Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ostatnia deska

Redakcja
"Dziennik Polski" idzie tropem skarg i bolączek swoich Czytelników. Bywa, że interwencja dziennikarza pomaga. Niekiedy zdaje się psu na budę. Ale zawsze warto spróbować.

Ludzie często przychodzą do dziennikarza, gdy - jak im się wydaje - wyczerpali inne środki nacisku i stanęli pod ścianą. Dziennikarz dwoi się i troi, żeby im pomóc. Ale, niestety, cudotwórcą nie jest. W każdym razie - nie zawsze...
Iryna czyli Irenka
W 1999 roku pochodząca z Ukrainy Iryna wyszła za mąż za Polaka. Zaczęła sobie układać życie od nowa w kraju nad Wisłą. Mieszkali z mężem w Oświęcimiu. Jakoś wiązali koniec z końcem. Kłopoty zaczęły się po śmierci męża.
Zawarcie małżeństwa z obywatelem Polski nie skutkowało automatycznie przyznaniem Irynie prawa stałego pobytu. Uzyskała jedynie zezwolenie na zamieszkanie "na czas oznaczony". Jak mówi, co jakiś czas musiała wyjeżdżać z Polski, by pozostać w zgodzie z literą prawa. - Jechałam na przejście graniczne w Medyce. Przechodziłam na stronę ukraińską. Pieniędzy na podróż w rodzinne strony nie było. Siedziałam na dworcu przez dobę. A potem wracałam do Oświęcimia...
Wspomina, że ów cykl się powtarzał. Rwała włosy z głowy, gdy brak środków, lub - co gorsza - choroba męża stawały na drodze przymusowej "wycieczki". Jednak jechać - po pieczątkę w paszporcie - musiała. Twarde prawo, ale prawo...
W 2005 roku - sześć lat po ślubie z Polakiem - Iryna nadal nie miała zgody stosownych urzędów na pobyt stały. - Ato nie był żaden fikcyjny ślub dla papierów! Kochałam męża, mieszkaliśmy razem, opiekowałam się nim wchorobie - opowiada.
Niestety, małżonek Iryny, zmarł. Była to dla niej wielka tragedia. A dla urzędników - powód, by przypomnieć kobiecie, iż posiada jedynie czasową zgodę na pobyt. Skoro jej mąż zmarł, uzasadnienie tegoż pobytu wygasło. Twarde prawo, ale prawo...
- Co ja mam robić? Do czego wracać na Ukrainę? - pyta zrozpaczona kobieta. - Po tylu latach spędzonych w____Polsce mam tu przyjaciół. Mogłabym żyć normalnie, jak każdy Polak! - przekonuje. - Ja się żadnej pracy nie boję! Mam 39 lat. Znajdę legalne zajęcie. Mam gdzie mieszkać. Chce się dokształcać. No, ale papiery muszą być w porządku. Przecież bez tego nikt mnie nie zatrudni...
Wydaje się oczywiste, że osoba, która przez kilka lat była w związku małżeńskim z Polakiem - w dodatku aż do jego śmierci - powinna mieć prawo pozostać w Polsce. Dlatego przedstawiciel "Dziennika Polskiego" interweniował w Wydziale Spraw Obywatelskich i Migracji Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie, który jest w tej sprawie alfą i omegą.
Ale urzędnik zajmujący się sprawą Iryny był niezachwiany w sądach. Jego zdaniem, przez lata instytucja jedynie odpowiadała na wnioski kobiety. Z czego zdaje się mogłoby wynikać (o ile interpretowanie słów funkcjonariusza jest uprawnione), że gdyby Iryna przedkładała bardziej precyzyjne pisma, np. odwołując się wprost do konkretnych paragrafów, ich efekty byłyby bardziej namacalne. A że pisała jak umiała... Twarde prawo, ale prawo.
Urzędnik był jednak łaskaw "wstępnie" przyznać, że w przypadku Iryny występują pewne "przesłanki", by trwale unormować jej status w Polsce. I Iryna po raz kolejny pojedzie z tą nadzieją do urzędu. - Mnie już tyle razy sprawdzali, że chyba po tym wszystkim wezmą mnie do polskiego wywiadu. Albo, nie wiem, lotnictwa! - żartuje.
- No i____proszę do mnie mówić Ireno, Irenko! Tak tu do mnie wszyscy mówią!!! - uśmiecha się.
Nieobywatel Niemczyk
Pan Konstanty dźwiga już ósmy krzyżyk na karku. Ale energii mógłby mu pozazdrościć niejeden trzydziestolatek. Prawie 10 lat temu Konstanty zamienił się parcelą z Urzędem Miasta w Chełmku. Odstąpił urzędowi działkę 47-arową, a w zamian otrzymał nieruchomość o powierzchni 10 arów. W 1997 roku na akcie notarialnym złożono wymagane prawem podpisy...
Konstanty uważa dziś, że na transakcji z urzędem stracił. Od kilku lat wypomina burmistrzowi w pismach, że jego działka była znacznie większa od tej urzędowej. Ponoć nawet były tam "stawy nadające się do hodowli ryb". Zatem: "Wymiana została przeprowadzona niekorzystnie dla mnie wstosunku 1do 5na korzyść gminy. Wtym wypadku nie mogę ponosić takich rozbieżnych strat izgodzić się ztaką zamianą" - _argumentuje mężczyzna.
Konstanty trafił ze swoim zmartwieniem w różne miejsca. Także do posła.
"Ponieważ sprawa jest bardzo skomplikowana, bardzo proszę Pana Burmistrza orozważenie możliwości przydzielenia Panu Konstantemu Niemczykowi dodatkowej parceli celem zakończenia sporu" - zasugerował w 2002 r. Stanisław Rydzoń.
Po trzech latach poseł ponowił prośbę. W równie delikatnej formie: "uprzejmie proszę Pana Burmistrza o rozpatrzenie możliwości udzielenia pomocy - materialnej rekompensaty poniesionych strat z tego tytułu - o ile zamiana ta była dla w/w rażąco krzywdząca" - zastrzegł jednak parlamentarzysta.
Konstanty jest głęboko przekonany, że urzędnicy w Chełmku celowo go lekceważą.
"Jestem uważany przez urząd za nieobywatela swojego miasta. Płacę podatki, wywiązuje się z
obowiązków obywatela, apomimo to jestem złośliwie traktowany przez burmistrza" - żali się emeryt.
Jako jeden z przykładów podaje zalewanie jego posesji "odchodami szambowymi", które nie wiedzieć czemu wypływają z kanału burzowego. "Rury kończą się na mojej parceli. Pracownicy zatrudnieni w firmie prowadzonej na mojej działce zgłaszają zastrzeżenia odnośnie nieprzyjemnego smrodu" - poskarżył się Regionalnej Izbie Obrachunkowej.
Z "szambowymi" wyziewami faktycznie jest coś na rzeczy. "Zachodzi uzasadnione przypuszczenie, że niektórzy właściciele posesji położonych w tym rejonie zrzucają nielegalnie ścieki do kanalizacji, bądź też wypompowują je na tereny zielone położone nad Przemszą" - zaniepokoił się w połowie zeszłego roku sam burmistrz.
Jednak Konstanty mówi, że mijają miesiące i lata, a sprawy ciągle stoją w miejscu. Zatem reporter Dziennika Polskiego zwrócił się do Andrzeja Saternusa, burmistrza Chełmka, o przednoworoczne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji.
Włodarz gminy tłumaczy, że zamiana nieruchomości odbyła się zgodnie z prawem. Strony dobrowolnie podpisały akt notarialny i klamka zapadła. Jego unieważnienie może nastąpić jedynie na drodze sądowej.
"Sąd unieważni umowę, jeżeli powód wykaże, że została ona zawarta pod wpływem przymusu, groźby, błędu lub stanu wyłączającego świadomość przy podejmowaniu decyzji" - objaśnia Andrzej Saternus.
Radni z komisji rewizyjnej skontrolowali urzędowe dokumenty. Oni także doszli do wniosku, że burmistrz postępuje właścicie.
Wiele więc wskazuje na to, że historię dotyczącą zamiany gruntów można skwitować sentencją: "widziały gały co brały". Ku przestrodze innych podpisujących jakiekolwiek dokumenty.
A co do "szamba" zatruwającego życie panu Konstantemu:
- Użytkownikiem tej kanalizacji jest Zarząd Dróg Powiatowych w
Oświęcimiu. Iodpowiedzi wtym temacie może udzielić ZDP _- informuje dziennikarza burmistrz Chełmka.
Reporter już szykuje się do interwencji w Zarządzie Dróg Powiatowych. Gdyż sprawy naszych Czytelników również w 2007 roku pozostają naszymi sprawami.
PAWEŁ PLINTA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski