Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Osad w korycie Wisły

Redakcja
Zamiaru kaskadowania dolnej Wisły przez prawie ćwierć wieku nie rozpatrywał poważnie żaden polski rząd . Niezależnie od ich proweniencji nie dopuszczali do tego dwaj z kolejnych ministrów: finansów oraz ochrony środowiska. - Do obecnej sytuacji doszło - mówią z goryczą przeciwnicy spiętrzania rzeki - bowiem tekę otrzymał Antoni Tokarczuk, oddał natomiast Leszek Balcerowicz. Wokół Wisły znowu zrobiło się gorąco. W ubiegłym tygodniu rząd, ustami ministra ochrony środowiska Antoniego Tokarczuka, poinformował opinię publiczną, że popiera pomysł budowy stopnia wodnego w Nieszawie - Ciechocinku na Wiśle. Ostateczna decyzja o podjęciu inwestycji, której koszt w cenach dzisiejszych szacowany jest na 1 mld złotych, leży teraz w gestii Sejmu.

ADAM MOLENDA

ADAM MOLENDA

Zamiaru kaskadowania dolnej Wisły przez prawie ćwierć wieku nie rozpatrywał poważnie żaden polski rząd

. Niezależnie od ich proweniencji nie dopuszczali do tego dwaj z kolejnych ministrów: finansów oraz ochrony środowiska. - Do obecnej sytuacji doszło - mówią z goryczą przeciwnicy spiętrzania rzeki - bowiem tekę otrzymał Antoni Tokarczuk, oddał natomiast Leszek Balcerowicz.

Wokół Wisły znowu zrobiło się gorąco. W ubiegłym tygodniu rząd, ustami ministra ochrony środowiska Antoniego Tokarczuka, poinformował opinię publiczną, że popiera pomysł budowy stopnia wodnego w Nieszawie - Ciechocinku na Wiśle. Ostateczna decyzja o podjęciu inwestycji, której koszt w cenach dzisiejszych szacowany jest na 1 mld złotych, leży teraz w gestii Sejmu.

Koncepcje stawiania tam na dolnej Wiśle mają liczoną w dziesiątkach lat historię, ale torpedował je zawsze brak funduszów. Od początku lat dziewięćdziesiątych lobby kujawsko-pomorskie upatruje w realizacji tej części niegdysiejszego, gierkowskiego Programu Wisła szansę na nowe miejsca pracy oraz zryw inwestycyjny będący motorem gwałtownego rozwoju gospodarczego regionu.
 Zamiaru kaskadowania dolnej Wisły przez prawie ćwierć wieku nie rozpatrywał poważnie żaden polski rząd. Niezależnie od ich proweniencji nie dopuszczali do tego dwaj z kolejnych ministrów: finansów oraz ochrony środowiska.
 - Do obecnej sytuacji doszło - mówią z goryczą przeciwnicy spiętrzania rzeki - bowiem tekę otrzymał Antoni Tokarczuk, oddał natomiast Leszek Balcerowicz.
 Nawet oponenci byłego wicepremiera muszą przyznać, że liczyć pieniądze umie. Co do ministra Tokarczuka nie będziemy powtarzali rewelacji innych gazet o jego sukcesach jako menedżera w branży budowlanej, przypomnijmy natomiast, że od lat, jeszcze jako wojewoda bydgoski, jest gorącym orędownikiem budowy Kaskady Dolnej Wisły. I jako politykowi szczebla regionalnego trudno mu się dziwić.
 Żeby rząd poparł tak kosztowną inwestycję hydrotechniczną, musiał zaistnieć w roli katalizatora powód obiektywny. Była nim powódź z 1997 roku, na skutek której

wielka fala

zagroziła hekatombą Włocławkowi.
 Fatalny stan techniczny tamy spiętrzającej największe jezioro zaporowe w Polsce oraz związane z prawdopodobną katastrofą ryzyko spłynięcia z wodami Wisły 80 mln ton trujących osadów zalegających na jego dnie, to dwa najbardziej apokaliptyczne argumenty przemawiające za wzniesieniem stopnia w Nieszawie - Ciechocinku.
 Zapora "Włocławek" może się przewrócić na skutek wieloletniego podmywania przez wodę spadającą z tutejszej elektrowni oraz silny prąd wywoływany spustami wody ze zbiornika. Część ekspertów wyraża opinię, że konieczne jest "podparcie" samotnej obecnie zapory głęboką wodą poniżej. Wisła z Jeziora Włocławskiego nie będzie wówczas spływała szybkim nurtem, tylko wpadała do spokojnych wód następnego jeziora, nie wypłukując dna.
 "_Nieszawa - Ciechocinek będzie ostatnim stopniem na odcinku dolnej Wisły" - _głosi oficjalne oświadczenie MŚ.
 Ekolodzy, nie tylko polscy, przestrzegają, że nurt będzie też pogłębiał dno poniżej nowej tamy, więc ryzyko jej katostrofy wymusi budowę następnej, i jeszcze następnej, aż do ostatniej, ze wszystkich ośmiu planowanych jako Kaskada Dolnej Wisły. Podają przykład Kaskady Renu, gdzie co roku za ostatnią zaporą trzeba sypać 300 tysięcy metrów sześciennych żwiru, specjalnie dobranego pod względem granulacji, żeby zniwelować niebezpieczne dla tamy pogłębienie dna przez nurt. To samo czeka nas na Wiśle.
 Grupa ekspertów, pracująca od marca na zlecenie KERM, ukończyła niedawno raport, dotyczący możliwości rozwiązania zagrożeń związanych z zaporą we Włocławku. Dokument ten został, niestety... utajniony przed opinią publiczną.
 Podczas konferencji prasowej na temat opracowania Antoni Tokarczuk odmówił przekazania dziennikarzom pełnej treści raportu i ograniczył się do zakomunikowania, iż rząd popiera budowę stopnia wodnego w Nieszawie - Ciechocinku.
 - Jesteśmy zgodni, że inwestycja w Nieszawie to najbardziej racjonalne rozwiązanie - stwierdza dr inż. Aleksander Łaski z Warszawy, współautor ekspertyzy. - Trzeba koniecznie, i to jak najszybciej, zabezpieczyć zaporę we Włocławku. A co do kaskady, to uznaliśmy ją za niepotrzebną i niemożliwą do wybudowania.
 Na Kujawach i Pomorzu, po decyzji rządu z zeszłego tygodnia, panuje

nastrój zadowolenia.

 W lokalnej świadomości społecznej funkcjonuje zapowiedź korzyści, które bodaj najbardziej szczegółowo wymienione zostały w poselskim projekcie uchwały o budowie stopnia w Nieszawie, złożonym w Sejmie jesienią ubiegłego roku. Budowa stopnia wodnego podnieść ma poziom wód gruntowych, które obniżyły się "w wyniku niedoborów opadów w ciągu ostatnich kilkunastu lat". Odpowiednia ilość wody spowodować ma rozwój rolnictwa, sadownictwa i ogrodnictwa. Na pracy elektrowni wodnej zyska energetyka. Powstaną nowe możliwości rozwoju bazy rekreacyjnej. Już w trakcie trwania inwestycji stworzy się nowe miejsca pracy, przyjadą także wybitni fachowcy, którzy być może zechcą następnie związać się z regionem na stałe.
 - Iluzje towarzyszą budowom zapór od dziesiątków lat - twierdzi Jacek Engel, polski pełnomocnik Światowego Funduszu na rzecz Przyrody. - Korzyści z istnienia tam są zawsze mniejsze niż straty, dlatego w całym cywilizowanym świecie sztuczne zbiorniki są coraz częściej likwidowane.
 WWF od lat torpeduje pomysły kaskadyzacji Wisły, uznając ją za ostatnią dziko płynącą rzekę w Europie. Co ciekawe, argumentacją o konieczności zachowania bogactwa przyrodniczego posługuje się oszczędnie, eksponując raczej zgubne skutki społeczne i ekonomiczne takich inwestycji.
 - Podczas spotkania ekspertów rządowych z organizacjami ekologicznymi starano się uwagi WWF ośmieszyć - mówi dr Jacek Mikuła z Krakowa, członek Komisji Ocen Oddziaływania na Środowisko MŚ. - Szkoda że dyskusja nad problemem budowy stopnia w Nieszawie zamieniła się w wojnę wielkich firm i wielkich pieniędzy z niepokojem społecznym.
 O ile w Polsce część potencjalnych inwestorów nie bardzo wie, co znaczy skrót WWF, o tyle trudno odmówić funduszowi światowego znaczenia. W ubiegłym roku jego przewodniczący, dr Claude Martin wystosował do premiera Buzka pismo, w którym przypomina, że

Polska podpisała konwencje:

berneńską oraz ramsarską, przez co rząd zobowiązał się chronić tereny o wyjątkowych walorach naturalnych, jak dolina Wisły właśnie. Szef WWF zapowiedział też, że w razie rozpoczęcia budowy zapory w Nieszawie podejmie starania o zablokowanie wszelkich poczynań pomocowych ze strony Europy Zachodniej.
 W Koncepcji zagospodarowania dolnej Wisły, przygotowanej przed kilkoma miesiącami przez warszawski Hydroprojekt, wskazuje się na: "istotny wpływ subwencji z Unii Europejskiej, preferencyjnych kredytów Banku Światowego oraz pożyczek z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej na opłacalność realizacji analizowanego przedsięwzięcia inwestycyjnego".
 W lutym minister Tokarczuk rekomendował Komisji Europejskiej projekt budowy zapory w Nieszawie, w czerwcu jego propozycja dyskutowana była także przez Komisję ds. Środowiska, Zdrowia Publicznego i Ochrony Konsumenckiej Parlamentu Europejskiego. Wizytę w Polsce, poświęconą zapoznaniu się z planami kaskadyzacji Wisły, złożyła też Margot Wallstroem, komisarz Unii ds. ochrony środowiska.
 Na początku lutego UE przysłała oficjalną odpowiedź na dezyderat Antoniego Tokarczuka. Zawiera ona odmowę pomocy finansowej dla budowy stopnia w Nieszawie oraz zapowiedź, że gdyby projekt otrzymał mimo wszystko wsparcie z innych zachodnich źródeł, np. EBI, "Komisja Europejska będzie nalegać, aby inwestycja była zgodna z obowiązującym prawem środowiskowym".
 Coraz bardziej nierealna staje się pomoc Banku Światowego. O ile jeszcze piętnaście lat temu wspierał on na całym globie budowę dwudziestu pięciu tam rocznie, o tyle w mijającej dekadzie już tylko 4.
 - W wyniku rosnącej świadomości, dotyczącej społecznego i środowiskowego wpływu wielkich hydrologicznych projektów,

ryzyko tych przedsięwzięć

stało się zbyt wysokie - powiedział niedawno w jednym z wywiadów Roberto Piciotto, dyrektor departamentu oceny operacji BŚ.
 Bank, jak to bank, patrzy jednak przede wszystkim na ekonomiczną stronę finansowanych przez siebie przedsięwzięć. Z analiz BŚ wynika, że aż trzy czwarte wspomaganych przezeń projektów hydrotechnicznych przekroczyło planowane koszty od 30 do grubo ponad 50 procent. Wyliczono także, że mimo instalowania na zaporach elektrowni wodnych przynoszących dochód, koszty inwestycyjne stanowią aż 80 procent wszystkich kosztów całego okresu funkcjonowania tam, i to bez uwzględnienia wydatków na późniejszą likwidację tych budowli, które ponoszone są oczywiście z pieniędzy podatników danego kraju. Według amerykańskiej Koalicji Reformy Hydroenergii, koszty usuwania wielkich tam osiągają poziom wydatków na ich budowę! W efekcie zarabiają zawsze firmy budowlane, żerujące na budżecie państw.
 W Polsce działają obecnie dwa konsorcja złożone z kilkunastu podmiotów gospodarczych, zainteresowane realizacją przedsięwzięcia pod nazwą "Nieszawa - Ciechocinek". Liderem pierwszego z nich jest _Energopol, _drugiego - _Elektrim. _W obydwu uczestniczy szwedzki koncern ABB, od dziesięcioleci specjalizujący się we wznoszeniu wielkich zapór. Ostatnio głównie w Trzecim Świecie, bowiem w cywilizowanych państwach od dziesięcioleci zapór już się nie buduje, zaś w najbogatszych coraz częściej je rozbiera.
 Koncepcji ratowania Włocławka było wiele. Mówiło się o budowie małego stopnia wodnego tuż pod zaporą, kosztującego zaledwie 200 mln złotych. Rozpatrywano też możliwość budowy kanału ulgi prowadzącego podczas powodzi część wód Wisły z dala od Włocławka. Konsorcja nie odżegnywały się od realizacji takich pomysłów. Nie przejawiają natomiast entuzjazmu dla innej inicjatywy ratującej Włocławek, dolną Wisłę i Bałtyk - remontu i modyfikacji zagrożonej zapory.
 - Żadna z firm komercyjnych nie podejmie się tego zadania, gdyż nie jest ono dochodowe - mówi Wojciech Czajko, dyrektor zarządzający Energopolu SA. - Myślę natomiast, że potrafimy zorganizować

środki kapitałowe

na budowę stopnia w Nieszawie.
 Coś w tej dziwnej sytuacji jest niezrozumiałe. Wiadomo, że zaporę we Włocławku i tak trzeba remontować. Gdyby łącznie z remontem przeprowadzić modyfikację, stopień w Nieszawie byłby niepotrzebny. Unia Europejska odmawiając ministrowi Tokarczukowi funduszów pomocowych oświadczyła jednocześnie, iż może je przeznaczyć "na rozwiązania alternatywne wobec tamy w Nieszawie". Tymczasem rząd, zamiast starać się o środki UE, daje szansę uzyskania ogromnych dochodów konsorcjom, które, jak się można spodziewać, będą doiły pieniądze polskiego podatnika.
 Nieodzowna modyfikacja włocławskiej tamy to tylko jedna z realnych możliwości uniknięcia następnego stopnia na Wiśle. Od dwóch lat mniej więcej lansowany jest pomysł, by za pomocą UE zlikwidować zbiornik we Włocławku i zneutralizować znajdujące się w nim odpady.
 Katarzyna Karpińska, rzecznik ministra ochrony środowiska, twierdzi, że utylizacja trujących osadów, rozebranie stopnia oraz refinansowanie strat pozostają poza możliwościami budżetu państwa. Na jakiej podstawie powstało takie przekonanie, nie wiadomo, bowiem nikt nie wykonał rzetelnej analizy tej operacji. Już teraz, w ramach programu ISPA, Unia pomaga w ochronie doliny Wisły poprzez finansowanie budowy oczyszczalni ścieków oraz stacji poboru i uzdatniania wody pitnej.
 Włocławskie osady będą nieustannie tykającą bombą ekologiczną, która może zabić Bałtyk w razie katastrofy obu tam, starej i nowej.
 Budżet państwa, który zostnie obciążony kosztami remontu zapory we Włocławku, zobowiązuje się poza tym wyłożyć 20 procent kosztów budowy zbiornika w Nieszawie. Ma się nieodparte wrażenie, iż ktoś tu komuś, z jakichś dziwnych powodów, robi bardzo dobrze. Przedsięwzięcie już teraz zaczyna przypominać bliźniaczo skandal z programem budowy autostrad, tym bardziej że angażują się w nieszawską inwestycję te same firmy, które od dziesięciu lat doskonale żyją z niebudowania szybkich tras. "Dziennik" pisał o tym procederze obszernie wiele razy. Polski kapitał, niezdolny do zapewnienia finansów na budowę superdróg, będzie miał z tym problemy również w przypadku tamy. I wówczas znowu wyciągnie rękę po

gwarancje rządowe,

czyli praktycznie dotacje.
 Dziwne, iż przy okazji dyskutowania rozmaitych wariantów zabezpieczenia przeciwpowodziowego Włocławka i dolnej Wisły nikt nie pomyślał o prostym rozwiązaniu stosowanym w krajach wysoko rozwiniętych. Tam zapewnia się równinom bezpieczeństwo przed powodziami poprzez gromadzenie wody już u podnóża gór, oraz urządzanie terenów zalewowych jak najbliżej źródeł. Jest jeszcze jedna korzyść z takiej praktyki - retencjonuje się czystą wodę konsumpcyjną.
 Ogłoszony wiosną tego roku Model kompleksowej ochrony przed powodzią obszaru górnej Wisły _wskazał około 200 miejsc, gdzie można byłoby stworzyć zbiorniki, w tym kilka dużych, mogących w znaczący sposób obniżyć falę powodziową także na dolnej Wiśle.
 Jacek Bożek, lider Klubu Ekologicznego _Gaja
reprezentujący Polskę na Światowym Forum Wody, wskazał w swoim przemówieniu jako wzorcowe porozumienie, które przed dwoma laty zawarli w Krakowie naukowcy, hydrotechnicy i grupy ekologiczne, w kwestii wykonania niezbędnych poczynań przeciwpowodziowych na górnej Wiśle.
 Stopień w Nieszawie powstać ma w cztery lata, ale symbolem tempa takich inwestycji w Polsce pozostaje Świnna Poręba, budowana od piętnastu lat, z perspektywą zakończenia za jeszcze trzydzieści. Należy się spodziewać, że przedsięwzięcie na Wiśle, otrzymujące obecnie wsparcie ze strony rządu, odbierze najskromniejsze nawet środki finansowe innym poczynaniom hydrotechnicznym w naszym kraju.
 Pod poselskim projektem uchwały o budowie stopnia wodnego w Nieszawie znaleźliśmy też nazwiska niektórych posłów z... Małopolski i Górnego Śląska.
 - Podpisałem, bo trzeba zapobiec katastrofie - mówi poseł Jerzy Gwiżdż z Nowego Sącza. - Miałem kiedyś biuro poselskie we Włocławku i znam tamtejsze problemy. A co do odebrania przez inwestycję nieszawską środków na tego typu zadania w Małopolsce, nie obawiam się tego, gdyż pochodzą z zupełnie innych funduszów.
 Przed wyborami wszystko kojarzy się z polityką, więc niektórzy twierdzą, że jeśli Sejm podejmie decyzję o budowie zapory na Wiśle, będzie to kukułcze jajo podrzucone już nowej władzy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski