Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Osadzenie niedźwiedzi w zoo było błędem

Rozmawiał Łukasz Bobek
fot. Łukasz Bobek
Rozmowa z Pawłem Skawińskim, byłym już dyrektorem Tatrzańskiego Parku Narodowego, o dramatycznych chwilach z jego pracy.

- Panie Pawle, zakończył Pan już pracę, i to nie tylko na stanowisku dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego. To był owocny dla Pana czas?

- Dla mnie to był okres satysfakcji. Nie czuję wypalenia. Moje odejście na emeryturę to kwestia wieku, bo mam 67 lat. Ale czuję też potrzebę wymiany pokoleniowej. Zwłaszcza że mój następca wniesie wartość dodaną. Ta wartość istniejąca, którą pozostawiam, to zdecydowanie dobre relacje z samorządami i z instytucjami, których interesy przewijają się przez park.

- W sumie przepracował Pan w parku 28 lat, z czego 12 na stanowisku dyrektora. To szmat czasu. Co najbardziej utkwiło Panu w pamięci z tego okresu?

- W tych 28 latach chwile, które na tyle wstrząsają, że o nich pamiętam, nie są związane np. z tym, że dostałem nominację od ministra na stanowisko dyrektora. Nic takiego. Dla mniej zdarzeniem szczególnym, gdy miałem łzy w oczach, było odłowienie niedźwiedzicy Magdy i jej dzieci w 1991 roku. Park wtedy nie radził sobie z tymi niedźwiedziami, które włamywały się do samochodów, wchodziły do schroniska i wyjadały jedzenie z kuchni. Zapadła dramatyczna i w sumie zła decyzja o zabraniu niedźwiedzi z Tatr i wsadzeniu ich do więzienia, jakim jest ogród zoologiczny.

- Pan brał w tym udział.

- Pamiętam, jak niedźwiedzica Magda jechała w klatce na samochodzie, a za nią w drugiej klatce jej trójka młodych. Ja byłem wtedy w szoferce. Te niedźwiedzie, gdy ukazał się im przed oczami las, wyciągały łapy zza krat i pyski, tak jakby starały się złapać się tej przyrody, by tam zostać. Wąchały zapach mijającego lasu. I wtedy się rozpłakałem. To była dla nas nauczka, że musimy chronić te niedźwiedzie, nawet odpędzając je gumowymi kulami od skupisk ludzkich.

- Dramatyczne były również chwile w 2003 roku, gdy lawina pod Rysami zabiła ośmiu licealistów z Tychów.

- Tak, to było wstrząsające przeżycie. Byłem wtedy w schronisku w Morskim Oku z rodzicami tych dzieci. Poprosili kierowniczkę schroniska, by zaprowadziła ich do pokoju, gdzie ich dzieci spędziły ostatnią noc. Jedna z matek rozpoznała łóżko, w którym spała jej córka. Usiadła i zaczęła głaskać prześcieradło. Potem spytała kierowniczkę, czy zgodzi się jej dać tę pościel, na której jej córka spędziła ostatnią noc.

- Od tamtej pory park bardzo mocno uczy bezpieczeństwa w górach.

- Postawiliśmy na to. Stąd programy Akademia Górska czy akademia "Bliżej Tatr" i inne programy. Park musi takie zachowania propagować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski