Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Okupacja. Jak polscy przemytnicy omijali niemiecką straż graniczną

Marcin Chorązki
Pod niemiecką okupacją Polacy trudnili się przemytem głównie z powodu biedy czy przeszmuglowania rzeczy niezbędnych do przetrwania
Pod niemiecką okupacją Polacy trudnili się przemytem głównie z powodu biedy czy przeszmuglowania rzeczy niezbędnych do przetrwania fot. archiwum
1939. Kilka tygodni po klęsce wrześniowej Polacy byli zmuszeni podjąć walkę na froncie codzienności. Na całej długości granicy między Rzeszą a Generalnym Gubernatorstwem zorganizowały się lokalne siatki przemytników. Szmuglowali głównie żywność i przerzucali ludzi. Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski" przypominają.

Przegrana wojna obronna we wrześniu 1939 r. doprowadziła do chaosu nie tylko na szczytach władzy w państwie polskim, ale także w polskim społeczeństwie. Przerażenie i rozpacz zwykłych ludzi nie były spowodowane wyłącznie faktem gwałtownego upadku państwa, ale także skalą niemieckiego terroru wobec ludności cywilnej.

Po kilku tygodniach od zakończenia walk Polacy byli zmuszeni podjąć walkę na froncie codzienności o każdą namiastkę normalnego życia. W okupacyjnych realiach każda wieś, każde miasto, każdy region miał swoją specyfikę. Szczególny charakter posiadały tereny nadgraniczne wzdłuż okupacyjnej linii demarkacyjnej między ziemiami polskimi przyłączonymi do Niemiec a Generalnym Gubernatorstwem, także na jej małopolskim odcinku.

Nowe granice administracyjne

8 października 1939 r. Adolf Hitler wydał dekret o włączeniu do III Rzeszy rejonu Suwałk, części Mazowsza, Pomorza Gdańskiego, Wielkopolski, Kujaw, Łodzi z okolicznymi powiatami, Górnego Śląska, Zagłębia Dąbrowskiego, powiatu bialskiego, żywieckiego części powiatów chrzanowskiego, olkuskiego i wadowickiego. Według propagandy niemieckiej tereny te stanowiły naturalny rewir wpływów niemieckich w okresie istnienia II Rzeczpospolitej, a w XIX wieku przynależały - częściowo - administracyjnie do Rzeszy.

Z pozostałych zajętych terenów utworzono z dniem 12 października 1939 r. Generalne Gubernatorstwo. Dzieliło się ono na cztery dystrykty, a te na powiaty. Dystrykt Krakowski obejmował teren byłego województwa krakowskiego - bez ziem przyłączonych do Rzeszy, południową część województwa kieleckiego (powiat miechowski, część południową pińczowskiego, wschodnią olkuskiego) oraz zachodnią część województwa lwowskiego. Granica wschodnia dystryktu opierała się na rzece San.

Niemcy dokonali również zmian podziału administracyjnego na poziomie powiatów. Powiatami nadgranicznymi z rejencją katowicką były powiaty krakowski i miechowski.

Co do przebiegu granicy zachodniej Generalnego Gubernatorstwa Niemcy z początku pozostawali niezdecydowani. Wahano się, czy granicę umiejscowić na Sole, czy też, jak ostatecznie postanowiono, na Skawie w Wadowicach. Dlatego Kęty jesienią 1939 r. były podzielone na dwa obszary: Podlesie przyłączone do Rzeszy i Kęty - miasto, co utrzymało się do końca wojny. Powiat bielski w rejencji katowickiej III Rzeszy powstał z połączenia powiatu bielskiego (z przedwojennego województwa śląskiego) oraz powiatu bialskiego i części wadowickiego (z dawnego województwa krakowskiego).

Życie za Skawą

Dla wielu mieszkańców Małopolski były to zasadnicze zmiany w dotychczasowym ich życiu, tym bardziej, że zmienił się również ich status polityczny. Polacy stali się ludnością trzeciej kategorii, co szczególnie odczuli ci zamieszkali po „niemieckiej” stronie granicy. Tam, zgodnie z założeniem polityki narodowościowej, Polacy, podobnie jak ludność żydowska, zostali w dużej części pozbawieni swych warsztatów pracy, fabryk. Chyba że zgłosili chęć przystąpienia do narodu niemieckiego, składając ankietę narodowościową w lokalnych urzędach gminy. Jednak taki zabieg nie zawsze pozostawiał możliwość zarządzania swoim zakładem.

Część ludności polskiej została pozbawiona również swoich gospodarstw wiejskich i wysiedlona do Generalnego Gubernatorstwa, gdzie była zdana na pomoc rodaków. Ci, którzy zostali w swych rodzinnych miejscowościach, cierpieli na niedostatek żywności i innych produktów, a praca w niemieckich fabrykach lub gospodarstwach nie zabezpieczała przed głodem. Niemiecka policja informowała na bieżąco o brakach w żywności nie tylko wśród ludności polskiej, ale także wśród obywateli III Rzeszy. System kartkowy, który obowiązywał w całej rejencji katowickiej powodował, że nie tylko rozwijał się czarny rynek, stymulowany przez szmugiel przez nieodległe granice z Generalnym Gubernatorstwem i Słowacją, ale wzrosła też liczba przestępstw pospolitych, głównie kradzieży i napadów na ludność niemiecką. Obok Polaków, organizowali je sami Niemcy, pozorując akcje polskiego podziemia i tym samym kierując uwagę gestapo na ludność polską, a sami korzystali z nielegalnie pozyskanego mięsa.

Totalschmuggel (Szmugiel Totalny)

Zmiany w zachowaniu ludności okupacyjnego pogranicza nastąpiły dynamicznie, co opisał w liście ze stycznia 1943 r. do arcybiskupa Adama Stefana Sapiehy ks. Karol Słowiaczek, proboszcz pogranicznej wówczas parafii w Porębie Żegoty: „Ludność przed wojną robotnicza i drobnorolnicza obecnie przybrała charakter przemytniczy i szmuglerski, jako że jest w pasie granicznym. Wytworzył się nowy typ i zawód przemytniczo-handlowy na wielką skalę”.

Ks. Słowiaczek zauważał, że jego parafianie korzystali z tej możliwości głównie z powodu biedy, chęci zarobienia lub przeszmuglowania rzeczy niezbędnych do przetrwania. Ponadto, bliskość granicy powodowała nieustający ruch uciekinierów z Rzeszy do Generalnego Gubernatorstwa. „Dniem i nocą przy pomocy fachowych przemytników wielką liczbą przechodzą przez granicę z Niemiec jeńcy rosyjscy, Ukraińcy i Ukrainki z robót, a od niedawna także kobiety Polki z Oświęcimia” - pisał ks. Słowiaczek.

Na całej długości granicy zorganizowano lokalne siatki przemytników, którzy obok prowadzenia na co dzień gospodarstw lub legalnej pracy zarobkowej, parały się nielegalnym przekraczaniem granicy. Do tej grupy należeli również kolejarze, którzy w ten sposób przewozili w swoich składach zbiegów z robót w Niemczech lub jeńców wojennych. Taką okazję do przekroczenia granicy dostał uciekinier z niewoli i pracy pod Berlinem Piotr Kawalec. Wspominał: „Błądząc po okolicznych lasach i łąkach spotkałem pewnego starca pasącego kozy na łące i ten od razu poznał, że jestem uciekinierem. Zachęcił mnie bym z nim szedł do jego domu. Z duszą na ramieniu wszedłem do jego domu, gdzie zostałem ukryty na strychu. W nerwach, bez zaufania do starca spędziłem noc przeczuwając, że zostanę wydany przez niego gestapo. Rano powiedział, że wieczorem przyjdą po mnie kolejarze, by mnie przeprowadzić przez granicę. Z niecierpliwością czekałem na tę chwilę. Gdy przyszli, wzięli mnie na stację do Oświęcimia i bez zdrady zaprowadzili mnie do pociągu, który jechał do GG”.

W ten sposób była również zorganizowana konspiracja akowska, która posiadała szereg kontaktów w okolicy Wadowic, ale również w Beskidach. Z pomocy tych ludzi skorzystał m.in. rtm. Witold Pilecki, uciekając z KL Auschwitz-Birkenau. Jednak szlaki przemytnicze służyły głównie ludności miejscowej. Przemycano żywność, alkohol, odzież, a także węgiel, w czym brał udział m.in. wspomniany duchowny.

„U mnie na podwórzu skład węgla, jak u jakiego krakowskiego handlarza. Ze stacji zwożą do mnie, a stąd idzie za granicę, niby dla robotników tamtejszych, a pracujących w tutejszych kamieniołomach. Spółka tranzytowa działa w porozumieniu z urzędnikami celnymi. […] W ten sposób księża w Liszkach zaopatrzyli się we węgiel, koło 100 m. […] Cóż się dziwić parafianom, skoro ich pasterze także szmuglują z tą chyba różnicą, że my z potrzeby i dla dobra drugich”.

Całość opisanego procederu funkcjonowała dzięki kreatywności przemytników, często po nawiązaniu współpracy z niemiecką strażą graniczną (Grenzschutz), która sowicie opłacana pozwalała na bezkarne przemycanie towarów przez granicę. Nie obyło się bez ofiar. „Często słyszało się strzały w różnych stronach. Były już trupy i postrzelenia” - wspominał ks. Słowiaczek. Ale przemytnicy wykazywali się też nie lada pomysłowością: „Ponieważ [strażnicy Grenzschutzu] chodzą z psem policyjnym pewna kobieta wybrała się z kotem pod pazuchą. W krytycznej chwili puściła kota, za kotem pies, a za psem żołnierz, a kobieta przeszła spokojnie”.

W ten sposób, wręcz komediowy, jedna kobieta uderzyła w gospodarkę III Rzeszy i przyczyniła się również do klęski okupantów na froncie dnia codziennego w pasie nadgranicznym.

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 2

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, NaszeMiasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski