Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec nie dał zgody, by syn odszedł do Sandecji

Redakcja
PIŁKA NOŻNA. W latach 90. poprzedniego stulecia, gdy zespół "Jaskółek" przez pięć sezonów występował na zapleczu ekstraklasy, ważną postacią w jego defensywie był Jarosław Dzięciołowski. Zawodnik ten miał także spory udział w wywalczeniu awansu do "starej" trzeciej ligi przez Okocimskiego.

Dla 40-letniego Jarosława Dzięciołowskiego klubem najbliższym sercu zawsze była Unia Tarnów. Na zakończenie kariery, przez cztery sezony, występował wprawdzie w zespole Okocimskiego Brzesko, ale gdy przyszło rywalizować mu z drużyną "Jaskółek", sentyment zawsze zostawał przy tarnowskim klubie.

- Gdy w 1994 roku wywalczyliśmy awans do drugiej ligi, byłem wtedy młodym zawodnikiem, wchodzącym dopiero do drużyny. Awans był dla mnie ogromnym przeżyciem i chyba moim największym sukcesem w całej karierze piłkarskiej - wspomina Jarosław Dzięciołowski. - Trener Zbigniew Kordela, który był wtedy trenerem potrafił zmotywować nas do solidnej pracy, ale dał nam także, jak na ówczesne czasy, dobrze zarobić. Sponsor strategiczny Unii, Zakłady Azotowe w Tarnowie nie szczędziły pieniędzy na piłkę nożną, atmosfera wokół zespołu była więc wspaniała - podkreśla.

Pierwsze sportowe rozczarowanie wychowanek "Jaskółek" przeżył w wieku 26 lat, gdy Unia opuszczała drugą ligę. - Praktycznie całą rundę wiosenną graliśmy za darmo, mimo to do ostatniej kolejki mieliśmy szansę na utrzymanie się w drugiej lidze. Mecz wyjazdowy z Hetmanem Zamość, który zadecydował o naszej degradacji, oglądałem z ławki rezerwowych, ale bardzo go przeżyłem. Przegraliśmy wtedy 0:2 i zaraz po meczu rozpłakałem się jak dziecko - wspomina obrońca.

Dzięciołowski z drużyną "Jaskółek" związany był na dobre i na złe, jednak gdy piłka nożna w Unii zaczęła staczać się porówni pochyłej, skończyła się też cierpliwość zawodnika. - Mając rodzinę, zacząłem wtedy myśleć o sprawach finansowych. Można powiedzieć, że w pewnym momencie byłem już jedną nogą w Sandecji, która zaoferowała mi cztery razy większą kwotę, od tej na jaką mogłem liczyć w Tarnowie. W Nowym Sączu byłem już na jednym treningu, jednak gdy dowiedział się o tym mój tato, który był wtedy w Unii społecznym kierownikiem sekcji piłkarskiej, przeprowadził ze mną burzliwą rozmowę, po której musiałem zejść na ziemię i zostać w tarnowskim klubie - opowiada.

Nim popularny "Jerry" trafił do Okocimskiego, był bliski przejścia do Glinika/Karpatii Gorlice, klubu, w którym przymierzano się do budowy mocnej drużyny. - W Unii przestał wtedy działać mój tato, nie musiałem się więc martwić, że znów zablokuje mój transfer. Po rozmowach z prezesem Glinika Januszem Pietruchą byłem już zdecydowany na zmianę barw klubowych, nie przerażał mnie nawet ponad 60-kilometrowy dojazd z Tarnowa do Gorlic. Gdy praktycznie miałem już wszystko ustalone, nagle pojawiła się propozycja z Brzeska.

Na przejście do Okocimskiego namówił mnie Krzysztof Palej i razem trafiliśmy wtedy do brzeskiego klubu - relacjonuje Dzięciołowski, który jest żonaty z Barbarą, ma dwójkę wspaniałych dzieci: 12-letnią Igę i 8-letniego Kacpra. Od 1995 roku pracuje w Zakładach Azotowych w Tarnowie, obecnie jest zatrudniony w Jednostce Biznesowej Energetyka, należącej do Grupy Azoty, jako elektryk.

Piotr Pietras

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski