Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odgryzamy się za embargo

Maciej Pietrzyk
Jemy więcej jabłek – na złość Putinowi. Ale jak długo?
Jemy więcej jabłek – na złość Putinowi. Ale jak długo? FOT. MATEUSZ BOSIACKI
Handel. Zainicjowana w internecie akcja „Postaw się Putinowi – jedz jabłka, pij cydr” robi zawrotną karierę. Do tego stopnia, że brytyjskie media namawiają do odwiedzania polskich sklepów i kupowania w nich owoców.

Internet zalewają zdjęcia osób jedzących jabłka „na złość Putinowi”. Do akcji włączyli się m.in. politycy, dziennikarze i celebryci. „Polacy robią sobie selfie z jabłkami, żeby pokazać palec Putinowi” – zauważył brytyjski portal Quartz.

Wszystko zaczęło się od spontanicznego apelu zastępcy redaktora naczelnego „Pulsu Biznesu” – „Postaw się Putinowi – jedz jabłka, pij cydr”, który był odpowiedzią na rosysjkie embargo na polskie owoce.

Na reakcję internautów nie trzeba było długo czekać – zaczęli masowo wrzucać fotografie, na których jedzą owoce. Na Facebooku społeczność „Jedz Jabłka” liczy już ponad 7 tys. osób. A swoje zdjęcia za pośrednictwem innych portali społecznościowych wrzucają m.in. politycy oraz dziennikarze największych polskich gazet, portali i telewizji.

Manifest polityczny

Akcja szybko przykuła uwagę zagranicznych dziennikarzy. O jedzeniu przez nas jabłek „na złość Putinowi” najszerzej informowały media brytyjskie, które wskazywały, że embargo ma charakter polityczny, a nie wynika z przyczyn sanitarnych.

Informacja o polskiej akcji pojawiła się wczoraj m.in. wśród najważniejszych informacji na stronie internetowej BBC. „Polacy poprzez kampanię w mediach społecznościowych wyrażają swoje wsparcie dla rolników” – relacjonowali dziennikarze BBC.

„W Polsce jedzenie jednego jabłka dziennie nie tylko trzyma z dala od lekarza, ale stało się politycznym manifestem” – przekazywał swoim czytelnikom „The Guardian”.

Przedstawiciele zagranicznych mediów nie ograniczyli się tylko do informowania o akcji. Edward Lucas, dziennikarz „The Economist”, w interne­cie o polskich jabłkach wolności” opublikował w listę sklepów, gdzie można kupić pochodzące z naszego kraju warzywa i owoce. „Jedzenie polskich jabłek na złość Putinowi jest teraz naszym patriotycznym obowiązkiem” – napisał na jednym z portali społecznościowych.

O „wyjątkowym proteście” informował też m.in. niemiecki „Der Spiegel”. A wiadomości na ten temat oprócz europejskich mediów publikowały też tytuły z krajów azjatyckich.

Na tym nie koniec. W sieci zaczęły też krążyć zdjęcia internautów, jedzących jabłka przed rosyjskimi ambasadami w swoich krajach. Takie fotografie robili sobie m.in. Litwini i Japończycy.

W Rosji na temat samej akcji – cisza. Ale np. niezależna „Nowaja Gazieta” wykazała, że embargo nie miało żadnych podstaw sanitarnych. Powołując się na głosy ekspertów wykazała, że na naszych owocach nie mógł zostać wykryty szkodnik wschodnia owocówka, bo w Polsce on w ogóle nie występuje.

Akcja jedzenia jabłek jest symbolicznym wsparciem dla polskich producentów, którzy stracili istotny dla siebie rynek zbytu. Na realną pomoc sadownicy liczą jednak ze strony państwa i Unii Europejskiej.

Wczoraj pisaliśmy, że minister rolnictwa Marek Sawicki wystąpił o pomoc finansową dla polskich producentów, którzy – jak wyliczył – do końca roku stracą około 500 mln euro.

– Mamy zablokowany duży rynek i to nie z naszej winy, ale całej Europy. Skoro Europa solidarnie działa na rzecz proeuropejskich dążeń Ukrainy, to również solidarnie powinna współodpowiadać za straty ekonomiczne – stwierdził szef resortu rolnictwa.

Nawet 100 mld euro

Zdaniem prof. Stanisława Gomułki, byłego wiceministra finansów, szansa, że Polscy rolnicy otrzymają istotną rekompensatę z Unii jest równie prawdopodobna jak to, że każdy z nas zje rocznie 15 kg jabłek i przez to producenci nie odczują rosyjskiego embarga.

– Niestety, wiadomo było, że sankcje nałożone na Rosję oraz odpowiedź na nie ze strony Moskwy będą dla nas bardzo kosztowne. W sumie to koszt nawet 100 miliardów euro. Komisja Europejska nie ma takich pieniędzy, żeby rekompensować straty wszystkim poszkodowanym – mówi prof. Stanisław Gomułka.

Według byłego wiceministra finansów najlepsze, co może zrobić rząd, to pomóc rolnikom w szukaniu innych rynków zbytu. – Minister rolnictwa zapowiadał, że będzie to robił, więc miejmy nadzieję, że tak się stanie – mówi prof. Gomułka.

Wśród potencjalnych nowych rynków zbytu wymienia się m.in. Singapur i Japonię.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski