Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ogień zabrał im wszystko

Patrycja Migiel, Łukasz Bobek
Anna Bachleda stoi przed pogorzeliskiem. Na zdjęciu widać, że ogień zniszczył całe drewniane piętro, gdzie było kilka pokoi. Z boku leży parę rzeczy, które zdołano wynieść z płonącego obejścia
Anna Bachleda stoi przed pogorzeliskiem. Na zdjęciu widać, że ogień zniszczył całe drewniane piętro, gdzie było kilka pokoi. Z boku leży parę rzeczy, które zdołano wynieść z płonącego obejścia FOT. ŁUKASZ BOBEK
Zakopane. Czteroosobowa rodzina pozostała bez dachu nad głową. – Nad lasem zobaczyliśmy kłęby dymu. Krzysztof najpierw powiedział, że pewnie ktoś trawę pali – opowiada Anna Bachleda. Dom spłonął niemal doszczętnie. To, czego nie zniszczyły płomienie, zabrała ulewa.

Bachledowie już przed tragedią, jaka ich spotkała, nie mieli łatwego życia. Mieszkali na szczycie Kotelnicy, jednej z wyżej położonych ulic w mieście, gdzie latem trudno dojechać, a co dopiero zimą. W czwartkowe popołudnie niemal doszczętnie spłonął ich dom.

Tego dnia głowa rodziny, pani Anna (mąż zmarł przed rokiem) z dziećmi poszła na grzyby. – Parę dni wcześniej padało, więc uznaliśmy, że już coś wyrosło. Nagle nad lasem zobaczyliśmy kłęby dymu. Syn Krzysztof najpierw powiedział, że pewnie ktoś trawę pali – opowiada Anna Bachleda.

Pobiegł, aby sprawdzić, co się dzieje. Kiedy kobieta z resztą rodziny zeszła z góry, zobaczyła piekło. Dom stał w ogniu. – Nie biegłam już, nie miałam siły. Brakowało tylko, żebym połamała się na tych kamieniach – mówi góralka.

Na miejscu było już 13 zastępów straży pożarnej. – Gdy dojechaliśmy, płomienie ogarnęły już dach i pierwsze piętro. Zaczęły wdzierać się na parter – re­lacjonuje Andrzej Król-Łęgow­ski, rzecznik zakopiańskiej straży pożarnej.

Strażacy gasili ogień około trzech godzin. – Dom nie nadaje się do zamieszkania. Ze wstępnych szacunków wynika, że straty wynoszą około 300 tysięcy złotych – dodaje Król-Łęgowski.

Strażacy na razie nie są w stanie określić, co spowodowało pożar. Nie wie tego także pani Anna. Podejrzewa, że kuny, których pełno w okolicy, mogły przegryźć kabel elektryczny i zrobić zwarcie. – Kiedy dotarłyśmy z mamą do domu, nie było co gasić. Zdążyłam tylko wypchnąć samochód z garażu – opowiada córka Joanna. Pani Anna zdołała ocalić przed płomieniami torebkę z dokumentami i wynieść telewizor. Resztę zniszczył ogień.

Jakby tego było mało, następnego dnia, gdy rodzina zabrała się za sprzątanie pogorzeliska, nadeszła wielka ulewa.

W domu mieszkały cztery osoby. Pani Anna z dwiema córkami i chorym synem. Drugi syn przeniósł się do Warszawy, ale przyjeżdża i odwiedza rodzinę. – Dzieci już dorosłe, córki pracują na siebie, ale mieszkamy razem. Kiedy żył mąż, remontowaliśmy dom powoli. Córka miała swój pokój, syn również, a kiedy drugi syn wpadał do nas, to kąt też miał – opowiada zdruzgotana pani Anna.

Miejsce tragedii odwiedzili wiceburmistrzowie Wojciech Solik i Mariusz Koperski. Zapewniali, że pogorzelcom pomogą.

– W piątek wysłaliśmy na Ko­telnicę miejską brygadę interwencyjną, która pomagała w sprzątaniu pogorzeliska. Pojechały również służby z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Jeśli będzie trzeba, to zapewnimy pani Annie dach nad głową – mówi Mariusz Koperski.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, była już pomoc społeczna. – Pomogą, ale to tylko trochę grosza. Nie wystarczy nawet na zburzenie, a co dopiero na odbudowanie domu – mówi pani Bachleda.

Spalony dom był ubezpieczony. Właścicielka obawia się jednak, że odszkodowanie nie wystarczy na odbudowę. Tymczasowo mieszka w domu siostry na Kotelnicy.

FATALNY DOJAZD
- Pożar domu rodziny Bachledów uwidocznił m.in. problem z dojazdem i brakiem wody na Kotelnicy.

- Droga jest w opłakanym stanie. Na początku dojazdu – z Cią­główki – w ostatnim czasie ułożone zostały co prawda betonowe płyty, ale do domu państwa Bachledów, czyli niemal na sam szczyt, prowadzi jedynie kamienista pola droga.

- Strażacy taplali się w błocie, a wodę ciągnęli z dołu – opowiada jeden z sąsiadów państwa Bachledów. Potwierdza to również rzecznik strażaków.

– Bardzo ciężki dojazd i praktycznie brak ciśnienia wody w hydrantach – ocenia Andrzej Król-Łęgowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski