Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odpocząć od jazgotu

Redakcja
Holly Blue to nazwa rzadkiego gatunku motyla - czyż nie pasuje do Sonii? FOT. FALAMI RECORDS
Holly Blue to nazwa rzadkiego gatunku motyla - czyż nie pasuje do Sonii? FOT. FALAMI RECORDS
- Pochodzisz z Mysłowic - jaki wpływ miało to miasto na Twoje zainteresowanie się muzyką?

Holly Blue to nazwa rzadkiego gatunku motyla - czyż nie pasuje do Sonii? FOT. FALAMI RECORDS

Rozmowa z SONIĄ, wokalistką zespołu HOLLY BLUE, o jego debiutanckiej płycie "First Flight"

- Myślę, że największy wpływ na sytuację tutejszych zespołów miał sukces Myslovitz. Dzięki temu jesteśmy znani jako muzyczne miasto. To utorowało drogę do zaistnienia wielu wykonawcom. Jeśli ktoś szuka talentów - robi to w Mys-łowicach. Nam bardzo dużo dało wsparcie finansowa prezydenta. Dopiero zaczynamy - i nie mamy własnych pieniędzy, aby inwestować w siebie.

- Czyli w Mysłowicach jest łatwiej?

- Nie do końca. Rynek muzyczny w Polsce jest bardzo trudny. Jeśli zaczyna się od zera, dobrze jest spotkać kogoś, nieważne skąd, kto nas wesprze. Samemu wszystkiego nie da się zrobić. W naszym przypadku okazał się tym kimś Marcin Babko z wytwórni Falami. A on akurat jest z Sosnowca.

- Twoim partnerem w Holly Blue jest Emil Blant, znany z grup Gutierez i The Marians. Jak się poznaliście?

- Bardzo dawno temu! Szymon, czyli Emil, jest chłopakiem mojej siostry. A oni są ze sobą bardzo długo, więc pierwszy raz spotkałam go chyba jakieś siedem lat temu. Wiedział, że ja śpiewam, jeżdżę na krajowe i międzynarodowe festiwale. Dlatego zaproponował mi, żebym zaśpiewała na jednej z jego płyt. Miałam wtedy trzynaście lat - i wykonałam chórki na albumie The Marians. Od tego się zaczęło. Potem kupiłam sobie sprzęt do nagrywania, wysłałam Szymonowi kilka motywów zaśpiewanych i nagranych na pianinie. Spodobało mu się to i tak zaczęła się współpraca. Miała ona luźny charakter, nie było jakiejś spinki, żeby koncertować czy nagrywać płytę.

- Szymon, czyli Emil, znany jest z bardziej czadowej muzyki, tymczasem Ty jesteś raczej liryczną wokalistką.

- Szymon przerzucił się obecnie na spokojniejszą muzykę, żeby odpocząć od tego jazgotu, który mu towarzyszył wcześniej na próbach i koncertach. I dobrze nam się razem pracuje, mimo że jest między nami różnica wieku - aż dziesięć lat. Myślę, że nasz sukces polega na tym, że potrafimy dojść do kompromisu w niektórych kwestiach. Aranżując piosenki, Szymon nie narzuca mi rockowych pomysłów, słucha mojego zdania, a ja jego opinii i tak wszystko się kręci.

- Czy tworząc muzykę macie konkretnie podzielone role?

- Stworzyliśmy materiał w stylu XXI wieku. To znaczy drogą e-mailową. Spotykaliśmy się głównie tylko po to, żeby nagrać wokale i pianino. A resztę wysyłałam Szymonowi e-mailem, on nad tym pracował, odsyłał mi wstępny aranż, ja dodawałam coś od siebie. Czyli wyglądało to zupełnie inaczej niż zazwyczaj w przypadku zespołów - że spotykamy się na próbach i wspólnie jamujemy.

- Komponujesz przy fortepianie?

- Tak. Kupiłam sobie pianino i zaczęłam nagrywać proste rzeczy. Z pianinem miałam styczność od dzieciństwa. Chociaż nie uczyłam się profesjonalnie grać na nim, chodziłam do szkoły muzycznej i wybrałam je jako drugi instrument. Dlatego cały czas jakoś mi ono towarzyszyło. Przede wszystkim uczyłam się grać na wiolonczeli, ale na razie nie do końca ją wykorzystuję, jeśli chodzi o pracę zespołową.
- Nie zaczęliście od koncertów, ale od teledysków - skąd pomysł na taką formę promocji?

- Wynikało to z tego, że nie mieliśmy jeszcze na tyle materiału, aby grać na żywo. Było jednak kilka piosenek, z których chcieliśmy zrobić użytek. Zdecydowaliśmy się więc własnymi siłami zrealizować dwa klipy - "Tic Tac" i "Lemon". Oba nakręciliśmy podczas jednego weekendu w moim domu. Sami napisaliśmy scenariusze i z pomocą znajomych wszystko zmontowaliśmy.

- Jak się czułaś przed kamerą?

- Mam trochę aktorskie zacięcie, zastanawiałam się nawet nad szkołą aktorską swego czasu. Od dzieciństwa uczestniczyłam w różnych konkursach recytatorskich czy przedstawieniach. A jak dziecko się ośmieli, potem nie ma już żadnych oporów, jakie mogą towarzyszyć ludziom na scenie czy przed kamerą.

- Teledysk do "Lemon" obejrzało aż 20 tysięcy osób na YouTube. Myślisz, że przyciągnęła ich Twoja uroda?

- Ja mam dwie zasady: po pierwsze, nie rozmawiam publicznie o swoim prywatnym życiu, a po drugie, nie skupiam się na mniej ważnych detalach. Najbardziej istotna jest dla mnie muzyka - a nie to, jak wyglądam, jak się ubieram, co jem na obiad. Staram się nie wchodzić w takie tematy. Dodam za to, że na Onecie ten sam klip zobaczyło prawie 60 tysięcy osób.

- Wasza muzyka jest mocno nostalgiczna: prywatnie też jesteś taką melancholijną osobą?

- Nie do końca. Taką stylistykę przyjęliśmy na tej płycie. Na drugiej na pewno już będzie dużo żywiej. Może nawet w stylu Morcheeby czy Moloko. Chcemy pokazać, że potrafimy grać inaczej, mamy szerokie zainteresowania i nie zamykamy się tylko w nostalgii.

Rozmawiał PAWEŁ GZYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski