Wacław Krupiński: KULTURAŁKI
Mogłem, bo był Eryk – biało-rude kocie zjawisko. Jola tylekroć powtarzała: Eryk tylko nie mówi, ale to kwestia czasu. Ileż to razy ściszaliśmy głos, by nie słyszał, gdy mówiliśmy o nim, zwłaszcza gdy z lekka kąśliwie. Nie mieliśmy wątpliwości, że wie, co mówimy – tak doskonale reagował na nasze uwagi, prośby. O ile oczywiście były po jego myśli.
Znaliśmy się z Erykiem od 2007 roku. Trzy lata wcześniej spadł z nieba na ramię Joli, zatrzymując się, by niedotykalnie osiąść na jej ramieniu, na gałęzi stojącego pod blokiem drzewa. Nie od razu trzymał ze mną sztamę. To przecież było jego podwórko. Ale po jakimś czasie traktował mnie po partnersku, co przejawiało się nie tylko w oczekiwaniu pod drzwiami jak na każdego z domowników, ale i rannym podejściem na łóżku, o ile Eryk raczył spać tej nocy w naszych nogach, by dać mi buzi. Eryk wręcz czekał na ten moment przebudzenia, by nie opóźnić powitania ani o chwilę. Takich rytuałów wprowadził w domu wiele, to uderzając łapką w puszkę z jedzeniem, by przypomnieć, że właśnie nadeszła pora, to patrząc przymilnie, ale i ponaglająco, czemu jeszcze nie pościelone, skoro on już chce się położyć. Bo Eryk lubił być blisko nas; aż nieraz tuptał koło nogi, jak za przeproszeniem, pies. Oczywiście z zastrzeżeniem, jakie uczynił, arcykoci poeta, Franciszek Klimek: „Nie jest to najmądrzejsza z tez, /lecz z czystym przyjmę ją sumieniem, /że kot właściwie to też pies, /tyle że z wyższym wykształceniem”.
Skończenie piękny, absolutnie mądry zdumiewał mnie od początku; pamiętam mój lęk o skórzane fotele. Stoją niemal bez skazy. Od niedawna uwił sobie gniazdko na rozłożystym oparciu fotela w moim pokoju – i dzięki temu mam teraz tycią pazurkową pamiątkę. Ile on ze mną napisał tekstów! Ależ był zdziwiony, gdy pewnego dnia zniknął jego ciepły, baniakowaty monitor, na którym z lubością polegiwał. Długo widziałem w jego pięknych oczach wyrzut – jak mogłem postawić na biurku ten cienki, nieprzyjazny prostokąt. Na nim się przecież nie da leżeć! I wyciągał mi się Eryk na biurku, nie bacząc na książki i papiery.
Bo Eryk w pełni oddawał istotę opowiastki o tym, czym się różni pies od kota. Pies patrzy na swojego właściciela i myśli sobie: „Ale mi u niego dobrze, mam co jeść, mam gdzie spać, on jest dla mnie taki dobry. On chyba jest moim bogiem”. Kot, myśląc, dokładnie to samo, wniosek stawia jakże inny: „Chyba jestem jego bogiem”.
Od dwóch lat miał Eryk o sobie limeryk (z dopiskiem) – autorstwa Franciszka Klimka właśnie:
Znany w Krakowie kocur Eryk
to był zazdrośnik i chimeryk.
Lecz nastąpiła znaczna poprawa
gdy poznał bliżej pana Wacława,
a więc zasłużył na limeryk.
(A jeśli Pani Jola pozwoli,
dodam, że była to sprawka Joli...).
Panie Franku, od czwartku nie ma już z nami Eryka, a mnie się mruczy w głowie – za Kernem, co pisał „Jeśli jest niebo psie, /skierujcie do niego mnie” – mój rym:
A jeśli jest gdzieś niebo kotów,
to iść do niego jestem gotów...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?