To był błąd. Jako tzw. (w języku feministek) szowinistyczna męska itd. nie powinienem był brać tej książki do ręki. W końcu czytając jakąkolwiek powieść, zwłaszcza należącą do literatury popularnej, chciałoby się zapałać sympatią do bohatera, z którym przyjdzie spędzić kilka do kilkunastu godzin (zależnie od własnej sprawności intelektualnej). A Matyldy Dominiczak, bohaterki powieści „Oddaj albo giń”, autorstwa Olgi Rudnickiej, popularnej pisarki specjalizującej się w lekkich kryminałach, polubić nie sposób. Oczywiście, tylko jeśli się jest wspomnianą szowinistyczną i tak dalej.
I nie chodzi mi o to, że pani Matylda, bibliotekarka marząca o karierze prywatnego detektywa (prywatnej detektywki?), działa w myśl starej zasady „kłopoty to moja specjalność” – jest nadaktywna, problemowa, roztrzepana, w dodatku ma talent do komplikowania życia, i sobie, i całemu otoczeniu. To dałoby się wybaczyć, przecież istnieją nawet szowinistyczne męskie i tak dalej, które lubią podobny typ kobietek. Najgorsze jest to, że bohaterka tej powieści (czy autorka również?) reprezentuje typowo kobiecy (by nie powiedzieć: feministyczny) sposób myślenia. Najlepiej streszczający się w cytacie: „Nikt nie potrafi tak skutecznie podciąć skrzydeł kobiecie jak jej własny mąż” (a tak na marginesie: co potrafią podciąć mężowie cudzy?). A to tylko jedna z wielu światłych myśli i stwierdzeń, dla szowinistycznych męskich i tak dalej dość przerażających.
No cóż, jako się rzekło na początku, było nie czytać. W końcu, by przywołać kolejny cytat z tej powieści, „Pewnych rzeczy warto nie wiedzieć”. Niestety (niestety dla mego samopoczucia), jak już zacząłem czytać, nie mogłem się przemóc i lektury porzucić. Jako człowiek starej daty, wychowany na książkach Joanny Chmielewskiej (którą ceni i Olga Rudnicka) bardzo lubię taki typ komediowych kryminałów. A pani Matylda, bibliotekarka, nie mogła mi się nie skojarzyć chociażby z Joanną, bohaterką „Klina” (1964) Joanny Chmielewskiej (w wersji filmowej „Lekarstwa na miłość”), gdyż podobnie jak ona przypadkowo wplątuje się w aferę kryminalną, próbując rozwikłać zagadkę na własną rękę i komplikując życie policjantom prowadzącym profesjonalne dochodzenie, a w dodatku robiąc to ze specyficznym, opisanym na wstępie urokiem.
Nie mogę też ukryć uznania do płynącego z tej powieści morału. Tytułowe zawołanie „Oddaj albo giń” to hasło, jakim bohaterka książki próbuje zachęcić klientów swojej biblioteki do terminowego zwrotu książek. Jako osobnik posiadający w swym CV analogiczny biblioteczny epizod, wiem jaki to dla biblioteki problem, w pełni solidaryzując się więc z autorką i bohaterką powieści.
A tych niesolidnych czytelników, zwłaszcza takich, którzy książek w ogóle nie oddają, zachęcam do lektury - ku przestrodze. Nie przestrzegając bibliotecznego regulaminu można się władować w spore kłopoty.
Do śmierci między regałami włącznie.
Olga Rudnicka „Oddaj albo giń”, Prószyński i S-ka 2020, 412 str.
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?