Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Osiem kroków

Redakcja
BOGDAN WASZTYL

Osiem kroków

BOGDAN WASZTYL

Osiem kroków

Choć ciała tych tysięcy pielgrzymów były niezmiernie utrudzone, ich twarze — nie. One były pełne życia, życzliwości, radości. — Ten tłum czuł i myślał jedno.

   Pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do Polski odbyła się w kwietniu 1979 roku. Papież odwiedził między innymi: Warszawę, Gniezno, Jasną Górę, Kraków, Wadowice, Oświęcim, Nowy Targ, Nową Hutę. W nabożeństwach z udziałem Ojca Świętego uczestniczyło około 9 milionów Polaków.
Piotr uciekł z ostatniej lekcji. Na rosyjskim, kiedy nauczycielka zapisywała temat na tablicy, wyskoczył przez okno. Miał piętnaście lat i jeszcze niewiele rozumiał. Rodzice mówili, że to wielki dzień i powinien uczestniczyć we mszy świętej. W jego szkole nie odwołano lekcji i pozamykano drzwi. Podobnie było w oświęcimskim liceum ogólnokształcącym, gdzie dyrektor kazał zamknąć wejście, by uczniowie nie mogli zdążyć na spotkanie z papieżem, ale wicedyrektor otworzył drzwi na boisko. Dopiero kilka kilometrów dalej, na drugim końcu miasta — na wiadukcie łączącym Oświęcim z Brzezinką — zrozumiał, że uczestniczy w czymś wyjątkowym. Z każdego kierunku nadciągały tysiące pielgrzymów. Setki tysięcy...
   Olbrzymi ołtarz zbudowano przy rampie prowadzącej do krematoriów byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz—Birkenau. On miał wejściówkę do nie najlepszego sektora na terenie dawnego obozu cygańskiego wśród kikutów kominów pozostałych po barakach. Z daleka ledwie widział papieża. Nie zapamiętał jego słów. Zapamiętał rozmodlony tłum i wybuchy radości. I twarze ludzi. Choć ciała tych tysięcy pielgrzymów były niezmiernie utrudzone, ich twarze — nie. One były pełne życia, życzliwości, radości. — Ten tłum czuł i myślał jedno. Ci ludzie stanowili jedną rodzinę — mówi.
   Maria Niedziela pracowała w tamtym czasie na oświęcimskim dworcu PKP, w świetlicy. Tylu podróżnych nie widziała nigdy w życiu. Od wczesnych godzin rannych wysypywali się tysiącami z przepełnionych pociągów kursowych i specjalnych. Siadali, gdzie popadnie, zdejmowali buty i masowali obolałe stopy. Niektórzy kładli się na ławkach, by choć chwilę odpocząć. — Nie da się ukryć — wspomina — że starano się ludzi zniechęcić do podróżowania, a gdy to nie odniosło skutku, utrudnić je. Wykaz pociągów dostaliśmy dopiero w ostatniej chwili. Wydano też jakieś nowe zarządzenia bezwzględnie zabraniające w świetlicach dworcowych leżenia i spania. Niektórzy sokiści przymykali na to oczy, inni nadgorliwie starali się wykonywać polecenia. Ale witalność papieża udzieliła się i pielgrzymom. Potrafili pokonać wszelkie trudności i przeciwności.
   Antoni Kopczyński zapamiętał opustoszałe miasto: — Władza chciała, by życie toczyło się normalnie. Wszystkie sklepy musiały być czynne, ekspedientkom nie dano wolnego. Te otwarte sklepy, absolutna pustka na ulicach i wizerunki papieża uśmiechającego się ze wszystkich okien tylko potęgowały niezwykłość chwili. To było rzeczywiście niesamowite.
   Jeszcze przed przyjazdem Jana Pawła II do Polski komunistyczne władze robiły wszystko, by przestraszyć ludzi i zatrzymać ich w domach. Rozpuszczano pogłoski, że w Meksyku podczas spotkania z papieżem tysiące ludzi stratowano, zapowiadano paraliż komunikacyjny i aprowizacyjny, brak możliwości udzielenia pomocy medycznej ofiarom wypadków. Władze telewizji wydały jasne zalecenia — podczas transmisji nie można pokazywać tłumów wiernych. Ale tłumy w tamtym czasie nie oglądały telewizji. Tłumy jeździły po Polsce, by zobaczyć i posłuchać polskiego papieża.
   Rok później te same tłumy porzuciły strach i stanęły pod bramami strajkujących zakładów. Powstała „Solidarność”.

II

   Druga pielgrzymka papieża do Polski miała się odbyć w 1982 roku na 600—lecie Jasnej Góry, ale wojskowe władze nie wyraziły na to zgody. Jan Paweł II przyjechał dopiero w czerwcu 1983 roku, w półtora roku po wprowadzeniu stanu wojennego. Ojciec Święty odwiedził między innymi: Warszawę, Niepokalanów, Częstochowę, Katowice, Poznań, Wrocław, Kraków. W nabożeństwach uczestniczyło ponad 11 milionów wiernych. Mimo wzmożonej aktywności służb bezpieczeństwa wszędzie były widoczne symbole zdelegalizowanej przez komunistów „Solidarności”. Ponieważ władze zabroniły papieżowi podróży na Wybrzeże, spotkał się z Lechem Wałęsą w Dolinie Chochołowskiej.

\\\*

   — Pierwsza pielgrzymka papieska tchnęła w naród nowego ducha, rozbudziła pragnienie wolności — mówi Krzysztof Młodzik, były działacz „Solidarności” z kopalni Piast. — Druga podtrzymała nas na duchu i wlała w nasze serca nadzieję, że warto czekać na lepszy czas, który niechybnie nastanie.
   Czas między dwoma pielgrzymkami Młodzik wypełnił poszukiwaniem informacji o prawdziwej historii Polski i działalnością związkową. Po wprowadzeniu stanu wojennego wraz z ponad tysiącem innych górników z Piasta przez dwa tygodnie strajkował pod ziemią. Był internowany. — Zbigniew Bogacz, jeden z przywódców tamtego strajku, który miał dobre kontakty z opozycją w Krakowie, powiedział, że Piast powinien mieć swoje miejsce w pochodzie z darami na krakowskich Błoniach. Kanclerz kurii przystał na to — wspomina Młodzik.
   Z darem — wykutą z węgla czarną dłonią z dwoma palcami wyprostowanymi w znak zwycięstwa, umocowaną na płycie z białego marmuru opatrzonej datami górniczego protestu — był jednak nie lada problem. Gęste sito esbeków, przez które musieli przejść Młodzik z Bogaczem nie przepuściłoby „wywrotowej” w tamtym czasie rzeźby. Na kilka dni przed nabożeństwem paczkę zawierającą rzeźbę przewieziono wraz z akcesoriami liturgicznymi do specjalnego pomieszczenia pod ołtarzem, które znajdowało się pod ścisłą ochroną Biura Ochrony Rządu, służb kościelnych i służb specjalnych Watykanu. W dniu uroczystości Młodzik z Bogaczem odziani w mundury górnicze bez problemu dostali się do strefy zerowej. Dopiero tam znajomy ksiądz przekazał im paczkę z darem. Esbecy natychmiast się ożywili, ale już nic nie mogli wskórać. — Obfotografowali nas tylko z tą rzeźbą ze wszystkich stron — mówi Młodzik. Chwilę, kiedy uklęknął tuż przed papieżem, wspomina jak „krótki pobyt w raju”.
   — No, ten symbol to ja znam — powiedział Ojciec Święty.
   — Reprezentujemy kopalnię Piast...
   — To z Katowicko—Mikołowskiego Zjednoczenia — sprecyzował papież.
   — Strajkowaliśmy.
   — Ja wiem. Ja się wtedy cały czas za was modliłem, cały czas byłem z wami.
   Misja Bogacza i Młodzika była utrzymywana w ścisłej tajemnicy. Koledzy z kopalni nic nie wiedzieli. Dopiero z radia usłyszeli, że delegacja z Piasta przekazała Ojcu Świętemu dar. — Wszyscy bardzo się cieszyli, tylko dyrektor był markotny, bo natychmiast zaczęli go maglować esbecy, jaką to delegację wysłał do papieża. A ja do dziś nie mogę wyjść z zadziwienia, jak ten człowiek, który myśli o całym świecie, to wszystko ogarnia? Skąd on wiedział, do jakiego zjednoczenia należała nasza kopalnia?

III

   Trzecia pielgrzymka odbyła się w pierwszej połowie czerwca 1987 roku. W spotkaniach z papieżem uczestniczyło około ośmiu milionów wiernych. Na papieskim szlaku znalazły się: Warszawa, Lublin, Tarnów, Kraków, Szczecin, Gdańsk, Częstochowa, Łódź. Był to czas szczególny. Opór społeczeństwa wobec komunistycznej władzy osłabł już przed kilkoma laty. Pogłębiały się trudności gospodarcze. Większość młodych myślała o emigracji.
   Władze obawiały się, że wizyta Ojca Świętego znów podsyci wolę oporu „Solidarności”. I słusznie. Ludzie znów sięgnęli po flagi „Solidarności”. Wizycie po raz pierwszy tak jawnie towarzyszyły liczne oddziały ZOMO i tabuny esbeków. Przed i po uroczystościach religijnych (m.in. na Wybrzeżu i w Krakowie) dochodziło do starć z nimi. Telewizja transmitowała tym razem całą wizytę po to, by zatrzymać ludzi w domach. W Gdańsku papież spotkał się z Lechem Wałęsą, w Warszawie modlił się przy grobie zamordowanego przez służby bezpieczeństwa ks. Jerzego Popiełuszki.
   W rok po tej wizycie ponownie wybuchły strajki, które doprowadziły do „okrągłego stołu” i upadku komunizmu.

\\\*

   Krzysztof Kalarus studiował wtedy w Uniwersytecie Jagiellońskim, ale bardziej niż studia zajmowała go działalność w organizacji „Wolność i Pokój”. Była ich garstka. Mieli odwagę występować pod własnymi nazwiskami, nie schodzić do podziemia. — Ludzie bali się narażać władzy. Nie chcieli kłopotów, kolegiów, przesłuchań, odmów wydania paszportu, utraty pracy. Doświadczeni opozycjoniści radzili, byśmy byli ostrożniejsi, nie występowali tak otwarcie. Pamiętam, że podczas tej wizyty na ludzi zstąpiła niebywała śmiałość. Wszyscy sięgali po zakazane niepodległościowe znaczki i flagi „Solidarności”. Tam, na Błoniach, byliśmy znowu razem, obdarzeni jakąś niezwykłą siłą. To było niesamowite przeżycie.
   Na spotkania z papieżem ściągali nawet ci, którzy w Boga nie wierzyli, anarchiści obracający się przeciw porządkowi świata. — To była jedyna możliwość zademonstrowania, że społeczeństwo mimo okowów komunizmu i totalnej indoktrynacji jest wolne. Poza tym każdy, nawet ja, zdeklarowany anarchista, mógł znaleźć w papieskich przesłaniach wskazania dla siebie — mówi jeden z kultowych działaczy gdańskiego TOTART—u.
   Jedność rozsypała się w ciągu kilku następnych lat, ale przekonanie o wyborze słusznej drogi w Krzysztofie pozostało. — Z uwagą słuchałem Jana Pawła II. On potrafił zapanować nad tłumem, mówiąc do każdego z osobna. Mnie zapadły w pamięci słowa ze spotkania z młodzieżą na Westerplatte: „Każdy znajduje w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć”.

IV

   Czwartą pielgrzymkę odbył Jan Paweł II w czerwcu i sierpniu 1991 roku już do wolnej ojczyzny. W Koszalinie, Rzeszowie, Przemyślu, Kielcach, Radomiu, Łomży, Płocku, Warszawie, Częstochowie i Krakowie spotkał się z około sześcioma milionami wiernych. Przywiózł przesłanie o trudnej wolności, której trzeba sprostać, która stawia przed człowiekiem wciąż nowe wyzwania. Prezydent Wałęsa, premier Bielecki, ministrowie i posłowie towarzyszyli Ojcu Świętemu właściwie na każdym kroku. Na rozczarowanie społeczeństwa reformami i „Solidarnością” (bezrobocie, niskie pensje, wysoka inflacja) nałożyły się pytania o koszty pielgrzymki. Z ostatniej części wizyty, kilkudniowego wypoczynku w Zakopanem, papież zrezygnował.

\\\*

   Przemyśl, 2 czerwca 1991 r. Trudno się poruszać. Miasto podzielono na strefy, strefy na sektory. W poprzek staromiejskich uliczek stanęły barierki, za nimi policyjne kordony. Kart wstępu przygotowano o wiele za dużo. Wierni nie dopisali. Trwający od kilku miesięcy spór o kościół Karmelitów położył się cieniem na tej wizycie.
   Grupa wiernych, nie zgadzając się z decyzją hierarchii kościelnej o przekazaniu kościoła św. Teresy grekokatolikom, rozpoczęła okupację świątyni. Przeciwstawiali się hierarchom, powołując się samowolnie na „wolę” papieża. W przeddzień wizyty Jana Pawła II w Przemyślu zakończyli okupację. — Moje wspomnienia nie są dobre — zaznacza Stanisław, jeden z liderów tamtego protestu, który prosi o niepodawanie nazwiska. — Papież pokazał mi wtedy sprawiedliwe, ale surowe oblicze. Wskazał miejsce w szeregu, dał do zrozumienia, że choć intencje miałem dobre i byłem gotowy do najwyższych poświęceń, nie wszystko muszę ogarniać i rozumieć. Poczułem się przy nim bardzo mały.
   Stanisławowi nie było dane spotkać się z papieżem i właśnie to odbiera jako bolesną lekcję pokory. W przeddzień wizyty protestujący zdjęli z frontonu świątyni buńczuczne hasła i wywiesili nowe: „Serdecznie witamy papieża Polaka”, „Ojcze Święty, w Boskich i Twoich rękach los tej świątyni”. W dniu wizyty tłumnie zjawili się przed kościołem, licząc, że Jan Paweł II choć na chwilę przyjdzie do nich. Ale papież nie przyszedł. Ogłosił co prawda, że kościół św. Teresy pozostanie w rękach karmelitów, a grekokatolicy otrzymają w zamian inną świątynię, ale w stronę obrońców nawet nie spojrzał.
   — Cieszyliśmy się z tej decyzji, płakaliśmy z radości, ale każdego z nas do żywego zabolała ta obojętność papieża na nasze poświęcenie — opowiada Stanisław. — Czułem się nawet urażony. Oglądałem w telewizji relacje z innych uroczystości i widziałem mniej ludzi niż zazwyczaj. Słuchałem rozmów na ulicach i dochodziłem do wniosku, że nie tylko ja nie rozumiem Ojca Świętego. Po pewnym czasie dopiero dotarło do mnie, że naród nie nadążał za swoim Pasterzem, który jasno mówił, że wolność to nie samowola, ale odpowiedzialność i obowiązki.

V

   Na kolejną wizytę Ojca Świętego w Polsce przyszło czekać cztery lata. 22 maja 1995 r. papież przyjechał na kilkanaście godzin do Skoczowa, Żywca i Bielska—Białej. Do Skoczowa zjechało z całej Polski prawie trzysta tysięcy wiernych. W Bielsku—Białej Jan Paweł II spotkał się z prezydentem Wałęsą i premierem Oleksym.

\\\*

   Stanisław odbył pielgrzymkę z Przemyśla do Skoczowa. — Cztery lata musiałem nosić w sobie taki wewnętrzny nakaz. Widząc jak z coraz większym wysiłkiem papież nosi brzemię choroby, modliłem się o jego zdrowie. Już nie rozmyślałem o tym, co chcę od Ojca Świętego usłyszeć. Cały koncentrowałem się na tym, co on chce mi przekazać. Ponownie zobaczyłem w nim zatroskanego o losy świata człowieka, a nie surowego sędziego. Stojąc wśród rozmodlonych ludzi, widziałem, że lepiej rozumieją go niż w 1991 roku, że czekają na jego słowa, w lot łapią każdą myśl. Olśnienie, jakie w 1997 roku spłynęło za sprawą papieskich nauk na miliony Polaków, stało się moim udziałem już teraz. Zrozumiałem potrzebę dialogu ekumenicznego.

VI

   Jan Paweł II przyjechał ponownie do Polski w czerwcu 1997 roku. We Wrocławiu, Legnicy, Gnieźnie, Poznaniu, Kaliszu, Zakopanem, Krakowie, Ludźmierzu i Krośnie modliło się razem z nim ponad pięć milionów ludzi. Mówił o konieczności bycia wolnym, ale też o niebezpieczeństwa, jakie wolność ze sobą niesie. — Wolności trzeba się uczyć — głosił. W Gnieźnie odprawił mszę świętą z udziałem siedmiu prezydentów państw z Europy Środkowej. Wszyscy obserwatorzy zwrócili uwagę, że podczas tej pielgrzymki Jan Paweł II był szczególnie uważnie słuchany i nader często oklaskiwany.

\\\*

   Renata, nauczycielka, chce pozostać anonimowa, bowiem twierdzi, że przez wiele lat rozmijała się z papieżem. Bardziej w sensie fizycznym niż duchowym, ale zawsze. W 1979 roku, kiedy była w siódmej klasie, nie poszła na mszę, gdy Ojciec Święty odwiedził jej miasto, bo dyrektor zagroził, że kto tego dnia opuści lekcje, nie będzie miał wzorowego zachowania, a ona bardzo chciała mieć wzorowe. W 1987 roku ważniejsze były dla niej przygotowania do sesji, choć mieszkała o 15 minut drogi od krakowskich Błoń. W 1991 r. zajęta była pracą, a cztery lata później rodziną. — W 1997 też mi coś wypadało, pan wie, jakie to życie teraz jest zwariowane — przyznaje. — Cały czas miałam jednak włączony telewizor. Gotowałam i słuchałam papieża, sprzątałam i słuchałam papieża. W którymś momencie zrozumiałam, że Ojciec Święty mówi właśnie do mnie. Spojrzałam w telewizor i zobaczyłam tych ludzi chłonących słowa Jana Pawła II, rozmodlonych i radosnych. I zawstydziłam się. Uświadomiłam sobie, że ten schorowany człowiek wciąż na nowo podejmuje trud, by spotkać się ze mną, a dla mnie zbyt trudne wydaje się przejechanie kilkudziesięciu kilometrów, by spotkać się z nim.
   W ostatniej chwili załatwiła wejściówkę na Błonia. Miała odległy sektor, w dodatku kiepsko nagłośniony. Nic nie było widać i prawie niczego nie słyszała. Wkoło bawiły się znudzone dzieci, ludzie w milczeniu siedzieli na trawie, chroniąc się przed słońcem pod parasolami albo rozmawiali o rzeczach obojętnych. — Byłam rozczarowana. Nie przeżyłam tego, czego oczekiwałam, żadnego olśnienia, żadnego mistycyzmu, nawet poczucia udziału w wielkiej wspólnocie. Ale chęć przeżycia tego wszystkiego pozostała we mnie. Wszystko to stało się moim udziałem dwa lata później w Wadowicach.

VII

   W czerwcu 1999 roku podczas siódmego, najdłuższego pobytu w Polsce Jan Paweł II spotkał się z ponad dziesięcioma milionami ludzi. Pomimo postępującej choroby przystał na niezwykle napięty program. W Krakowie zachorował i kilka punktów wizyty trzeba było odwołać. Podczas niezwykłego spotkania w rodzinnych Wadowicach jakby odzyskał siły i zdecydował się na dodatkową modlitwę z wiernymi ze Śląska.

\\\*

   16 czerwca ponadosiemdziesięcioletni Józef Hordyński, zakopiańczyk, były więzień KL Auschwitz z pierwszego transportu do obozu, czekał na Ojca Świętego w wadowickiej bazylice, dzierżąc ciężki sztandar Chrześcijańskiego Stowarzyszenia Rodzin Oświęcimskich. — Kiedy tak czekałem, a potem widziałem, z jakim trudem Ojciec Święty klęka, pomyślałem sobie, że chętnie oddałbym mu moje zdrowie i siły — opowiada. — Ale gdy odezwał się do mnie, poczułem bijącą od niego wielką moc. A potem, kiedy usiadłem w pierwszych rzędach na wadowickim rynku, kilka metrów od ołtarza, zobaczyłem cud. Papież nabierał witalności z każdą minutą, czerpał energię z tej miłości płynącej od ludzi, a ludzie umacniali się radością bycia z nim. To było wprost nieprawdopodobne.
   Renata starannie przygotowała się do kolejnej wizyty Jana Pawła II w Polsce. Wiele trudu włożyła w to, by zdobyć dobre miejsce w Wadowicach. Jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, że to będzie niezapomniany wieczór. A potem był niepokój, czy do tego spotkania dojdzie i modlitwy o zdrowie papieża. A potem wielogodzinne oczekiwanie w Wadowicach. A potem... — Otrzymałam więcej niż się spodziewałam — mówi rozpromieniona. — Absolutne olśnienie, niesamowita, mistyczna atmosfera, całkowite zespolenie z kilkudziesięcioma tysiącami ludzi i Ojcem Świętym. I ten moment, kiedy papież spojrzał mi w oczy, tak ciepło, z taką miłością... — wzruszenie odbiera jej głos. Włącza magnetowid. Znajomi nagrali relację z Wadowic. Twarz Renaty pojawia się na ekranie bardzo często. Kiedy jest jej źle, włącza kasetę i od razu czuje się lepiej. Wtedy była naprawdę szczęśliwa. — To spotkanie dało mi tyle pozytywnej energii i wiary w człowieka, iż wierzyłam, że podołam wszelkim trudnościom.

VIII

   Dziś po południu papież przyleci do Polski po raz ósmy.

\\\*

   Regina Tokarz z Zakopanego wybiera się na spotkanie z papieżem na krakowskie Błonia. Nie opuściła żadnej z jego pielgrzymek do kraju. Nie potrafi o tym jednak opowiadać, a przynajmniej tak twierdzi. Jeździ, bo te spotkania są dla niej ważne. Każde głęboko przeżywa i każde wiele jej daje. — Po prostu mam taką potrzebę — mówi.
Fot. Marek Mordan,
archiwum „Dziennika Polskiego”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski