Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odżyłem po meczu w Nowym Sączu

Rozmawiał Piotr Pietras
Emil Drozdowicz (na pierwszym planie, z lewej) dla zespołu Termaliki Bruk-Betu strzelił już 23 bramki
Emil Drozdowicz (na pierwszym planie, z lewej) dla zespołu Termaliki Bruk-Betu strzelił już 23 bramki fot. GRZEGORZ GOLEC
Rozmowa z napastnikiem EMILEM DROZDOWICZEM, który rozpoczął czwarty sezon występów w I-ligowym zespole Termaliki Bruk-Betu.

– Poważną przygodę z futbolem rozpoczął Pan w III-ligowej Lechii Zielona Góra. Czy już wtedy marzył Pan o występach na boiskach ekstraklasy?

– Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że mogę tak wiele osiągnąć w piłce nożnej. Na szersze wody w krajowym futbolu wypłynąłem w dużej mierze dzięki trenerowi Grzegorzowi Kowalskiemu, z którym najpierw współpracowałem grając w Lechii Zielona Góra, natomiast później, gdy przeszedł do pierwszoligowej drużyny GKP Gorzów ściągnął mnie do tej drużyny. Od początku sezonu dostałem wtedy szansę gry na zapleczu ekstraklasy i wydaje mi się, że w pełni ją wykorzystałem. Wtedy pojawiły się u mnie marzenia o grze w ekstraklasie.

– W pierwszym sezonie w I lidze strzelił Pan 14 bramek, to okazały wynik.

– Sama gra w pierwszej lidze była dla mnie wielkim przeżyciem, mimo to miałem wtedy bardzo dobry sezon. Rozpoczynając grę w drużynie GKP Gorzów miałem jednak całkiem inne zadania niż teraz, gdy gram z drużynie Termaliki Bruk-Betu. Wtedy miałem tylko stać między stoperami rywali, czekać na podania od kolegów i wykańczać je celnymi strzałami na bramkę. Jednym słowem miałem strzelać gole. Dopiero z czasem, gdy zacząłem wspołpracować z innymi trenerami nauczyłem się, że napastnik musi także angażować się w grę defensywną całego zespołu.

– Czy po tak udanym sezonie w rozgrywkach I ligi poczuł się Pan dużo pewniej?

– Oczywiście, nabrałem wtedy dużej pewności siebie i bardzo chciałem spróbować swoich sił w ekstraklasie. Poza tym byłem wtedy w bardzo dobrej formie, osiągnąłem bowiem bardzo wysoki poziom wytrenowania. Zostałem zaproszony na testy do Wisły Kraków, które poszły mi dość dobrze. Krakowski klub miał jednak inną politykę transferową i ostatecznie musiałem szukać innego klubu. Spośród kilku innych propozycji wybrałem tą z Arki Gdynia.

– Nie był to chyba dobry wybór, gdyż w rundzie jesiennej nie zagrał Pan w żadnym meczu Arki.

– W Gdyni otrzymałem w miarę dobre warunki, kierownictwo klubu przedstawiło mi także duże możliwości rozwoju, byłem więc zadowolony i nic nie zapowiadało kafastrofy. Całe zło rozpoczęło się od zmiany na stanowisku dyrektora sportowego Arki. Piotra Burlikowskiego zastąpił wtedy Andrzej Czyżniewski, który po objęciu stanowiska zrobił jeszcze kilka innych transferów. W efekcie, gdy zobaczył, że musi jeszcze zapłacić za mój transfer, nie uczynił tego i nie zostałem nawet zgłoszony do rozgrywek ekstraklasy. Odesłano mnie do Młodej Ekstraklasy, gdzie trenowałem przez miesiąc. Nie wytrzymałem jednak psychicznie i wróciłem do domu, natomiast w drugiej części sezonu zagrałem w drużynie GKP Gorzów.

– Niespełna dwa lata później osiągnął Pan jednak cel i zagrał w ekstraklasie w zespole Polonii Bytom.

– To był krótki epizod, zagrałem tam bowiem tylko trzy mecze. Wszystko wydarzyło się po tym jak zespół z Gorzowa, w trakcie sezonu, wycofał się z rozgrywek pierwszej ligi z powodów finansowych. Rozwiązano z nami wtedy kontrakty i każdy z zawodników otrzymał wolną rękę w szukaniu klubu. Tak właśnie trafiłem do Bytomia.

– Dwa miesiące później był Pan już zawodnikiem „Słoników”. Jak doszło do tego transferu?

– Wydaje mi się, że spory wpływ na zainteresowanie moją osobą przez kierownictwo klubu z Niecieczy miała moja dobra postawa w rundzie jesiennej, w której strzeliłem osiem bramek. Jedną z nich zdobyłem na boisku w Niecieczy w wygranym przez GKP (2:1 – red.) meczu z zespołem Termaliki Bruk-Betu. Już w zimie otrzymałem propozycję gry w drużynie „Słoników”, długo się nad nią zastanawiałem, ale wtedy jeszcze się nie zdecydowałem. Do Niecieczy trafiłem dopiero pół roku później, w lipcu.

– Rozpoczął Pan już czwarty sezon gry w drużynie „Słoników”. Dwa pierwsze były w Pana wykonaniu bardzo dobre, poprzedni był najsłabszy. Co było tego powodem?

– Nie chcę się usprawiedliwiać, ale prawda jest taka, że strzeliłem w nim tylko trzy bramki, a to jak na napastnika stanowczo za mało. Niewykluczone, że na moją postawę miała wpływ końcowka wcześniejszego sezonu, w której dosłownie kilka sekund zabrakło nam, by awansować do ekstraklasy. Na szczęście obecny sezon rozpocząłem nie najgorzej, natomiast trzy bramki strzelone w Nowym Saczu mocno mnie podbudowały przed kolejnymi meczami.

– Podczas pobytu w Niecieczy sporo zmieniło się także w Pana życiu prywatnym?

– Dwa lata temu zmieniłem stan cywilny. Ożeniłem się z Klaudią, z którą znam się już od siedmiu lat. Żona pochodzi z Zielonej Góry i muszę przyznać, że jest moim najwierniejszym kibicem, jeszcze od czasów gdy grałem w zespole Lechii. Wczoraj mieliśmy w domu małą uroczystość, gdyż nasz syn Natan skończył cztery miesiące.

W Sobotę z Arką Gdynia

a W MECZU 7. KOLEJKi I LIGI zespół Termaliki Bruk-Betu Nieciecza, w sobotę (godz. 14.45, transmisja w stacji Orange Sport), zmierzy się na wyjeździe z zajmującą 11. miejsce w tabeli Arką Gdynia. – Będzie to dla mnie kolejna okazja, by rozliczyć się z klubem z Gdyni za stracone pół roku, przez nieudany transfer w sezonie 2009/10. Podobnie jak moi koledzy z drużyny jestem w dobrej dyspozycji i czuję, że możemy sprawić koleną niespodziankę i przywieźć znad morza komplet punktów. Nie ukrywam, że chcemy jak najdłużej kontynuować serię meczów bez porażki – przyznał Emil Drozdowicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski