Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odszkodowanie z komputera

Marcin Banasik
Fot. Archiwum
Ubezpieczenia. Towarzystwa same dyktują kwoty rekompensat. Nowy system ma ujednolicić ich wysokość.

Roman Łakomiec z Krakowa dostał 1,2 tysiąca złotych odszkodowania za złamaną nogę. Jego koledze z pracy za podobną kontuzję inny ubezpieczyciel wypłacił o 500 złotych więcej.

Na szczęście niedługo nie trzeba będzie obawiać się, że firma, w której jesteśmy ubezpieczeni, zaproponuje nam mniejsze pieniądze niż inne towarzystwo. Trwają bowiem prace nad ujednoliceniem systemu naliczania odszkodowań za nieszczęśliwe wypadki.

Obecnie ubezpieczyciele korzystają z tabel stworzonych przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Ale wskazują one tylko procentowy uszczerbek na zdrowiu. Najważniejszą dla poszkodowanych sprawę – wartość szkody i wypłaconego zadośćuczynienia – oszacowują sami ubezpieczyciele.

Poszkodowani często nie są zadowoleni z uzyskanego świadczenia, więc sprawy kończą się w sądach. Jak obliczył Instytut Wymiaru Sprawiedliwości, orzekają one wypłatę odszkodowań przeciętnie cztery razy wyższych niż proponują ubezpieczyciele. Nowy system ma sprawić, że osoby, które np. złamały nogę, dostaną zbliżone kwoty niezależnie od tego, jakie towarzystwo wybrały.

Nowe propozycje wzbudzają jednak kontrowersje. Pierwszy system naliczania odszkodowań to Międzynarodowa Klasyfikacja Funkcjonowania, Nie­peł­nosprawności i Zdrowia, stworzona przez Światową Organizację Zdrowia. Zyskał już poparcie Polskiej Izby Ubezpieczeń.

Polega on na opisywaniu stanu poszkodowanego za pomocą kodów. Przykładowo, jeśli ktoś w związku z urazem głowy ma problemy z pamięcią, odnotowywane jest to za pomocą znaku składającego się z cyfr i liter. W ten sposób uszczerbek na zdrowiu oraz jego konsekwencje zostają ujęte w kodach. – Chodzi o wytworzenie „języka”, którym będą się posługiwać nie tylko ubezpieczyciele, ale przede wszystkim lekarze orzecznicy i biegli sądowi – mówi Dorota Fal z Polskiej Izby Ubezpieczeń.

Taką propozycję krytykuje prof. Jarosław Berent, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Sądowej i Kryminologii, które razem z Polskim Towarzystwem Medycyny Ubezpieczeniowej jest twórcą konkurencyjnego systemu.

Zdaniem prof. Berenta „języka” kodów nie da się zastosować do wyliczenia wysokości odszkodowania, nadaje się on tylko do tworzenia statystyk. A system przygotowany przez polskie towarzystwa medyczne nie ma problemu z określaniem wartości rekompensaty. – To narzędzie bierze pod uwagę każdy etap leczenia pacjenta od momentu wypadku i przelicza to na punkty, które następnie łatwo można zamienić na konkretne pieniądze – mówi prof. Berent.

Problem polega tylko na tym, że to rozwiązanie komercyjne. Co oznacza, że ubezpieczyciele musieliby płacić abonament za możliwość korzystania z systemu. Mogłoby to więc skutkować wyższymi cenami polis.

Tylko sąd daje nadzieję na godziwe pieniądze

Pan Ireneusz z Krakowa pięć lat temu niemal stracił życie w wypadku samochodowym. Pracował w firmie, która zajmuje się konwojowaniem gotówki do banków. Podczas wypadku – spowodowanego przez kierowcę innego auta – nie miał zapiętych pasów bezpieczeństwa. Dlatego ubezpieczyciel odmówił mu wypłaty odszkodowania.

Po wypadku mężczyzna trafił na stół operacyjny, zabieg kosztował go 18 tys. zł, a rehabilitacja – kolejne kilka tysięcy. Zwrócił się więc do kancelarii odszkodowawczej, która skierowała sprawę do sądu.

Okazało się, że jako pracownik konwoju nie musiał mieć zapiętych pasów. Doszło do ugody, ubezpieczyciel przekazał mu około 100 tysięcy zł odszkodowania i płaci rentę – 900 zł miesięcznie.

Podobne przypadki można mnożyć. Firmy ubezpieczeniowe odmawiają wypłaty odszkodowania lub zaniżają kwoty rekompensaty. Bardzo często dopiero w sądzie ubezpieczeni mogą liczyć na godziwe pieniądze za utratę zdrowia.

Ubezpieczyciele zarzucają kancelariom odszkodowawczym, że na miejscu wypadku są czasem dużo wcześniej niż policja i że „szukają klientów, chodząc po cmentarzach, szpitalach”. A przede wszystkim, że zarabiają na ludzkim nieszczęściu. Po części to prawda – niektóre firmy odszkodowawcze zabierają nawet 40 proc. odszkodowania. Co uczciwsze – jedną piątą. Ale gdyby poszkodowany zdał się na towarzystwa ubezpieczeniowe, to nierzadko dostałby grosze.

– Aktualnie uzyskanie odpowiedniego świadczenia za szkodę w wyniku wypadku z reguły wymaga skorzystania z drogi sądowej – przyznaje Krystyna Krawczyk, dyrektor biura rzecznika ubezpieczonych. Według niej kompromisem byłoby odgórne określenie minimalnego odszkodowania za poszczególne rodzaje uszczerbku na zdrowiu.

Tak właśnie wygląda wypłata rekompensat w krajach zachodniej Europy. W Niemczech za wybity ząb należy się 250 euro, za odcięty palec – dziesięć razy więcej. Lekiem na wolnoamerykankę wśród ubezpieczycieli w Polsce ma być wprowadzenie jednolitego systemu obliczania kwot odszkodowań. Problem jednak w tym, że już propozycje takiego rozwiązania budzą kontrowersje.

Jeden system jest niekompletny, ponieważ nie potrafi zamienić systemu kodów na kwoty odszkodowań. Drugi natomiast miałby być płatny, co budzi uzasadnione obawy wzrostu cen ubezpieczeń.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski