W jednej z nich kilka dni temu ujrzałem dwóch barczystych młodzieńców ubranych w niepodległościowe bluzy z wielkim orłem na piersi i biało-czerwoną opaską wyszytą na ramieniu. Wyglądali, jakby uczestniczyli w jakimś samozwańczym patrolu, spoglądając spode łba na większość ludzi wokoło, a ich spojrzenia mówiły wyraźnie: „coś się nie podoba, to w mordę dam!”.
Z edukacji szkolno-domowej pamiętam raczej inne twarze ludzi z opaskami na rękach. Powstańcy warszawscy nie przypominali mi nigdy łobuzów, choć było tam wiele młodzieży z ubogich dzielnic stolicy.
Dzisiejsi miłośnicy patriotycznych ubrań - owszem. Mam wrażenie, że spora ich część to przefarbowani kibole, którzy swą przestępczo-chuligańską mentalność ukryli pod wzniosłymi hasłami na bluzach.
Nie sądzę jednak, by znalazło się wśród nich zbyt wielu mających jako takie pojęcie o rotmistrzu Pileckim czy generale Fieldorfie. Ale czy ta wiedza jest w dzisiejszych czasach w ogóle potrzebna? Przecież w Polsce można być ministrem edukacji i nie wiedzieć, kto dokonał pogromu kieleckiego czy mordu w Jedwabnem.
Mamy piękną historię, ale robimy z niej komiks, nieudolnie próbując ukrywać i wybielać grzechy, które przecież każdy naród ma na koncie, bo żaden naród nie jest idealny. Infantylne postawy w stylu kompromitujących występów minister Anny Zalewskiej mogą nam co najwyżej pomóc wyprodukować zastępy pseudopatriotów: co prawda z orłem na piersi, ale także z bejsbolem za pazuchą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?