Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od pół wieku pani Julia nie szczędzi gardła na meczach ukochanej Wisły

Piotr Drabik
Piotr Drabik
Na stadionie przy Remonta pani Julia nie może usiedzieć w miejscu z powodu emocji na boisku
Na stadionie przy Remonta pani Julia nie może usiedzieć w miejscu z powodu emocji na boisku fot. anna kaczmarz
Sylwetka. - Zawsze, jak idę na mecz, to mam aż z nerwów mokre ręce - podkreśla 89-letnia Julia Kmiecik z Węgrzców Wielkich koło Krakowa. Seniorka wiernie kibicuje drużynie „Białej Gwiazdy” od 48 lat, a teraz walczy o tytuł najlepszej fanki w całej piłkarskiej Ekstraklasie.

Na stadionie przy ul. Reymonta czasami jest na godzinę przed meczem ukochanego zespołu. A gdy na murawę wychodzą piłkarze, nie szczędzi gardła i na cały głos śpiewa „Jak długo na Wawelu...”, czyli oficjalny hymn Wisły. No i oczywiście w obu dłoniach trzyma niebiesko-czerwony szalik. - Otrzymałam go od syna w prezencie i praktycznie się z nim nie rozstaję - śmieje się 89-latka. Mimo pięknego wieku Julii Kmiecik nie można zaliczyć do grona kibiców „pikników”, którzy przychodzą na mecz tylko dla zasady.

- Na trybunach zawsze się denerwuję i nie mogę usiedzieć w miejscu, jak źle grają. Czasem sobie nawet pod nosem przeklnę czy coś powiem na sędziego, ale tak cicho żeby nikt nie słyszał - zdradza wierna fanka krakowskiego klubu. W temacie Wisły pani Julia cały czas jest na bieżąco. - Lubię oglądać Głowackiego, Brozia (Paweł Brożek) czy Małeckiego. Dobry jest też ten piłkarz z Czech Ondraszek - wymienia praktycznie jednym tchem seniorka.

W sercu „Biała gwiazda”

Jej nieprzerwana miłość do piłki nożnej narodziła się w Węgrzcach Wielkich, gdzie mieszka od dzieciństwa. - Mój brat grał w miejscowej Węgrzcance, a ja zawsze dopingowałam go z trybun - wspomina Julia Kmiecik. Teraz mieszka kilkadziesiąt metrów od lokalnego boiska, i po sąsiedzku przychodzi na każde spotkanie miejscowego klubu. - Również regularnie wpłacam składki członkowskie - dodaje. Jednak jako młoda dziewczyna sama nie miała okazji uprawiać sportu.

- Miałam ciężkie dzieciństwo. Podczas okupacji pracowałam w dworze zajmowanym przez niemieckich żołnierzy - nie kryje 89-latka. Pani Julia pamięta również radzieckich żołnierzy, którzy z głodu jedli znalezioną we wsi surową kapustę. - Kiedyś każdy tutaj miał swoje gospodarstwo, krowy, konie. W ogóle nie było dróg. A teraz w Węgrzcach jest prawie jak w mieście - podkreśla seniorka.

Po zakończeniu wojny pozostała we wsi, gdzie założyła własną rodzinę. Jej jedyny syn już jako młody chłopak zainteresował się sportem. - Po szkole od razu zostawiał plecak i biegł na trening „Węgrzcanki”. Uczył się w miarę dobrze, ale tylko miał piłkę w głowie - opowiada nam 89-latka. Dodaje, że w tym czasie nawet szmaciana piłka z łatami była używana latami, podobnie jak korki do gry.

Po latach Kazimierz Kmiecik został legendą Wisły Kraków, a jego rekord 180 bramek zdobytych dla zespołu „Białej Gwiazdy” pozostanie niepobity. Jako młody chłopak na gorący obiad musiał czekać do wieczora, kiedy jego mama wróciła z pracy. Pani Julia przez ponad 30 lat zajmowała się składaniem długopisów i wiecznych piór w jednej ze spółdzielni.

Jednak swoją zawodową karierę zaczynał w Cracovii. Ale na drugą stronę Błoń pani Juli zawsze było nie po drodze. - Tutaj, w Węgrzcach wszyscy szli zawsze na Wisłę - zaznacza seniorka. Po dwóch latach gry w pasiastej koszulce, Kazimierz rozpoczął przygodę z Wisłą Kraków, podobnie jak jego mama. Julia Kmiecik nie pamięta dokładnie swojego pierwszego meczu na stadionie przy ul. Reymonta. Jednak zawsze dopingowała syna wraz z mężem, a Kazimierz zadebiutował w pierwszym składzie „Białej Gwiazdy” w 1968 roku.

- Jeździliśmy za synem po całej Polsce: Chorzów, Mielec, Opole. Zazwyczaj pociągami, bo nie było wtedy tak dużo autobusów, jak teraz - wspomina seniorka. Jednak najczęściej pojawiała się na stadionie przy ul. Reymonta. - Teraz to są luksusy. Przed laty siedziało się na betonie. Deszcz, śnieg, mórz, to nie miało znaczenia - opowiada Julia Kmiecik. W chłodne dni ratowała się herbatką z prądem.

Dodaje, że na trybunach zawsze panowała przyjazna atmosfera, a na mecze przychodziły całe rodziny. - Nie było tyle agresji co teraz, tych wszystkich wulgarnych wyzwisk - tłumaczy 89-latka. Seniorka z niesmakiem patrzy również na bazgroły na murach z Wisłą w roli głównej. - Ci co je tworzą, to nie są prawdziwi kibice - dodaje.

Pani Julia ma nawet namiastkę ulubionego stadionu na swoim podwórku. Mowa o ławce, zbudowanej z drewnianych desek z trybun starego stadionu Wisły.

Kazik całym światem

Przez ostatnie 48 lat, najwierniejsza fanka „Białej Gwiazdy” rzadko opuszczała mecze ukochanego zespołu. Nawet po śmierci męża czy chorobie, w końcu wracała na trybuny. - Ja po prostu kocham piłkę i jak chłopaki pięknie grają - nie kryje panie Julia. Przez prawie pół wieku obserwowała wzloty i kryzysy krakowskiego klubu - kolejne tytuły mistrzowskie, jak spadki do niższej klasy rozgrywek.

Nie ważne jednak, czy obserwowała kolejny mecz ligowy, czy spotkanie w europejskich pucharach, emocje zawsze sięgały zenitu. - Pamiętam, jak raz Kazik nie strzelił z rzutu karnego. Kibice nadawali na niego, a ja pomyślałam: nie dostanie kolacji! Jednak po chwili zdobył bramkę i wszyscy na trybunach bili mu brawo - wspomina 89-latka.

Jednak najbardziej dumna była z niego na meczu w 1975 roku, kiedy jej syn strzelił Lechowi Poznań aż pięć goli (Wisła wygrała ostatecznie 8:0). - Mimo jego wielkiej formy, do kadry narodowej nie powoływał go Jacek Gmoch. Zupełnie tego nie rozumiałam - opowiada nam pani Julia. Zdziwieni zapewne byli również pozostali fani „Białej Gwiazdy”, bo już wtedy Kazimierz Kmiecik na stałe wpisał się w historię polskiej reprezentacji.

Z dwóch igrzysk olimpijskich przywiózł złoty (Monachium 1972)i srebrny medal (Montreal 1976), a na pamiętnym mundialu w RFN wraz z kadrą Górskiego zajął trzecie miejsce. - Jak wrócił do Węgrzców, wszyscy witali go jak bohatera. Na każdym kroku tworzyli bramę - wspomina seniorka.

Na trybunach nie brakowało również dramatycznych momentów. - Raz Kazika tak mocno uderzyła piłka w głowę, że aż wpadł do siatki w bramce. Stracił przytomność, a ja o mało co nie dostałam zawału. Na szczęście po chwili wrócił do gry - opowiada nam pani Julia.

Przed laty w rodzinnym domu Kmiecików nie rzadko pojawiali się legendarni gracze Wisły, jak Adam Musiał, Antoni Szymanowski czy Stanisław Gonet. - Zawsze wpadali do nas przed meczem. To były takie grzeczne chłopaki - dodaje seniorka.

Jej syn zakończył grę w Wiśle na początku lat 80., ale miłość pani Juli do „Białej Gwiazdy” została do dziś. Teraz na mecze zawozi ją sąsiad i synowa. - Na stadionie jest bardzo zainteresowana. Pyta o sytuacje na boisku, czy był faul, kto strzelił bramkę - mówi nam Józef Maniek, który w Węgrzcach mieszka tuż obok 89-latki.

Mamie na trybunach czasem towarzyszy również syn. - Zawsze jej powtarzam, że niepotrzebnie się denerwuje na meczu - podkreśla Kazimierz Kmiecik, który obecnie prowadzi juniorską drużynę „Białej Gwiazdy”. Podobnie jak jej syn, pani Julia również jest żywą legendą dla kibiców Wisły. - Na trybunach wszyscy mnie znają i nawet sobie ze mną robią zdjęcia - dodaje. Na Reymonta seniorka odwiedza czasem niewiele młodszego od siebie klubowego szewca, Władysława Nowakowskiego. - Bardzo go lubię. Powtarzam mu nawet, że po cichu się w nim kocham - śmieje się panie Julia.

Rodowita Węgrzcanka na wyjazdy ligowe Wisły się nie wybiera, ale zawsze ogląda te spotkania w telewizji. Przed ekreanem pani Julia lubi popatrzeć na ligi zagraniczne. - Podoba mi się również piłka ręczna. Zawsze oglądam mecze Polaków - przyznaje 89-latka.

Seniorka obecnie mieszka sama, ale wciąż cieszy się dobrym zdrowiem. - Ogólnie nie narzekam, ale kręgosłup i osteoporoza w tym wieku robią swoje - nie kryje seniorka. Z powodu gorączki odpuściła również jeden z ostatnich meczów „Białej Gwiazdy” u siebie. - Byłam taka wkurzona, że nie mogłam pojechać na stadion - wyjaśnia pani Julia.

89-latka nic nie wiedziała również o nominacji do plebiscytu Ekstrafanka. O tytuł najwierniejszej kibicki piłkarskiej elity, seniorka walczyła z dziewczynami z całej Polski. Warto podkreślić, że każda z kandydatek mogłaby być wnuczką pani Juli. Rodowita Węgrzcanka może zawsze liczyć na pomoc sąsiadów, również w przypadku głosowania na Ekstrafankę. - Na ulicy, w sklepie ludzie mnie zaczepiają i mówią, że oddali na mnie głos. To niesamowite - mówi z uśmiechem na twarzy 89-latka.

Pani Julia nie ukrywa, że w ostatnich miesiącach piłkarzom Wisły nie wiodło się w lidze najlepiej. - Dobrze, że zaczęli w końcu wygrywać. Ale nawet jakby spadli, i tak dalej chodziłabym na ich mecze - mówi z dumą doświadczona kibicka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski