Marek Węgiel - piłkarz Skawinki
- Jak został Pan przyjęty w nowym zespole?
- Piłkarz z takim doświadczeniem jak Pan gra w IV lidze. Po występach w II-ligowej Cracovii to poprzeczka niżej. Dlaczego?
- Po powrocie z prywatnego wyjazdu do Stanów, gdzie grałem też, ale zupełnie niezobowiązująco w polonijnej drużynie w Los Angeles, chciałem znów gdzieś grać. Przez dwa miesiące grałem w Cracovii, potem w Kmicie Zabierzów, ale myślałem o wyższej lidze. Wtedy pojawiła się propozycja trenera Stolczyka. Przyjąłem.
- To przede wszystkim dobrze dla młodszych zawodników, bo mają się od kogo uczyć.
- To prawda, ale widzę też u nich ogromne zaangażowanie, chęć rywalizacji. Wiem, że to się liczy. Zresztą, widać to na boisku.
- Skawinka gra na razie zupełnie dobrze. Jakie widzi Pan tego przyczyny?
- Głównie zaangażowanie. Cała drużyna stanowi kolektyw, a poza tym mamy szeroką kadrę. Gdyby jeszcze Sławek Ziarkowski nie był kontuzjowany, na pewno bylibyśmy w samym czubie.
- A na co tak naprawdę stać ten zespół?
- Myślę, że na awans jeszcze jest trochę za wcześnie. Stać nas jednak na pierwszą "piątkę". Nie wykluczam poza tym, że sprawimy miłą niespodziankę. Ale kibice mieliby frajdę.