Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Osoby nie na miejscu

Redakcja
Najważniejsze są buty. - Obuwie to podstawa - Karolina, selekcjonerka z krakowskiego klubu muzycznego "Cień", ma już chorobę zawodową. - Gdy rano wracam z pracy do domu, to sprawdzam, w jakich butach ludzie wsiadają do tramwaju.

"W celu zapewnienia komfortu przeprowadzana jest selekcja. Obsługa klubu ma prawo odmowy wstępu bez podania przyczyny".

   Agata Bobola, z klubu "Fshut", też jest fachowo przygotowana: - Zrobiliśmy sobie szkolenie z obuwia sportowego. Skrupulatnie przestudiowaliśmy cenniki, znamy różne modele i marki. Dzięki temu odróżniamy buty oldskulowe: modne ostatnio staroświeckie trampki, od klasycznych adidasów do koszykówki, sięgających za kostkę. Tych ostatnich nie tolerujemy.
   Z wnętrza "Cienia" miarowo dudni muzyka. Rytm między 122 a 128 uderzeń na minutę to najlepsze tempo do tańca, twierdzi miejscowy didżej. Podczas weekendu bawi się tu prawie 400 osób: miłośników clubbingu i muzyki house. Kolejnych 150 chciałoby wejść, ale "odbija się od bramki", bo nie wpuszcza ich Karolina: drobniutka blondynka, która sięga do ramienia rosłym ochroniarzom. Uznaje, że nie pasują. Co noc sprzed drzwi kilku krakowskich klubów selekcjonerzy odsyłają ok. 30 - 40 procent spragnionych zabawy.
   - Po pierwsze: dresiarzy, nieletnich, nietrzeźwych i dealerów narkotyków - _wylicza Grzegorz Sosin, menedżer klubu "Prozak", który jako pierwszy w mieście ustawił przed drzwiami selekcjonera. - _Po drugie: osoby, które tu nie pasują. "Nie pasują" to jest brutalne słowo. Takie, które i tak nie czułyby się u nas dobrze i psułyby zabawę innym.
   _- Tak zwany element trzeba wyselekcjonować - _uważa menedżer jednego z krakowkich lokali.

Sobota wieczór

   Przed drzwiami jest chłodniej i ciszej, choć dużo tu młodych ludzi, którzy zbijają się w grupki, rozmawiają, palą papierosy. Z wnętrza klubu bucha dudniąca muzyka, tytoniowy dym i czerwona poświata lamp.
   Ubrałyśmy się wyjściowo. Wprawdzie w spodnie, ale eleganckie, dobrej marki i nie powycierane. Mamy ładne bluzki: czarne, lekko obcisłe. Do tego staranny makijaż. Buty: właśnie te modne oldskulowe trampki. Będziemy prezentować lokal. Dziś wieczór jesteśmy tu gospodyniami - miło przywitamy każdego gościa i zaprosimy go do środka. Niektórych poprosimy o udanie się gdzie indziej. W razie jakichkolwiek kłopotów pomogą nam dobrze zbudowani ochroniarze, którzy stoją za naszymi plecami.
   Na pierwszy ogień idą trzy młode dziewczyny, które absolutnie nie wyglądają na pełnoletnie.
   - Co proszę? Dowody? Ile mamy lat? - śmieją się radośnie, nerwowo grzebiąc w torebkach. - Oj, jaka pani miła, już dawno nikt nam nie powiedział takiego komplementu…

Polityka klubu

   Agata Bobola, szczupła blondynka o wesołym uśmiechu, nie może usiedzieć na wysokim barowym krześle przed drzwiami klubu "Fshut". Wita się ze znajomymi, zbiega na dół, wraca, przekomarza z ochroniarzem. Chwali modne spodnie przechodzącej ulicą dziewczyny - sama miała założyć podobne. Dla każdego gościa ma: "Dobry wieczór" i "Zapraszamy". Wcale nie widać, że dyskretnie zerka na buty. - Nie wpuszczę też nikogo, kto wchodząc, nie zdejmie czapki. Tak zostałam wychowana i takie mam zasady - mówi twardo.
   Pracuje w czwartki, piątki i soboty od 21 do rana. Uśmiecha się kwaśno, kiedy pytam, czy w dzień odsypia. Studiuje marketing. Zna dwa języki. - Selekcjonując, zawsze mam na względzie dobro klienta, wizerunek lokalu i dochód - _mówi.
   Pierwsi selekcjonerzy w Krakowie stanęli przed klubem "Prozak". Właściciele chcieli, żeby był to lokal niszowy, elitarny, przeznaczony dla osób związanych ze zjawiskiem clubbingu: nowej wówczas mody na weekendowe szaleństwo przy muzyce, tworzonej przez didżejów. Przychodziło 250-300 osób. Selekcjoner miał dbać, by nie było wśród nich dresiarzy i osób agresywnych. Z czasem tabliczki z napisem
"W celu zapewnienia komfortu przeprowadzana jest selekcja. Obsługa ma prawo odmowy wstępu bez podania przyczyny" ozdobiły wejścia kolejnych krakowskich klubów. Przed drzwiami stanęły głównie dziewczyny: młode, obeznane w trendach, bywalczynie modnych lokali. Często wcześniej były - jak Karolina z "Cienia" - barmankami, didżejkami albo po prostu stałymi klientkami. Teraz miały odsiewać tych, którzy nie będą pasować.
   Sebastian Jałocha, menedżer klubu "Fshut", gdzie pracuje Agata, potrafi dokładnie określić poziom, którego oczekuje. Ma starannie zaczesane włosy, czarną koszulę i czarne spodnie od garnituru. Recytuje:
- Pozycjonujemy odpowiednio klientelę. Nasz target to persony ze świata mody i kultury, przedstawiciele środowisk biznesu, mediów i polityki, studenci oraz osoby lubiące niekonwencjonalną rozrywkę, a także goście zagraniczni, turyści i stali bywalcy prestiżowych klubów w Krakowie i w Polsce.
   "Fshut" nie jest, według niego, klubem nocnym ani dyskoteką. To tzw. _lounge club, _miejsce, gdzie ludzie z wyższym wykształceniem mogą wpaść, by posłuchać muzyki, odpocząć i potańczyć. Bardziej pasuje tu garnitur niż bluza z kapturem. Agata nie zastanawia się długo:
- Idealny klient? Wiek od 21 lat do trzydziestki. Średnie i wysokie zarobki. Osoba mieszkająca w mieście, kulturalna, z wyższym wykształceniem, lubiąca się dobrze bawić. Taka jest polityka klubu._

Sobota wieczór

   Ruch zaczyna się dopiero koło 22. W mieście, w prywatnych mieszkaniach dogasają właśnie tzw. startery: imprezy poprzedzające wyjście do klubu. Miłośnicy clubbingu kończą drinki, dopijają piwo. Dziewczyny poprawiają makijaż. Czas potańczyć. Młodzież rusza na miasto, szukać zabawy. Na swojej drodze spotka nas.
   - Bardzo przepraszamy, ale wstęp dziś tylko na kartę klubową - zatrzymujemy chłopaka w adidasach, który ze spuszczoną głową chciał niepostrzeżenie przemknąć między nami. Nie mówimy wprost, że nie podoba nam się jego sprany podkoszulek. To by było niegrzeczne.
   - Ale, szefowo, dlaczego, tak dużo ludzi na dole? - jego kolega, w eleganckiej koszuli w pasy, nachyla się nad nami tak blisko, że czuć jego oddech. - Naprawdę nic się nie da zrobić?
   Nic. Kolegę wpuściłybyśmy, chłopak w koszulce nie przejdzie. - Chodźże, Seba! - drze się jego dziewczyna. - Same, k…, w trampkach stoją, a jeszcze wąty mają!

Dobro ogółu

   Karolina (z wykształcenia grafik komputerowy) w pracy selekcjonera najbardziej lubi "kontakt z ludźmi". Od sześciu miesięcy dobiera gości, którzy bawią się w klubie "Cień". Na decyzję, czy kogoś wpuścić, ma tylko chwilę - dokładnie tyle, ile trzeba, by przejść po czerwonym dywanie, który leży przed wejściem do lokalu. Jeśli ma wątpliwości, nawiązuje rozmowę: próbuje wybadać intencje, zrozumieć, czemu ktoś nie ubrał się odpowiednio. Najczęściej wystarcza jej jednak dziesięć sekund. I zupełnie nie dziwi to Marcina Piwowara, menedżera klubu: - Czasem już mimika twarzy zdradza agresję.
   - Ważne, żeby do wnętrza nie wszedł dresiarz. Tacy ludzie od razu psują klimat. Klienci nie czuliby się pewnie, baliby się, że zostaną zaczepieni albo okradzeni - _tłumaczy Karolina.
   "Cień" gra muzykę house, co weekend przyciąga ok. 400 miłośników clubbingu. W sobotni wieczór trudno tu przepchnąć się do baru przez tłum umalowanych dziewczyn i panów w koszulach w ukośne pasy. W ciągu tygodnia uczą się lub pracują, w weekend tańczą, piją i zawierają znajomości. Mężczyźni noszą modne buty w szpic.
- Nie wejdą do nas ludzie w obuwiu sportowym - zarzeka się Piwowar. - Klub to nie boisko.
   Tych, którzy przyjdą w adidasach, Karolina także prosi o pokazanie karty klubowej. Zwykle jej nie mają. Kartę można kupić w barze "Cienia", od poniedziałku do środy. Kosztuje 100 zł. Jest też specjalna przepustka dla VIP-ów (za 500 zł). Upoważnia do wstępu na osobną salę, z własnym barem, telebimem, muzyką.
   To wszystko dlatego, mówi Marcin Piwowar, menedżer "Cienia", by stworzyć ludziom komfortową atmosferę. Żeby czuli się jak w domu. -
Bo dobro ogółu musi być najważniejsze._

Buteleczka tabasco

   Jest już po północy. Nie wpuściłyśmy tatusia koło czterdziestki, z wąsem i elegancką żoną. Nie miał klubowego wyglądu. Cofnęłyśmy zbyt młodego, ciemnowłosego cudzoziemca: buzia jak u aniołka, ale próbował szarpać się z ochroniarzem. Przeprosiłyśmy kilku studentów w spranych koszulkach. Nie darowałyśmy nawet bratu bramkarza, który stoi z nami i dwóm naszym znajomym. Teraz krytycznie przyglądamy się stojącemu przed nami studentowi. - Wyjmij koszulę ze spodni. Włosy popraw. No, teraz może być. Za miękkie jesteśmy, jeszcze się bawimy w wizażystki. Do innych klubów zdarza się nie wejść nawet gwiazdom.
   Karolina z "Cienia" nie wpuściła znanego polskiego boksera ("Bo był chamski") i prezenterów z telewizji TVN ("Bo myśleli, że wszędzie mogą wejść"). Od bramki Agaty odbił się sławny warszawski fotograf ("bo zbyt kontrowersyjny"). Z "Prozaka" z kwitkiem odeszło kilku krakowskich aktorów. Zresztą czasem problemy z selekcją mają nawet didżeje, którzy przychodzą tam grać. Grzegorz Sosin z rozbrajającym uśmiechem rozkłada ręce: - Ten skrzypek Nigel Kennedy? Też do nas nie wszedł…
   Karolina sama odbiła się od paru bramek w krakowskich klubach: do "Naboru", do "Frantica". Zanim stanęła tam "na selekcji", nie wpuszczono jej też do "Cienia".
   Co robią ludzie, by jednak na imprezę wejść? Grożą, że znają właściciela lokalu i wyrzucą selekcjonerkę z pracy. Jadą do domu się przebrać (pracownicy jednego z klubów pamiętają chłopaka, który miał w plecaku cały strój na zmianę). Udają zagranicznych turystów.
   - Byli już tacy, którzy chcieli ściągać buty i wchodzić boso - śmieje się Karolina. - Kiedyś przyszedł pan z buteleczką tabasco i próbował mi wmówić, że natychmiast musi ją odnieść do baru.
   Niedawno selekcjonerka musiała zrezygnować z dodatkowej pracy kelnerki w ogródku piwnym na Rynku. Zbyt często ją rozpoznawano. Już kiedyś, w dyskotece, szturchnął ją ktoś, kogo wcześniej do klubu nie wpuściła. Raz ją opluto.

Takie wyczucie

   - To prawda, że na początku goście czuli się urażeni, że są cofani - szczerze przyznaje Michał-Paweł Torba z "Fusion", gdzie także obowiązuje selekcja. - Szybko jednak docenili, że dzięki temu nie ma awantur i bójek. Przez rok w naszym klubie doszło do zaledwie jednego, może dwóch incydentów. To chyba rekord Polski? Zresztą selekcjoner to nie jest dla mnie funkcja sensu stricte… Jak by to ładnie powiedzieć? To nie jest osoba, która ma moc i władzę. To ktoś, kto ma miło przywitać klienta, sprawić, żeby on się lepiej czuł, a czasem zaprosić w innym terminie. I stroju.
   Grzegorz Sosin, menedżer "Prozaka" mówi, że chodzi mu głównie o bezpieczeństwo gości. - Dlatego selekcjoner powinien mieć zmysł, takie wyczucie psychologiczne, które pozwoli mu w ciągu kilku sekund ocenić wchodzącego. W 95 procentach człowiek stara się przecież wyglądać tak, żeby go wpuścić. I ten selekcjoner musi wyczuć, co z niego wyjdzie po wypiciu dwóch, trzech piw.
   Menedżer innego klubu, anonimowo: - Im dłużej z tobą rozmawiam i słucham twoich pytań, tym bardziej dochodzę do wniosku, że chodzi o kasę.
   Grzegorz Sosin (sam ubrany w bojówki): - To by było uwłaczające, nie wejść do klubu tylko dlatego, że się czegoś nie ma.

On jest ze mną

   Jest już późno, blisko 1 rano, ale ruch nie zamiera. Grzecznie uśmiechamy się do młodej, eleganckiej dziewczyny. Za nią do klubu pakuje się chłopak w uciętych pod kolanami bojówkach i na dodatek z kucykiem. - Panu dziękujemy!
   Ta elegancka desperacko uwiesza się jego ramienia. - Ale on jest ze mną, ja za niego ręczę! No, proszę pań, co ja z nim zrobię? Przecież go tu nie zostawię! - usprawiedliwia milczącego partnera. - On pracuje w banku! Tylko tak wygląda…
   - Przestań! - warczy chłopak, ale już machnęłyśmy na niego ręką. Wchodzą oboje.
KATARZYNA KOBYLARCZYK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski