, najpierw po zabójstwie Gabriela Narutowicza, potem po zamachu majowym i rezygnacji Stanisława Wojciechowskiego, choć ten, mimo że był „starym” działaczem ruchu socjalistycznego, w 1921 r. wstąpił do PSL „Piast”. Jakim politykiem był Rataj?

– Niezwykle inteligentnym, potrafiącym podejmować szybkie i skuteczne decyzje. Znał kilka języków, m.in. łacinę, grekę, francuski. Po zabójstwie prezydenta Narutowicza w ciągu kilku godzin doprowadził do powołania rządu Władysława Sikorskiego i uspokojenia sytuacji w kraju. Jego rola w ruchu ludowym jest szczególnie duża zwłaszcza w latach 30., gdy w zastępstwie Witosa kierował nim.

Po przegranej kampanii wrześniowej był jednym ze współtwórców Polskiego Państwa Podziemnego. Stawiam Rataja obok Witosa. Oni, można powiedzieć, podzielili się rolami. Witos to twardy polityk, typ samotnika, a Rataj – intelektualista, dyplomata, zabiegający, by ruch ludowy nie skręcał zanadto w lewo. Obaj wpłynęli na innego dużej klasy polityka, Stanisława Mikołajczyka.

– Może wcześniej warto przypomnieć postać Stanisława Thugutta, wicepremiera, ministra, przywódcę kilku partii chłopskich.

– Niewątpliwie. To była nietuzinkowa osoba. Nazywano go polskim Robespierrem.

– Jako szef MSW kazał „ogolić” orłowi koronę.

– Mogę go wytłumaczyć tylko w ten sposób, że był w Polskiej Organizacji Wojskowej, a orzeł POW był bez korony. Wielkie zasługi miał jeszcze w okresie zaborów, gdy działał społecznie. Miał też przywary, jedną z nich było to, że trzynastego dnia miesiąca nie przychodził do pracy, o godzinie 13 przerywał zajęcia, spotkania. Spóźniał się do pracy, a kiedy próbowano go przekonać, że jako prezes nie powinien tak postępować, odpowiadał, iż jest człowiekiem wolnym, a nie niewolnikiem.

– Prof. Andrzej Paczkowski, biograf Mikołajczyka, twierdzi, że po przyjeździe do Polski po wojnie był on skazany na porażkę, bo przeciw miał zbyt wielką siłę militarną komunistów oraz niechęć zachodnich sojuszników do sprawy polskiej. Podziela pan stanowisko prof. Paczkowskiego?

– Winston Churchill niemal wprost powiedział Mikołajczykowi, że jego kraj ma własne kłopoty i nie zamierza zajmować się Polską. Mikołajczyk musiał więc wracać do kraju. Uważał, że Polska ma szanse uzyskać od Stalina status Finlandii.

– Łudził się?

– Tak, ale twierdzę, że do 1947 r. miał prawo. Mikołajczyk starał się wycisnąć z porozumień jałtańskich wszystko, co było można. Jałta z jednej strony oznaczała zniewolenie, ale też dawała pewne szanse, zwłaszcza na polu ekonomicznym. Mikołajczyk skutecznie zabiegał o pomoc USA dla Polski. Dostaliśmy od Ameryki ok. 500 mln dolarów, które stanowiły trzykrotną wartość ówczesnego budżetu państwa polskiego.

CV

Dr Janusz Gmitruk jest dyrektorem Zakładu Historii Ruchu Ludowego i Muzeum Historii Polskiego Ruchu Ludowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski