Po latach dzieciom por. Ludwika Mołaty udało się odnaleźć ciocię Stasię. Fot. Eliza Jarguz
LIBIĄŻ. Dzieci por. Ludwika Mołaty przyleciały aż z Kanady
- To niesamowita historia. Gdy tydzień temu ją usłyszałem byłem wzruszony. Poruszyły mnie także wojenne losy samego porucznika Mołaty - przyznaje Jarosław Łabęcki, wiceburmistrz Libiąża.
Ludwik Mołata urodził się w Libiążu w 1918 roku. Miał sześć sióstr. Do dziś w Libiążu żyje najmłodsza z nich. Stanisława Koczur ma już 90 lat, a mimo to dokładnie pamięta swoje dzieciństwo spędzone z bratem, z którym była bardzo związana. - Ludwik uwielbiał się uczyć. Siódmą klasę skończył z wyróżnieniem. Pracowaliśmy razem przy sadzeniu lasu. Potem brat wstąpił do obozu junaków, a następnie pracował przy budowie zapory w Międzybrodziu. W końcu zapragnął iść do wojska. Tak został pilotem - wspomina Stanisława Koczur.
Gdy wybuchła II wojna światowa był podporucznikiem. Szybko jednak awansował do stopnia podporucznika, a w końcu kapitana - To był wspaniały i odważny człowiek, ale jednocześnie bardzo skromny. Wiele rzeczy dowiedzieliśmy się o nim dopiero z pamiętnika, który prowadził, a który udało się odnaleźć - wspomina Ludwik Łopuszek, syn jednej z sióstr porucznika Amalii, który imię otrzymał właśnie na cześć wujka. - Ludwik Mołata był pierwszym pilotem w historii, który poleciał nad Niemcy z dwutonową bombą na pokładzie - podkreśla z dumą.
Porucznik w kampanii wrześniowej walczył w Polsce, potem trafił do Rumunii, a stamtąd do Wielkiej Brytanii, gdzie walczył w 305 Dywizjonie Bombowym. Po zakończeniu wojny wyemigrował do Kanady. Zmarł w 1967 roku. Miał 49 lat. Do dziś żyje trójka jego dzieci: córki Barbara Molata Boles-Davies oraz Patricia Janina Molata-Leaver oraz syn Richard Lewis-Molata.
Po blisko pół wieku przyjechali do Libiąża, by spotkać się ze swoimi krewnymi. Wszystko dzięki Barbarze, którą półtora roku temu mąż zabrał w podróż do Polski. - Byliśmy W Zakopanem. Wzięłam taksówkę i pojechaliśmy do Libiąża, bo wiedziałam, że ojciec stąd pochodził. Poszłam do księdza, ale w dokumentach parafii nie było nazwiska Mołata, a nie wiedziałam, jak nazywa się ciocia. Zdarzył się jednak cud - wspomina wzruszona Barbara Molata Boles-Davis.
Przywiezione przez nią zdjęcia zobaczyła kucharka zatrudniona na plebanii. Na jednej z fotografii rozpoznała Antoniego Mołatę, z którym chodziła do szkoły. I tak dzieciom porucznika udało się odnaleźć swoich krewnych w Libiążu.
(LIZ)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?