Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oglądanie świata

Redakcja
Kiedy byłem młodszy… Nie miałem wtedy czasu na dokładne oglądanie otoczenia, nawet tego najbliższego. Jedynie niekiedy, gdy na jakichś – rzadkich zazwyczaj – wywczasach znalazłem chwilę, by obejrzeć chociaż kawałek trawy, na której na chwilę usiadłem, patrzyłem na pojawiający się przed oczami świat owadów, różnego rodzaju chrząszczy, mrówek, polnych koników, a nawet kózek, bo i taką zabawną nazwę części biegających maleństw nadali uczeni przyrodnicy zajmujący się fauną.

Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY

Nic przecież z tego nie wynikało. Ja żyłem sobie, a biegające, podskakujące, pełzające i latające maluchy – sobie. Czy tak, czy owak, stanowiliśmy tylko tło wielkiego widowiska zorganizowanego przez Matkę Naturę, będąc zajęci znacznie ważniejszymi sprawami. Przynajmniej tak się nam wtedy wydawało. Zabiegaliśmy o pożywienie, o znośne warunki życiowe, o zabezpieczenie sobie odpowiedniego miejsca zimowania, a nawet o zapasy na dni, które dopiero miały nadejść, a chcieliśmy, aby były bezpieczne i dawały możliwość rozwoju następnym pokoleniom.

Tygodnie przechodziły w miesiące, te – w lata i, wstyd powiedzieć, zazwyczaj pętaliśmy się koło własnego pępka oraz bliskich. Kręcenie się w kieracie codzienności zubożyło obraz świata, składającego się z takich samych lub podobnych sobie elementów, powtarzających się i przez to coraz nudniejszych i coraz bardziej szarych. Nieporadnie usiłowaliśmy je urozmaicić pacniętymi tu i ówdzie plamami jaskrawej farby. Uciekaliśmy też w świat sztuki, który – jak sądziliśmy – dawał przyjemność tylko ku ludziom skierowaną.

Jednak nadal makro- i mikrokosmos postrzegaliśmy jako istniejące oddzielnie, obok siebie, a nie na przykład – w sobie lub ze sobą. Pod tym względem nie różniłem się od innych. Dopiero teraz znajduję czas na uważną obserwację otoczenia. Ale i tak jest dość powierzchowna i z pewnością w jej wyniku nie powstanie żaden nowy system filozoficzny. Jednak nawet samo wkraczanie do bajkowej "drugiej strony lustra”, w ślad za Alicją z Krainy Czarów, stanowi przeżycie niezapomniane. Odczuwam to codziennie.

Na przykład mam zwyczaj stawać po przebudzeniu o świcie na niewielkim tarasie prowadzącym z salonu do ogrodu. Chłodniejsze niż w domu powietrze wypędza ze mnie resztki snu, a po kilkudziesięciu sekundach mam już towarzyszy. Pojawia się para trznadli, która gdzieś w pobliżu uwiła sobie wygodne i, jak widać, ciepłe gniazdo. Chociaż "ludzcy” sąsiedzi śpią jeszcze, trznadle nie bacząc na to zaczynają wywrzaskiwać swoją radość z mojego przebudzenia i gotowości do podjęcia rozmowy. Wygwizdują i wyćwierkują jeden przez drugiego, co mają do powiedzenia po to tylko zapewne, by usłyszeć moją niezdarnie wygwizdaną odpowiedź. Gaworzymy tak sobie przez parę minut. Potem odfruwają, ja zaś człapię do kuchni na jakieś solidniejsze śniadanie.

Trznadle pojawiają się jeszcze parę razy w ciągu dnia, ale tylko wówczas, gdy staję na tarasie. Drzwi do domu są pod ich pilną obserwacją. Wygląda tak, jakby czuły się odpowiedzialne za dom, z którego właścicielem zawarły bliską znajomość. Twierdzę nawet, że łączy nas swojego rodzaju przyjaźń, co potwierdza moją głęboko do dzisiaj ukrywaną hipotezę, że Wszechświat realny składa się z kilku światów materialnych, istniejących obok siebie i przenikających od czasu do czasu. Świat ptaków jest jednym z takich elementów. Możliwość porozumienia się z nim w prymitywny zresztą sposób, daje przyjemność płynącą z poszerzenia umiejętności rozumienia czegoś więcej niż dotychczas. Ba! Przecież nawet domy tworzą własną wspólnotę. Ale o tym kiedy indziej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski