Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od siedemnastu lat nie przegrali tak wysoko

Bartosz Karcz
Wisła Kraków. Niedawno wiślacy ustanowili klubowy rekord przegranych z rzędu w jednym sezonie. Po meczu z Legią znów trzeba było poszperać w historii.

Tym razem trzeba było sprawdzić, kiedy ostatni raz „Biała Gwiazda” przegrała pięcioma bramkami. Okazuje się, że miało to miejsce jeszcze w czasach, kiedy przy ul. Reymonta nie było Tele-Foniki. 18 czerwca 1997 roku rozpaczliwie broniąca się przed spadkiem z ekstraklasy Wisła poległa w Łodzi z ŁKS-em dokładnie w takich rozmiarach jak w miniony piątek w Warszawie, czyli 0:5.

Po meczu z Legią nastroje w krakowskiej drużynie były minorowe. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że zespół spod Wawelu rozegrał fatalne spotkanie. O tym, że tak to wyglądało – jeśli chodzi o wynik – w dużym stopniu zadecydował fakt, że na środku obrony musiała zagrać para stoperów Czekaj, Nalepa.

Oczywiście trudno obwiniać tę dwójkę o wszystko, bo pierwszy rozegrał raptem trzeci mecz po blisko roku przerwy, a drugi do składu wrócił po kilku tygodniach, spędzonych na leczeniu kontuzji. Faktem jest jednak, że na tle pary stoperów Legii – Rzeźniczak, Junior – ta wiślacka wypadła bardzo blado.

Koledzy z drużyny solidarnie bronili jednak Czekaja i Nalepę, biorąc odpowiedzialność za wynik również na swoje barki. – Nie można powiedzieć, że przegraliśmy, bo na środku obrony zagrali Michałowie Czekaj i Nalepa – mówi Łukasz Burliga. – Każdy z nas zagrał słabo. Mogliśmy przecież strzelać bramki, mogli pomocnicy zaprezentować się lepiej. Dlatego nie ma co mówić, że przegraliśmy tak wysoko, bo nie grali Arek Głowacki czy Gordan Bunoza.

Swoich młodych stoperów bronił również Franciszek Smuda, który na pomeczowej konferencji prasowej powiedział: – Nie mam pretensji do Michała Czekaja za ten mecz. On nie grał ponad rok w piłkę, teraz występuje z konieczności. Nalepa też wskoczył do składu praktycznie bezpośrednio po kontuzji.

Po klęsce w Warszawie wiślacy starali się pocieszać, że ta porażka i tak niewiele zmienia ich sytuacji w tabeli. Ciągle mają szansę na zakończenie sezonu na trzecim miejscu, dającym awans do europejskich pucharów. Smuda nie chciał jednak nawet mówić o celach, jakie postawi przed zespołem w czterech meczach, jakie czekają wiślaków do końca sezonu. – Najpierw muszę zobaczyć, jakich zawodników będę miał do dyspozycji przed kolejnym meczem. Jeśli dalej będziemy mieć takiego pecha, tyle kontuzji, to nie wiem, co będzie – smutno stwierdził „Franz”.

Trener Wisły pocieszał się jedynie faktem, że w meczu z Legią żaden jego piłkarz nie dostał żółtej kartki, która eliminowałaby go z następnego meczu. Zagrożony był np. Łukasz Burliga, który po ostatnim gwizdku przyznał, że gdy wynik meczu był już rozstrzygnięty, pomyślał o tym, żeby „nie złapać” niepotrzebnej żółtej kartki.

– Starałem się już w drugiej połowie „nie świrować” – stwierdził „Bury”. – Było trzy, później cztery do zera, więc nie było sensu łapać głupiej kartki, żeby osłabiać drużynę w następnych meczach.

A te mecze będą kluczowe dla układu tabeli. Ścisk w niej jest ogromny, a o trzecią lokatę walczyć będą praktycznie wszystkie zespoły poza Legią i Lechem.

Na koniec dodajmy, że w Wiśle podjęto decyzję o tym, żeby skorzystać z klauzuli w kontrakcie Wilde Donalda Guerriera. Mówiła ona o automatycznym przedłużeniu umowy o cztery lata. Haitańczyk ma zatem teraz kontrakt, który obowiązywał będzie do czerwca 2018 roku.

– Jestem bardzo zadowolony. Czuję się bardzo dobrze w Krakowie i w drużynie. Chciałbym tutaj zostać jak najdłużej – skomentował sprawę zawodnik Wisły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski