Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieść wigilijna

Redakcja
Należał do ludzi mających dość pogardliwy stosunek do tradycji, był racjonalistą, ateistą, wierzył w postęp i rozum, głosował na lewicę, choć dla świętego spokoju zgadzał się na różne zabobony, kontynuowane przez żonę.

Marcin Wolski: SPRAWKI Z WARSZAWKI

Do takich należało obchodzenie Wigilii, czego, powiedzmy otwarcie, nie cierpiał. Co roku bywały konflikty, aż wreszcie – pękło.

Po kolacji Zofia chciała posłuchać kolęd lub obejrzeć jeden z tych upiornych filmów powtarzanych rok w rok o św. Mikołaju, on miał na DVD film akcji. Sz. powiedział kilka słów za dużo, po czym chwycił butelkę wódki, pęto kiełbasy i wybiegł z domu. Dobiegł do altany w ogrodzie, pociągnął zdrowy łyk, przegryzł myśliwską... I trochę ochłonął. Postanowił pójść pieszo.

Przyszedł mu do głowy Józek. Kolega z pracy, wolnomyśliciel i postępowiec jak on. Kiedyś mawiano, że wierny jak pies nieboszczce partii. Kawał drogi, ale czego się nie robi. Popił znowu i zakąsił. Spacer trwał trochę długo i Sz. przemarzł do szpiku kości... Na szczęście u Józefa jeszcze się paliło.

Otworzyły się drzwi i zaczął koszmar. Józef bowiem na jego powitanie zaszczekał. Zaraz dołączyła do niego żona i zaczęła beczeć jak koza. Jeszcze chwila, a otoczyła ich gromada pobudzonych dzieciaczków chrząkających jak młode warchlaczki.

Uciekł. "Jestem pijany bardziej niż zwykle!” – myślał. Opodal był Dworzec Centralny, wbiegł do środka. Omal nie wpadł na żebraka, który wydał głos starego kruka, minęła go prostytutka, miaucząc zalotnie jak kotka, a jakiś kolejarz – wielki byk – zamruczał pytająco.

Zakręciło mu się w głowie i omal nie spadł na szyny, ale pojawiło się dwóch funkcjonariuszy pohukujących jak sowy, a ponieważ się stawiał, przyłożyli mu pałą i zawieźli do izby wytrzeźwień. Tam przespał parę godzin, a kiedy ocknął się rano, jakimś cudem rozluźnił krępujące go pasy i skoczył ku oknu.

Pokonał parapet pomknął po gzymsie, skoczył na rosnące obok drzewo, po którym zwinnie zsunął się na dół. Ludzie szli do kościoła, przyglądając się Sz. dziwnie. Mówili po ludzku. Koszmar minął.

"Mama, popatrz, małpa” – krzyknęło za nim jakieś dziecko. Parę kroków dalej lśniła jak lustro wypolerowana szyba jakiegoś biurowca. Bał się w nią spojrzeć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski