Po meczu Zagłębie Lubin - Wisła Kraków
- Jak wolne wykorzystał kapitan zespołu? - zapytaliśmy Kazimierza Moskala.
- Cały dzień spędziłem w domu. Przydało się trochę odpoczynku, bo wróciliśmy do Krakowa o pierwszej w nocy.
- Na czym opiera Wisła w tym sezonie swą siłę?
- Myślę, że na skuteczności Maćka Żurawskiego i grze ofensywnej.
- W Lubinie czwórce pomocników Wisły przyszło toczyć twardy bój o środek pola z szóstką zawodników Zagłębia.
- I szczególnie na początku meczu było bardzo ciężko. Jeszcze podczas przerwy nikt z nas nie przypuszczał, że tak się spotkanie ułoży. Mogło być różnie, bo przeciwnicy mieli wiele dogodnych sytuacji pod naszą bramką.
- Czy przebieg drugiej połowy Was zaskoczył, gdy Zagłębie nie było już tak groźne, jak przed przerwą?
- Pierwsza połowa była zdecydowanie trudniejsza, bo oni liczyli na nasze zmęczenie podróżą do i z Belfastu oraz meczem z Glentoranem. I rzeczywiście mieli kilka dogodnych okazji, ale wyrównaliśmy szybko, spokojni schodziliśmy więc do szatni. Gdy natomiast zdobywa się na wyjeździe bramkę na 2-1, to gospodarze muszą się odkryć. A szczególnie nastawieni ofensywnie piłkarze Zagłębia. Wtedy gra się stała łatwiejsza, stąd taki wysoki wynik. Gdybyśmy strzelili jeszcze dwa gole, nikt z Lubina nie mógłby mieć pretensji. Wynik sugeruje klęskę Zagłębia, ale tak nie było. Mieliśmy trochę szczęścia, bo kilka razy rywale doszli do świetnych pozycji strzeleckich. Angelo doskonale wówczas interweniował.
- Czy stał się pewnego rodzaju odkryciem? W dwóch poprzednich meczach nie miał tyle pracy, co w Lubinie, z czego wywiązał się zresztą doskonale.
- Na pewno dużo nam pomógł, szczególnie w utrzymaniu remisu 1-1 do przerwy. Ale nie powiedziałbym, że był odkryciem, bo Wisła wyciągnęła go z kapelusza. Ściągnięty został po obserwacji we Francji, bronił w tamtejszej lidze.
- A Pan, jak zwykle, wykonywał czarną robotę?
- Takie są moje zadania i tak się złożyło, że podobne wypełnia Jacek Paszulewicz. W takim meczu jak w Lubinie, podstawą sukcesu jest dobra gra całego zespołu w defensywie, od Maćka Żurawskiego i Marcina Kuźby poczynając, na bramkarzu kończąc.
- Od 20 minuty, po faulu Arkadiusza Głowackiego na Arkadiuszu Klimku, mogliście grać w dziesiątkę, ale arbiter podyktował karnego, którego nie było, a nie pokazał czerwonej kartki Waszemu koledze.
- To się zdarza, sędzia podjął taką, a nie inną decyzję. Nie był to jedyny jego błąd w tym spotkaniu. Błędy te nie wypaczyły ani przebiegu, ani wyniku meczu.
Rozmawiał: (SAS)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?