Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oko w oko z Muhammadem Ali

Redakcja
- Czuję się tak, jakbym zaraz miał walczyć.

Korespondencja "Dziennika" z Australii

 Stanąłem tak blisko niego, że po plecach przeszły mi ciarki. Spojrzałem mu w oczy. Były jakby nieobecne, smutne. Wolno, bardzo wolno podniósł lekko drżącą rękę i potarł przymkniętą powiekę. Od drzwi samochodu do przygotowanego w namiocie prasowym podestu przeszedł zaledwie 20 metrów, lecz zanim wygłosił krótką mowę, musiał spędzić dłuższą chwilę na krześle. Podniósł się wolno i gdy ciżba naciskających na ochroniarzy fotoreporterów nieco się uspokoiła, powiedział z trudem, ale uśmiechnięty:
 Te słowa Muhammada Ali, który jako Cassius Clay zdobył przed 40 laty złoty medal olimpijski na igrzyskach w Rzymie, a potem zawodowe mistrzostwo świata, wywołały burzę oklasków.
 Były bokser dodał jeszcze najwyżej pięć zdań, z których co drugie fetowano na przemian śmiechem albo brawami, po czym wolno ruszył w powrotną drogę do granatowego jaguara. Zatrzymał się przed otworzonymi drzwiami, pozując przez chwilę fotoreporterom i podpisując autografy, po czym zdjął marynarkę, siadł na tylnym siedzieniu i opuścił Rosehill Racecourse w Sydney.
 Ta wizyta trwała najwyżej 10-12 minut. Legendarny mistrz wagi ciężkiej, który podczas igrzysk w Atlancie zapalał drżącą ręką olimpijski znicz, przybył do Australii na zaproszenie multimilionera Anthony’ego Pratta, zastępcy prezesa koncernu Visy (uzdatnianie zużytych materiałów), jednego z głównych sponsorów igrzysk. - To najsłynniejszy sportowiec na świecie, który na dodatek symbolizuje, że duch olimpijski może pokonać chorobę Parkinsona - stwierdził Pratt. _-__Mój mąż przyleciał do Sydney jako kibic - _dodała jego żona Lonnie. Dziś Ali weźmie udział w ceremonii otwarcia igrzysk.
 Wizyta byłego pięściarza na torach wyścigów konnych w Rosehill Gardens wiązała się z wielkim party, jakie organizatorzy igrzysk przygotowali dla tysięcy akredytowanych dziennikarzy. Przyjmujący zakłady na gonitwy byli nieco rozczarowani. Były pięściarz słynie przecież z zamiłowania do hazardu. W kasynie przesiedział nawet pierwszą walkę na ringu bokserskim swej córki Laili (jedyny jej pojedynek, jakiego nie widział). W Sydney nie zaryzykował jednak ani jednego australijskiego centa.
 A było na co postawić. Wszak w jednej z czwartkowych gonitw wystąpił koń "Ugryzienie Tysona". Zwierzę otrzymało to imię po sławetnej walce następcy Muhammada Ali na tronie mistrza świata i najbliższego przeciwnika Andrzeja Gołoty, zakończonej odgryzieniem kawałka ucha Evanderowi Holyfieldowi.

KRZYSZTOF KAWA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski