– Ostatecznie, po dwóch latach gry w Nowy Sączu, rozstaje się Pan z Sandecją.
– Tak, zgadza się, nie zostaję w klubie.
– Wiem, że spotkał się Pan z prezesem. Co mówił Andrzej Danek?
– Hm, nie chciałbym tego wyciągać na światło dzienne. Jest, jak jest. Teraz Marek Kozioł będzie pierwszym bramkarzem. To na niego w klubie stawiają. Taki był kontekst naszej rozmowy z prezesem. I tyle.
– Ale jeśli Kozioł w nowym sezonie zaimponuje formą, będzie to także Pana zasługa.
– Nie, ja w tym, że on broni, nie chcę mieć żadnych zasług. To będzie jego i jeszcze kogoś innego zasługa.
– Żal jest? Pytam, bo miał Pan już przecież ustalone warunki nowej umowy.
– Jest, bo miało być inaczej. W każdym razie żal jest tym większy, że w sportowej rywalizacji z Koziołem nie przegrałem. Dochodziły do mnie informacje, że jeśli Marek odejdzie z Lubina, to w Nowym Sączu właśnie z nim zostanie podpisana umowa. Kiedy prezes wrócił z wakacji, wszystko się już potwierdziło.
– Mimo ostatnich zgrzytów, drużynę może Pan opuścić z poczuciem dobrze wykonanego obowiązku.
– Zgadza się, przez te dwa lata wystąpiłem praktycznie we wszystkich ligowych spotkaniach. I nie ukrywam – dobrze mi się grało. Co prawda w pierwszym roku, po kiepskiej jesieni, walczyliśmy tylko o utrzymanie, ale wyszliśmy z tego obronną ręką, a ostanie rozgrywki nie były najgorsze. Kiepskich pięć ostatnich spotkań? Graliśmy już na luzie. Trener mógł sprawdzać młodych zawodników, a przecież ma prawo próbować różnych ustawień. Pewnie gdyby nie to, sezon skończylibyśmy wyżej. Chłopaki i szkoleniowiec doceniali mnie. Zresztą, trener bardzo chciał, żebym nadal był w jego drużynie. I myślę, że kibice też tego chcieli.
– Na ulicach miasta było pewnie łatwiej tym bardziej, że jest Pan najmocniej kojarzony z Cracovią, z której fanami kibice Sandecji żyją w przyjaźni.
– Pewnie miało to jakieś znaczenie, ale swoją postawą na – i poza boiskiem – zasłużyłem sobie na to. Tak, chyba byłem lubiany. Kiedy po meczach podawaliśmy sobie z kibicami ręce, słyszałem, że są ze mnie zadowoleni. Fajna sprawa. A Sandecja to może być zespół, który – przy wzmocnieniu doświadczonymi zawodnikami – będzie przede wszystkim wygrywać u siebie.
– „Biało-czarni” ostatnio, z meczu na mecz, z miesiąca na miesiąc, robili postępy?
– Wszystko oceniałbym bardziej w sensie rund. Wie pan, co pół roku coś się zmieniało, wielu zawodników przychodziło, inni zespół opuszczali. Trudno w takiej sytuacji o jakiś wielki rozwój. Z tego co widzę, Sandecja chce grać w pierwszej lidze, ale niekoniecznie już walczyć o najwyższe cele. Myślę, że bardziej chodzi po prostu o przetrwanie.
– Ale pięć lat temu omal nie awansowała do ekstraklasy. Nowy Sącz ciągle jest miastem, które w przyszłości może gościć najlepsze polskie drużyny?
– Myślę, że tak. Nawet coś takiego, że dobrze byłoby mieć w tym mieście ekstraklasę, powiedziałem w zimie. Tyle tylko, że najpierw trzeba zmodernizować stadion. To sprawiłoby, że na obiekt zacznie przychodzić więcej widzów. Wydaje mi się, że klub powinien też zmienić podejście do organizacji. Chodzi o to, żeby nie działał na zasadzie: co dwa tygodnie jest mecz. Codziennie powinno się coś dziać. Sandecja, żeby przyciągać więcej kibiców, marketingowo musi naprawdę dużo, dużo poprawić.
– Nowego pracodawcę już Pan znalazł?
– Nie, do piątku trenowałem w Nowym Sączu, a teraz się rozglądam. Wiem, że będzie ciężko, bo jest już dosyć późno, kluby kadry mają pozamykane, a do tego dochodzi na przykład przepis o młodzieżowcu.
– Wyjazd zagraniczny też wchodzi w grę?
– Też, co prawda zależało mi na tym, żeby być blisko krakowskiego domu, ale z tym będzie ciężko. Zobaczymy, co wymyślę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?