Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Osłabiona Limanovia była bliska zwycięstwa

Daniel Weimer
II liga. Mający już bardzo niewiele do stracenia limanowianie pod Jasną Górę pojechali podbudowani niedawnym zwycięstwem ze Zniczem Pruszków i z chęcią sprawienia kolejnej niespodzianki. Tym razem ich trener Marek Motyka musiał obejść się bez kontuzjowanych Mateusza Niechciała i Radosława Kulewicza. W ich miejsce zagrali Maciej Mysiak i Michał Bierzało.

Raków Częstochowa 2 (0)
Limanovia Szubryt2 (1)

Bramka: 0:1 Pribula 14, 1:1 Pląskowski 62, 1:2 El Said Kandel 78, 2:2 Reiman 88.
Raków: Kos - ReimanI, Da Silva, Hoferica, Radler - PawlusińskiI (74 Kmieć), Marchewka (55 Mońka), Okińczyc (80 Brzęczek), Buczkowski - Waszkiewicz (55 BalogunI), Pląskowski.
Limanovia: Sotnicki, Basta, Bierzało, MysiakIII [47], Derbich - Pribula, Poliacek, Skiba, Atanasov (50 El Said Kandel), Ł. Wolsztyński (66 R. Wolsztyński) - Grunt (76 Tarasenko, 82 Piwowarczyk).
Sędziował: Paweł Dreszel (Gdańsk). Widzów: 1500.

Zgodnie z przewidywaniami, przyjezdni do zawodów przystąpili bez przesadnego respektu dla ubiegających się o I ligę częstochowian i jeszcze przed upływem pierwszego kwadransa gry cieszyli się z efektu takiej postawy. Na strzał z dystansu zdecydował się najskuteczniejszy snajper Limanovii Martin Pribula i piłka wylądowała w dalszym rogu bramki Mateusza Kosa.

Utrata gola nie zmieniła obrazu zawodów. Nadal na akcję jednej strony druga odpowiadała swym atakiem. Załamywały się one jednak na dobrze zorganizowanych formacjach obronnych, a strzały z dystansu pewnie neutralizowali bramkarze.
Najwięcej kłopotów Waldemarowi Sotnickiemu sprawiła obrona uderzeń Dariusza Pawlusińskiego w 35 minucie z rzutu wolnego z 30 metrów oraz Wojciecha Okińczyca w 41 minucie. Chwilę później Okińczyc mógł- by spytać golkipera gości, w który róg bramki ma skierować piłkę. Zamiast tego posłał ją Sotnickiemu w ręce.

Druga część zawodów rozpoczęła się dla gości niepomyślnie, bo od drugiej żółtej, w konsekwencji czerwonej kartki dla Mysiaka. Miejscowi zwietrzyli szansę na natychmiastowe odrobienie strat, przystępując do skomasowanego szturmu. W 60 minucie przed szansą ponownie stanął Okińczyc, ale po jego "główce" kapitalnie interweniował golkiper z Limanowej. Był on już jednak bezradny, gdy po dośrodkowaniu Joshuy Baloguna Artur Pląskowski z najbliższej odległości głową posłał piłkę do siatki.

Chwilę później do bramki Rakowa trafił Łukasz Wolsztyński, jednak sędzia uznał, że strzelec znajdował się na spalonym. W 78 minucie, po rzucie wolnym, najwyżej do piłki wyskoczył El Said Kandel, głową kierując ją do bramki. Zrobiło się wtedy 1:2.
Limanowianom nie udało się jednak utrzymać sensacyjnego prowadzenia, bowiem dokładnym strzałem zza pola karnego do wyrównania doprowadził Wojciech Reiman. Niemniej za ambicję i wolę walki gościom należą się słowa uznania.

Zdaniem trenera
Marek Motyka, Limamovia:
- To był niesamowicie dramatyczny mecz. Jestem bardzo dumny ze swoich zawodników, którzy zagrali dzisiaj z ogromną ambicją i wolą walki. Nie uznano nam prawidłowego, w moim odczuciu, gola Łukasza Wolsztyńskiego. Pozostał więc pewien niedosyt z uzyskanego wyniku. Okazuje się, że zespół stać na wiele. Nie składamy broni. W każdym następnym meczu dążyć będziemy do zwycięstwa. Chcemy dostarczyć kibicom i sponsorowi trochę radości. Jeśli mamy spaść z ligi, to z honorem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski