18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od "Rio" do "Antycznej"

Redakcja
Inserat prasowy kawiarni Maurizio (Redolfi) z początku XX wieku FOT. ARCHIWUM
Inserat prasowy kawiarni Maurizio (Redolfi) z początku XX wieku FOT. ARCHIWUM
Wśród przerażających przestępstw, jakich w latach 50. ubiegłego wieku mógł się dopuścić uczeń liceum, było odwiedzanie kawiarni. Nie wiadomo dlaczego nawet najzupełniej niewinne kawowe bary, takie jak na przykład "Rio" przy ulicy św. Jana, w których oprócz czarnej podawano tylko ciastka, uchodziły za groźne spelunki. A jednak - jeżeli w kieszeni podzwaniało kilka monet - szliśmy do "Rio".

Inserat prasowy kawiarni Maurizio (Redolfi) z początku XX wieku FOT. ARCHIWUM

Krakowskie kawiarnie * Wiecznie żywy kawowy Bar przy św. Jana * Fafik, pies z "Przekroju", który miał własną kawiarnię * Piwniczna "Kolorowa" i zapuszkowane "Marago"

W wąskiej kiszce szumiał kawowy ekspres, było duszno, a ściany czarne jak tropikalna bezgwiezdna noc. Z tamtych czasów ocalały tylko długie lady obstawione barowymi stołkami, inny jest kolor ścian, inne wejście, znikły wymalowane na szkle egzotyczne maski, ale samo "Rio" trwa - na szczęście...

Nie przetrwał "Fafik" przy Siennej, podobnie jak "Rio", owoc popaździernikowych przemian w estetyce, kawiarnia kojarząca się jak najbardziej słusznie ze znakomitym wówczas "Przekrojem". Nie przetrwała kawiarnia "Marago" przy Zwierzynieckiej, gdzie pod sufitem wisiały setki puszek po rozpuszczalnej kawie o tej samej nazwie, też trochę "przekrojowa", bo ze ścianami pokrytymi myślami ludzi wielkich, średnich i psa Fafika. Przy pobliskiej ulicy Małej mieszkał Marian Eile, legendarny naczelny "Przekroju" i dzięki niemu obwieszona puszkami kawiarnia trafiła na okładkę tygodnika.

Nie ma już "Kolorowej" przy Gołębiej, gdzie przez pewien czas królowała "Piwnica" z Piotrem Skrzyneckim na czele, aby później przenieść się na Rynek, do baru "Vis a vis", przed którym, przy małym stoliku, nad filiżanką, siedzi dzisiaj ubrązowiony Piotr.

Takie były kawiarnie naszej młodości, ale pociągały nas także czcigodne lokale. Przede wszystkim kawiarnia "Sukiennice", którą nazywano po staremu - "Noworol" i "Antyczna" przy linii A-B.

W 1910 roku Jan Noworolski, jak wielu krakowian zapatrzony na stołeczny Wiedeń, otworzył w Sukiennicach kawiarnię. Trzy sale - "Biała", przeznaczona dla pań, "Brązowa" dla panów i "Zielona", fumuar, czyli palarnia - tworzyły elegancką całość, o której z pewną przesadą pisano: "Powstało jedno z najpiękniejszych wnętrz jakie można spotkać na świecie".

W moich studenckich czasach "Noworol" - zaniedbany, ze sprężynami wychodzącymi z kanap, z kotami włóczącymi się pod kanapami, pełen był stałych i przeważnie starych bywalców. Przyciągał smuteczkiem wiejącym ze zmatowiałych luster i wytartych złoceń. I jeszcze czymś - nie wspominając o przecudnym widoku na kościół Mariacki i kościółek św. Wojciecha - tym, że w lecie był otwarty od rana do północy.

W "Antycznej" - zgodnie z jej nazwą - tliło się jeszcze przedwojenne życie. Dominowali starsi ludzie - panowie w garniturach, panie w nieco niemodnych kapeluszach i nieodzownych lisach z wybałuszonymi szklanymi oczami.

Stali bywalcy wiedzieli, która ściana jest ciepła, bo po drugiej jej stronie huczy ogniem piec, więc zasiadali przy stojących obok niej stolikach, aby ogrzać się w mgliste jesienne i zimowe dni.

Jednak "Antyczna" - to stosunkowo krótki epizod w historii cukierni i ostatnio kawiarni. Zaczęło się w roku 1823, kiedy Lorenzo Paganino Cortesi wynajął sklep i pierwsze piętro kamienicy przy Rynku 38. Po ośmiu latach właścicielem cukierni stał się Gaudenty Redolfi. Nazwisko to do dzisiaj widnieje na charakterystycznym witrażu z sową, zdobiącym wejście, ale krakowianie od kilku pokoleń na ciastka chodzili do Maurizia.
Franciszek Klein, autor uroczych wspomnieniowych szkiców o Krakowie, z rozrzewnieniem wspominał cukierniczą rodzinę:

Znałem dobrze obu ostatnich właścicieli pp. Jana i Gustawa Mauriziów. Były to typowe postacie dawnych patrycjuszów krakowskich. Zajmowali wraz z personelem cały trzypiętrowy dom nr 38 o trzech oknach frontu, przy linii A-B, w którym mieści się cukiernia.

W domu ich panowały patriarchalne stosunki. Co drugi dzień o wpół do drugiej po południu, w izbie przytykającej do cukierni, zasiadali obaj ze wszystkimi swymi pracownikami do obiadu przy wspólnym stole. Całe ich życie i praca były nacechowane starymi zwyczajami.

Konserwatyzm obowiązywał także w interesach - zawsze pieczono te same ciastka i zawsze w takiej samej ilości, chociaż popyt na nie był ogromny. W tamtych zacnych czasach po południu nikt nie ośmieliłby się sprzedawać drożdżówek - bo to przecież ciastka poranne, śniadaniowe. No i - chociaż trudno sobie nam to wyobrazić - u Maurizia przez długie lata nie podawano kawy. Bo jakże to - kawa w cukierni? Horrendum, panie dzieju, prawdziwe horrendum! Chociaż trzeba powiedzieć, że trafiali się miłośnicy kawy w cukierni, i to równie uparci jak słynny krakowski cukiernik, o którym tak pisała Maria Estreicherówna, wspominając rok 1851, tragiczny dla krakowskich cukierni:

Rok 1851 stał się katastrofalny dla krakowskich cukierni, gdyż objął je (...) dekret Komisji Gubernialnej, nakazujący zmykanie sklepów w niedziele, kiedy w cukierniach ruch był największy. Może i to zatem przyczyniło się do coraz częstszego przekształcania ich na kawiarnie. Prawdziwie zamiłowani w swym fachu cukiernicy uważali to jednak za pewien upadek i pamiętamy wszyscy, iż ostatni z Mauriziów, prowadzących, jeśli nie najlepszą, to jedną z najlepszych w Polsce cukierni i mającą mało sobie równych w Europie, do samej śmierci (...) nie pozwalał degradować swego lokalu podawaniem w nim kawy. Wiem o pewnym ziemianinie, stałym bywalcu w tej cukierni, który za każdym przyjściem żądał kawy, na co nieodmiennie otrzymywał odpowiedź: "Dopóki ja żyję, kawy tu się podawać nie będzie", na co uparty Stammgast odpowiadał: "Dopóki ja żyję, nie przestanę się o nią upominać" i ta przyjacielska utarczka powtarzała się stale za każdym z częstych pobytów owego obywatela w Krakowie.

Maurizio słynął też z nalewek i wódek - tylko tutaj można było dostać naprawdę doskonałe trunki: gorzką pomarańczówkę, jałowcówkę, żubrówkę i złotówkę, czyli goldwasser. Jan Maurizio niezwykle dbał o jakość swoich wyrobów. Spirytus sprowadzał spod Morawskiej Ostrawy, nie ufając krajowym wyrobom, według niego źle oczyszczonym. Niektóre - szczególnie wykwintne - gatunki wódek powstawały na bazie sprowadzanego z Francji spirytusu winogronowego. Po ostatniej wojnie - jak usłyszałem od mistrza Przebindowskiego, znakomitego cukiernika - w piwnicy pod kawiarnią młodzi pracownicy znaleźli butelki pełne starych nalewek. Znakomitych.
Trzecią sławą firmy były cukry i bakalie - pisał Franciszek Klein. - Pod tym względem firma była niedościgniona, a wyroby jej mogły konkurować z najsławniejszymi cukiernikami świata. Pomadki i czekoladki nadziewane, pakowane w zgrabnych, dwukilowych, drewnianych skrzynkach, rozchodziły się szeroko po wszystkich krajach Europy, zamawiane przez domy polskie za granicą. Ba, niektórzy, jak pisał Stanisaw Broniewski, dopuszczali się bezczelnego fałszerstwa. Pewna nader arystokratyczna, a nie mniej oszczędna matrona, której Maurizio nie mógł odmówić pustych pudełek na pomadki, napełniała je towarem kupowanym za połowę ceny w drugorzędnej cukierni w Podgórzu. Wiedziała o tym rodzina Mauriziów i bezsilnie bolała nad takim postponowaniem swego imienia.

Słynęła też firma z ciast wielkanocnych i bożonarodzeniowych - mazurków, makowców, serowców, wszelkich bab, strucli, przekładańców i tortów. Tuż przed świętami zmieniało się wnętrze cukierni.

Znikały stoliki, na ich miejscu pod ciężarem ciast uginały się prowizoryczne półki. Krakowianie jak w dym walili do Maurizia, ale nie tylko - w cukierni trwała krzątanina - paczki z ciastami wysyłano do całej Polski, przede wszystkim do dworów. Jeszcze po ostatniej wojnie przez pewien czas w "Antycznej" kontynuowano zwyczaj przedświątecznych, słodkich kiermaszów. Niestety, starzy bywalcy kręcili nosami, że to już nie to...

Andrzej Kozioł

Dziennikarz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski