Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatni raz do Sejmu

Redakcja
Fot. Maciej Hołuj
Fot. Maciej Hołuj
ROZMOWA KONTROLOWANA. Z posłem MARKIEM ŁATASEM (PiS) - o zdradzie, batalii o szpital, politycznych porażkach i o tym, gdzie będzie 10 kwietnia

Fot. Maciej Hołuj

- To będzie ostatni start w wyborach do Sejmu?

- Prawdopodobnie tak. Spróbuję jeszcze raz, a potem chciałbym żyć już trochę spokojniej, bez ciągłego siedzenia na walizkach. Bycie posłem to duża nobilitacja, ale przychodzi taki moment, że trzeba więcej czasu poświęcić dla rodziny.

- Jakie Pan ma dzisiaj przekonanie, że po raz kolejny uda się uzyskać mandat posła?

- Pewny niczego nie jestem, jak w każdych wyborach wszystko zależy od głosów mieszkańców, ale na pewno będę starał się przekonać wyborców, że te ostatnie lata nie były dla Myślenic zmarnowane; że warto mieć swojego parlamentarzystę, który dba o rozwój regionu.

- W ostatnich wyborach uzyskał Pan ponad 16 tysięcy głosów. To wynik bardziej niż przyzwoity. Można go powtórzyć?

- Jak na chłodno oceniam sytuację, to wydaje mi się, że na osiem mandatów, które są do zdobycia w naszym okręgu, cztery powinniśmy uzyskać. Gdyby PiS-owi to się udało, są szanse, abym jeszcze raz zasiadał w parlamencie.

- Na które miejsce liczy Pan na liście?

- Mam nadzieję, że nie będzie niższe niż w ostatnich wyborach.

- A było trzecie.

- Tak.

- Ale jest trochę inna sytuacja niż przed czterema laty. Wtedy listę otwierał Paweł Kowal, który przeszedł do PJN.

- Dlatego na pierwszym miejscu na liście niewątpliwie znajdzie się Beata Szydło, wiceprezes partii. Tym bardziej, że - zgodnie z parytetem - co najmniej jedna kobieta powinna być w pierwszej trójce, a pani poseł jest liderem w naszym okręgu.

- Pan będzie tuż za nią?

- Chciałbym, nie będę ukrywał. Ale wiem też, że w polityce nic nie jest do końca pewne. Dopóki listy nie będą zamknięte, wszystko jest możliwe. Jeszcze przed katastrofą smoleńską niemal pewną "jedynką" miał być tutaj minister Paweł Wypych. Teraz również nie jest wykluczone, że ktoś z Warszawy znajdzie się na naszej liście.

- Granie kartą smoleńską to jest pomysł na kampanię PiS-u?

- Absolutnie nie! Mówimy także o wielu innych problemach związanych z gospodarką, służbą zdrowia, funduszami emerytalnymi, oświatą, ale prawie nic nie przebija się na czołówki gazet.

- Nie ma Pan wrażenia, że temat jest często specjalnie podsycany?

- Katastrofa smoleńska to temat bardzo ważny! Co do tego nie ma wątpliwości. Trzeba wyjaśnić jedną z największą polskich tragedii. Gdybym po raporcie MAK-u usłyszał premiera Tuska, który stwierdziłby jednoznacznie, że to jest kłamstwo co powiedzieli Rosjanie, obarczając całą winą polskich pilotów, pewnie myślałbym inaczej. A tak mam wątpliwości...

- Zgadza się Pan z retoryką, która ciągle nie wyklucza zamachu?

- Nie mamy jeszcze wyjaśnienia przyczyn katastrofy, nie mamy dostępu do oryginałów czarnych skrzynek. W styczniu była sejmowa debata, w której m.in. zadałem pytanie jakie było wyposażenie lotniska 10 kwietnia? Czy takie samo jak trzy dni wcześniej, kiedy lądował Putin? Do dzisiaj nie ma odpowiedzi.
- Gdzie Pan będzie 10 kwietnia?

- W Krakowie, na Wawelu. Przyjedzie Marta Kaczyńska i małopolscy posłowie PiS-u będą razem z nią. Natomiast wieczorem o godz. 18 jest zamówiona msza św. w Myślenicach, w intencji ofiar Katynia sprzed 71 lat i oczywiście ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym przede wszystkim prezydenta Lecha Kaczyńskiego.

- Przetrawił Pan już porażkę w powiecie?

- Nie traktuję tego jako porażki. Uzyskaliśmy zdecydowanie najlepszy wynik z wszystkich komitetów.

- Tak było w poranek powyborczy. Dzisiaj PiS ani nie tworzy koalicji, ani nie ma już tylu radnych co tuż po wyborach.

- To prawda, jesteśmy w opozycji, ale różnica liczbowa jest niewielka. Odeszło dwóch radnych - Pajka i Mikoś - natomiast akces do klubu złożył Piotr Sikora. I ciągle jesteśmy największym klubem w Radzie Powiatu.

- Jak Pan patrzy z perspektywy, gdzie został popełniony błąd? Brakowało tak naprawdę jednego głosu, żeby utworzyć koalicję.

- Jak bym powiedział, że bardziej brakło jeszcze jednego mandatu naszego radnego. Gdybyśmy zdobyli jeden mandat więcej, Pajka pewnie nie zdecydowałby się na zdradę PiS-u. Innym argumentem, który zdecydował o takim rozdaniu, było odgórne zalecenie PSL-u, żeby nie tworzyć koalicji z Prawem i Sprawiedliwością, co na pewno utrudniło rozmowy. Rozmawiałem przecież zarówno z radnymi, jak i wyższymi strukturami PSL.

- Poczuł się Pan przez kogoś oszukany?

- Oszukany nie, bardziej - zdradzony. Przez Bolesława Pajkę, który moim zdaniem zachował się poniżej krytyki. Mówi się, że w polityce trzeba być przygotowanym na różne rzeczy, ale takiej zdrady nie da się wytłumaczyć. Człowiek honoru tak nie postępuje.

- Rozmawiał Pan z nim?

- Zaraz po tym, jak przyjął propozycję od starosty próbowałem dzwonić do niego, ale nie odbierał telefonu. Później spotkaliśmy się raz. Poinformowałem go, że zarząd okręgowy PiS wykreślił go z listy członków.

- Obóz starosty miał jedną przewagę. Od początku było wiadomo, kto jest liderem, kto może być starostą. PiS nie mówił tego ani przed wyborami, ani tuż po nich. Wydaje się, że to był jeden z poważnych elementów waszej porażki.

- Kandydatem na starostę była osoba spoza Rady, ale nie chciałem publicznie przedstawiać tego nazwiska.

- Dzisiaj Pan już może.

- Andrzej Czernecki, obecny burmistrz Jasła, choć pochodzący z Myślenic. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, czy wygra "swoje" wybory. Jak się okazało, wygrał.

- To plan "A". A Plan "B"?

- Cały czas liczyłem jednak na rozmowy z PSL.

- Ma Pan dzisiaj do kogoś żal?

- Do Bolesława Pajki. Jego wyjście trochę zdemobilizowało klub i teraz z powrotem zwieramy szyki. Mam podejrzenia, że rozmawiał ze starostą Tomalem już przed wyborami. Mógł startować w wyborach z list Forum Ziemi Myślenickiej, a wtedy nikt nie miałby do niego pretensji.

- Ale jego nazwisko pojawiało się też - jako jedno z dwóch - w kontekście przewodniczącego Rady Powiatu. Dlaczego się na to nie zdecydował?
- To było trochę inaczej. Ustaliliśmy, że jeśli na przewodniczącego zostanie przegłosowany Henryk Migacz, to znaczy, że nie mamy większości, czyli nie ma sensu zgłaszać własnych kandydatów. Bo i tak przegralibyśmy wybory.

- Tylko cały czas mówimy o sytuacji, w której PiS, jako największy gracz w Radzie Powiatu, nie wystawiał żadnego kandydata - ani na przewodniczącego Rady, ani na starostę, ani - jak się później okazało - na członka Rady Społecznej przy szpitalu. Nie uważa Pan, że to nie było wiarygodne?

- Nie zgadzam się z taką tezą. Gdyby tylko Migacz nie przeszedł, zgłosilibyśmy własnego kandydata. Była nim Marta Gajek. Natomiast co do Rady Społecznej, gdyby tylko starosta chciał, żeby przedstawiciele największego klubu znaleźli się w tym gremium, mógł złożyć taką propozycję. Rada Społeczna jest jego autorstwa. Nie zrobił tego. Nie chodzi o fakt zgłoszenia swojego kandydata, tylko o dobrą wolę drugiej strony, której brakowało.

- Nie wymaga Pan za dużo od starosty? On też działa w interesie własnej koalicji.

- Opozycja powinna mieć również swoje prawa, a starosta powinien o tym pamiętać. Gdy z Rady Społecznej zrezygnował Andrzej Urbański - został zastąpiony przez wicestarostę Tomasza Susia, mimo że PiS - i cały czas tak twierdzę - powinien mieć swoich przedstawicieli. Efekt jest taki, że Rada Społeczna, która ma być organem opiniodawczym m.in. dla zarządu, de facto stanowi jego odbicie, a cały zarząd w niej zasiada.

- Jaką ma Pan gwarancję, że dziewiątka radnych zostanie w klubie PiS?

- Gdybym mówił, że mam gwarancję, pewnie zostałoby to odebrane jako naiwność. Ale cały czas powtarzam: niech obowiązują pewne zasady: "startowałeś, a nie chcesz być w swoim klubie, złóż mandat". Tak jest najbardziej uczciwie. Do marka Mikosia też mam uwagi, bo tak naprawdę tylko z listy PiS-u miał szansę na mandat.

- A jak Pan patrzy na nowy twór, PJN? Tworzą go w znacznej części ludzie, którzy jeszcze niedawno byli z Panem blisko związani ideowo.

- Byłbym nieszczery gdybym powiedział, że im kibicuję. Ale wiem jednocześnie, że stworzenie struktur terenowych jest bardzo trudne.

- A burmistrz Ostrowski, o którym mówi się, że stoi za nowym ruchem, oficjalnie Pana popiera i czasami nawet jeździcie razem po terenie...

- Czy stoi za nowym ruchem, tego nie wiem. Spotykamy się czasem na zebraniach wiejskich czy strażackich, gdzie burmistrz popiera moją kandydaturę w wyborach parlamentarnych. PiS również poparł Ostrowskiego w wyborach samorządowych i razem współpracujemy w Radzie Miasta, co przecież nie jest tajemnicą.

- Czyli zawarliście deal, w którym on się teraz odwdzięcza?

- Wygląda to nieco inaczej. Współpracuję z burmistrzem Ostrowskim od wielu lat. Zrobił dla gminy wiele dobrego. Rozbudowa bazy sportowej, specjalna strefa ekonomiczna i nowe miejsca pracy, oczyszczalnia ścieków, kanalizacja gminy. Z kolei wyzwania burmistrza na nową kadencję były zbieżne z naszymi.
Myślę, że wspólna współpraca dla dobra mieszkańców jest dobrym przykładem. Stara zasada mówi, że "zgoda buduje". Czasem mamy odmienne zdania w niektórych sprawach, ale myślę, że jest to naturalne.

- To PJN ma szanse czy nie?

- Wydaje się, że w wyborach parlamentarnych raczej nie. Nie da się w takim tempie stworzyć dobrych list wyborczych. Nie ma ich kto pociągnąć, do wyborów potrzebne są struktury w terenie, których PJN nie ma.

- A nowy klub w powiecie, niebawem przekształcony najpewniej w klub PJN?

- To dowód na to, że nie wszyscy zgadzają się z polityką obecnej koalicji.

- Ale deklarują współpracę...

- My jesteśmy otwarci na rozmowy. Co więcej, liczę na to, że zmiany będą możliwe.

- Jest Pan zaskoczony decyzją sądu administracyjnego w sprawie składowiska?

- Przede wszystkim jestem zdziwiony, że to wyszło tak późno. Bo budowa już de facto trwa od kilku miesięcy, jest przyznane dofinansowanie. Gdyby wszystko zostało cofnięte, byłaby to trochę dziwna sytuacja. Nie znam uzasadnienia sądu, dlatego trudno mi to komentować.

Warto przypomnieć, że aktualnie jest w Sejmie nowa ustawa o gospodarce odpadami, która prawdopodobnie zostanie uchwalona do końca kadencji. A wtedy wszystkie obowiązki w tym zakresie będą spoczywać na gminach.

Z jednej strony rozumiem ludzi, którzy mieszkają w okolicy składowiska i protestują przeciwko temu. Z drugiej, jeśli został już obrany kierunek, to zawracanie z tej drogi będzie trudne. Nie znam miejsca w Polsce, gdzie lokalizacja składowiska odpadów odbywałaby się bez protestów mieszkańców.

- Widzi Pan jakieś błędy, które po drodze zostały popełnione?

- Uczestniczyłem w kilku spotkaniach z bezpośrednio zainteresowanymi i wiem, że nie dały one pożądanego efektu. Może trzeba było zwrócić większą uwagę na przekonanie ludzi, że to jest jednak niezbędne, a zastosowanie nowoczesnych technologii jest bezpieczne dla ludzi i otoczenia.

- Jest Pan przekonany, że Myślenicom jest potrzebny zakład na dwa powiaty?

- Potrzebny jest nowoczesny zakład utylizacji odpadów - tego jestem pewien, a czy na dwa powiaty - tego nie da się jednoznacznie powiedzieć. To trochę tak jak z oczyszczalnią, do której swoje ścieki dostarczają południowe gminy powiatu. Dzięki temu może technicznie lepiej funkcjonować.

- Mechanizm jest może ten sam, ale nie ulega wątpliwości, że składowisko odpadów a oczyszczalnia to w odczuciu społecznym dwie różne rzeczy.

- Tak, tu nie ma wątpliwości, ale problem trzeba rozwiązać.

- Na razie przegrywa Pan batalię o szpital. Nie udało się ani zmienić dyrektora ani ulokować radnych w Radzie społecznej. Do tego program restrukturyzacyjny przegłosowany przez PiS realizuje inna koalicja.

- Bardziej uznaję to jako sukces niż porażkę. Starosta mówi przecież, że to dobre rozwiązanie i realizuje wariant, który proponowali Radni PiS w poprzedniej kadencji. Co do dyrektora, mam nadzieję, że ktoś wreszcie przejrzy na oczy. Dzisiaj jest duża mobilizacja na remont bloku operacyjnego. I dobrze, bo to trzeba zrobić. Ale jeszcze niedawno dyrektor zaprzepaścił szansę, żeby skorzystać z pieniędzy unijnych właśnie na remont tego bloku w wysokości 6 mln zł. Pamiętam, jak znajomy z Urzędu Marszałkowskiego dzwonił do mnie ze zdziwieniem, dlaczego tak źle został przygotowany wniosek w tej sprawie. Ktoś powinien za takie działanie ponieść konsekwencje.
Jeszcze na marcowym posiedzeniu Sejmu powinien pojawić się pakiet ustaw zdrowotnych. Dobrze by było, żeby władze powiatu określiły się, w którym kierunku nasz szpital będzie podążał.

- PiS ciągle podtrzymuje stanowisko, że nie jest przeciwny spółce prawa handlowego z dominującym udziałem powiatu?

- Tak, SP ZOZ albo spółka kapitałowa według nowego projektu z większościowym udziałem powiatu.

- Gmina określiła budowę drogi zachodniej jako priorytet tej kadencji. Ale z finansowaniem jest coraz bardziej krucho.

- Bez pieniędzy zewnętrznych na pewno gminy na to nie stać. Z tego co wiem po jednym ze spotkań z nowymi władzami województwa, jest pewna pula środków na budowę dróg i o te pieniądze trzeba zabiegać. Patrząc realnie, w tej kadencji będzie ciężko. Także dlatego, że w planie jest jeszcze rondo, które forsuje starosta.

- A Pan go w tym wspiera?

- Jako rozwiązanie komunikacyjnie rondo jest potrzebne, ale obawiam się jednego: żeby nie spowodowało jeszcze większego ruchu dużych samochodów, do kamieniołomu, betoniarni albo tartaku. Ten problem przede wszystkim należy rozwiązać, budując rondo, a niestety nigdzie nie spotkałem się z analizami, które byłyby przeprowadzone pod tym kątem. Natomiast co do jednej rzeczy nie mam wątpliwości. Już dzisiaj trzeba myśleć nad docelowymi rozwiązaniami komunikacyjnymi; nad tym, co może być za 10-15 lat zarówno w Myślenicach, jaki i na drogach powiatowych.

Rozmawiał

Remigiusz Półtorak

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski