Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Osaczyła ich ciemność, ale słyszą piłkę. „Wojują” i strzelają bramki

Majka Lisińska-Kozioł
Zawodnicy klubu Tyniecka „Nie widzę przeszkód” Kraków
Zawodnicy klubu Tyniecka „Nie widzę przeszkód” Kraków Anna Kaczmarz
Boisko przy ulicy Skwerowej urządzono wśród bloków prywatnych posesji. Jest równe i wymiarowe. Wzdłuż placu do gry ustawiono specjalne bandy. To tutaj trenują zawodnicy klubu piłkarskiego - Tyniecka „Nie widzę przeszkód” Kraków

Nareszcie są! Dwadzieścia tysięcy na bandy przekazał blind-footballistom z Krakowa Polski Związek Piłki Nożnej. Takie wprost ze sklepu kosztują cztery razy tyle. Ale i te, wykonane metodą chałupniczą to dla krakowian szansa i wygoda. Piłka nie ucieka, wzrasta tempo gry, no i można poprawiać technikę, by zbliżać się do poziomu prezentowanego na europejskich boiskach.

Można pomóc
Każdy może wesprzeć Stowarzyszenia NIE WIDZĘ PRZESZKÓD przekazując darowiznę na cele statutowe. Numer rachunku: 87249000050000450036059338

Obowiązek i radość

Marcin Ryszka, ksywka „Rycha” dwudziestosześciolatek z Krakowa jest skupiony, by usłyszeć to, czego nie może zobaczyć. Wielokrotny medalista mistrzostw świata i Europy w pływaniu i dwukrotny olimpijczyk, teraz gra w blind futball, czyli piłkę nożną dla niewidomych. Jest pomocnikiem.

Ten sport ma w genach. W końcu jego dziadek Karol Ryszka był działaczem piłkarskim, wieloletnim prezesem Przełomu Kaniów, drugi dziadek Marian Gałuszka - piłkarzem. Obaj bracia - Kornel oraz Dawid - także, więc i Marcin ma papiery na granie. Mógł więc być jak Bartosz Kapustka, albo Robert Lewandowski, ale szyki pomieszał mu nowotwór, który zabrał pięciolatkowi wzrok.

Bracia nie zauważali ograniczeń Marcina i uczyli go, jak się prowadzi piłkę, strzela gole i robi kapki. O istnieniu futbolówki z grzechotką nie mieli pojęcia. Marcin biegał więc - jak wszyscy- za zwykłą. Jako siedmiolatek trafił do Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych przy Tynieckiej i zaczął… pływać.

- Trenowałem jedenaście razy w tygodniu, po pięć-sześć godzin dziennie. To było wtedy moje życie, obowiązek i ciężka harówka. Radość przychodziła na zawodach, gdy wygrywałem, stawałem na podium. Ale czasami miałem dosyć wody. Za to na treningów piłkarskich nie mogę się doczekać - mówi Ryszka.

Cieszy go każdy mecz, każde dobre podanie, każda strzelona bramka. Dzięki wyczynowemu uprawianiu pływania Marcin jest sprawny fizycznie. - Poza tym piłka jest sportem drużynowym, a ja uwielbiam chłopaków z naszej paczki. Ostatnio Martin, nasz utalentowany napastnik, stracił głos i na treningu nie mógł wykrzykiwać komend, więc klaskał. Mieliśmy ubaw - dodaje Ryszka.

Gdy we wrześniu w warszawskim studiu, komentował do spółki z Przemysławem Babiarzem Igrzyska Paraolimpijskie w Rio, bywało, że i do piątej rano - w południe był już w pociągu, żeby zdążyć do Krakowa na trening.

Rwetes w czasie meczu

Boisko o wymiarach 40 na 20 m, z wysokimi na 115 cm bandami wzdłuż linii bocznej jest podzielone na trzy strefy: obronną, środkową i ataku. W każdej z nich piłkarze mają przewodników, którzy podpowiadają im, ile metrów jest do bramki rywali, kiedy najlepiej oddać strzał, gdzie zagrać piłkę i jak ustawiona jest obrona przeciwnika.

Na boisku, jak zawsze panuje rwetes. Bramkarz ustawia obrońców. Przewodnik krzyczy: - lewa banda, prawa banda, a bandy zatrzymują piłkę przed wyjściem na aut, poprawiają dynamikę. - Bez nich nie da się rozegrać profesjonalnego meczu - mówi Piotr Niesyczyński, kierownik krakowskiej drużyny, która ma je od niedawna.

- Wykonanie band podpatrzyliśmy w Czechach, ale te nasze zmodyfikowaliśmy. Można je składać i ustawiać w różnych miejscach. Tymczasem szkolne boisko udostępnia nam dyrektor Zofia Wilczyńska z Gimnazjum nr 22 w Krakowie. Na zimę chcielibyśmy się przenieść pod namiot, na przykład do Skotnik, żeby mieć warunki zbliżone do tych, jakie są na zawodach.

Potrzebne będą na to pieniądze. Treningi dwa razy w tygodniu pochłoną nawet 500 złotych. Na miesiąc trzeba mieć dwa tysiące plus koszt dojazdu; to spory wydatek. Piotr Niesyczyński razem z Marcinem Ryszką na okragło szukają więc funduszy. Ostatnio wygrali konkurs „Szansa dla Niewidomych” i dostali trochę grosza, który zasilił klubową kasę. Sporadycznie pomagają im darczyńcy.

Piłki puszczały na szwie

Na treningu jest na ogół dziesięciu, albo piętnastu piłkarzy. Po rozgrzewce dzielą się na dwie drużyny. Niektórzy zakładają ochraniacze na kolana. Wszyscy muszą mieć ciemne okulary, a pod nimi zaklejone czarną taśmą oczy, żeby osoby, które mają poczucie światła były w tej samej sytuacji jak te, które nie widzą niczego.

Dyscyplinę wymyślili Hiszpanie. Mecze trwają dwa razy po 25 minut. Drużyna składa się z czterech graczy w polu i bramkarza. Bramkarz może być człowiekiem widzącym. I na ogół tak jest. Ale na przykład krakowski golkiper Krzysztof Bednarkiewicz jest osobą słabowidzącą. Radzi sobie dobrze, trafił do reprezentacji kraju.

W Krakowie dyscyplina zagościła bodaj w 2006 roku. O tym, jak powstawały przy Tynieckiej pierwsze futbolówki z grzechotkami opowiada Piotr Niesyczyński. - Trzeba było odpruć którąś łatkę, przekłuć dętkę i wsypać do środka coś grzechoczącego. Doszliśmy do wprawy, dało się grać, ale niezbyt długo, bo łaty i ręcznie wykonane szwy puszczały. Trzeba było na nowo łatać i na nowo zszywać. W 2008 roku Marcin Ryszka napisał więc do Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej Niewidomych i dostał w prezencie dziesięć profesjonalnych futbolówek.

- Tylko, że ja przygotowywałem się wtedy do startu na igrzyskach w Pekinie i zbyt często nimi nie pograłem. Z chłopakami z Tynieckiej pracował już wtedy trener Mateusz Stawarz. Podjął wyzwanie.U graczy najważniejsza jest koordynacja ruchowo-słuchowa. Jednak kluczowe jest wzajemne zaufanie. Trzeba się dobrze poznać, bo tylko wtedy piłkarz bez wahania zrobi to, co usłyszy. Jak trener krzyknie balans - poprowadzi piłkę w prawo i w lewo, a jak padnie komenda „dzida” - pobiegnie wprost na bramkę wierząc, że droga jest wolna. - Na ogół nie ma czasu, żeby się zastanawiać, czy trener ma rację. Trzeba ruszyć z kopyta i biec - mówi Marcin Ryszka.

Liga to marzenie

W tej chwili drużyna Tyniecka Nie widzę Przeszkód liczy piętnastu zawodników. Są wśród nich studenci, absolwenci Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących przy Tynieckiej. Marzy im się powołanie w Polsce profesjonalnej ligi blind-footballu. - Gdyby były choć cztery zespoły, moglibyśmy rywalizować i łatwiej byłoby zbudować reprezentację - mówi Niesyczyński. - Chcemy zainteresować tworzeniem drużyn ośrodki, które zajmują się kształceniem osób niewidomych takich jak: Laski, Chorzów, Poznań. Tymczasem poprawiają swoje umiejętności i poziom. Biorą udział turniejach międzynarodowych wraz z drużynami: Hiszpanii, Niemiec, Belgii.

- W kwietniu pojechaliśmy do Brna na turniej do Czech i przegraliśmy z mistrzem tego kraju 1-6, ale już w następnym meczu był remis 1 - 1, a w czerwcu wygraliśmy z nimi 1-0 - opowiada Ryszka. - Na ostatnich ME jako reprezentacja zajęliśmy 9. miejsce. Byłem kapitanem drużyny. Do tych organizowanych w 2017 roku, musimy się kwalifikować. Oby się udało.

Jak się słyszy piłkę?

- Wchodząc na boisko trzeba się skoncentrować, wyłączyć - mówi Marcin Ryszka. - I skupić się na słuchaniu piłki, bramkarza, który kieruje obroną, przewodnika, który jest za bramką i podpowiada co robić; czyli nawiguje: graj piłkę przy lewej bandzie; graj Marcina prawo; graj Martina po bandzie, czyli podaj piłkę Martinowi. Komendy są krótkie, rozszyfrować je potrafi tylko dana drużyna. Inne mają własne szyfry i komendy. Gdy bramkarz woła: dwa w lewo, jesteś na osi - to znaczy, żebym przesunął się o dwa metry, bo jestem na środku boiska - tłumaczy Marcin. - Jeśli chcę wyjść z piłką, trener krzyczy: „dobra, poszedł”, a gdy zgubię futbolówkę zaraz słyszę głośne: „strata”.

Jeśli trener Stawarz woła „Dzida” zawodnik co sił w nogach biegnie z piłką do przodu. Hasło „cztery, cztery” oznacza, że kolega jest cztery metry przed bramką. - Podpowiadacz ustawiony za nią krzyczy to, co trener: wapno, cztery - cztery, strzelaj - mówi Ryszka. Piłkarze na boisku mają własne komendy własne słowa do wypowiedzenia. Najważniejsze z nich jest „wojowanie”. „Woj”, czyli „idę”, musi krzyknąć obrońca zanim zaatakuje napastnika. Sędziowie - jest ich dwóch - na ogół dopuszczają ostrą grę, ale gdy ktoś znajdzie się w promieniu trzech metrów od innego zawodnika i zapomni krzyknąć „woj”- odgwizdują przewinienie. Cztery faule to rzut karny.

Wbrew pozorom pokonanie widzącego bramkarza z odległości sześciu metrów zdarza się często. Tyle, że przed oddaniem strzału przewodnik stuka najpierw w jeden, potem w drugi słupek, następnie staje za bramką na środku i mówi strzelającemu „środek, środek”. - Karnego pakuje się zwykle w róg bramki - dodaje Ryszka. Zawodnicy z klubu: Tyniecka. Nie widzę przeszkód - grają coraz lepiej. A Ryszka, gdy w 2014 zakończył karierę pływacką został powołany do kadry piłkarskiej i pojechał na ME do Anglii. Polska zajęła 9. miejsce.

Emocje na trybunach buzowały jak zawsze . Tylko w czasie trwania akcji, na widowni panuje cisza. Gracze muszą słyszeć piłkę i każdą podpowiedź. - Znamy swoje głosy i ksywki - wyjaśnia Marcin. - Koncentrujemy się i wyłapujemy właściwe dźwięki. Ważna jest koordynacja, orientacja oraz koncentracja. No i kondycja. - Nie jest łatwo jednocześnie walczyć z brakiem sił i - jak mówimy - być w pełnym kontakcie z trenerem żeby grać w strefie, gdy krzyknie: trzymaj trójkąt, albo gnać do przodu - po komendzie: „wyjazd” - mówi Marcin Ryszka.

Tymczasem drużyna szykuje się na turniej w Lipsku. Będzie tam walczyć o Puchar Saksonii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski