Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oswajanie śmierci

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
"Tatarak" - Pana najnowszy film, który możemy oglądać w kinach - to historia o umieraniu, o tym, jak mówi jeden z bohaterów, iż życie łatwo przechodzi w śmierć. Ktoś napisał w recenzji, że wszystkie Pana filmy krążą obsesyjnie wokół śmierci.

Fot. Anna Kaczmarz

Z ANDRZEJEM WAJDĄ o filmie "Tatarak", Krystynie Jandzie, umieraniu i zaprzepaszczonych szansach "Katynia" rozmawia

- Niestety, taki był temat Polskiej Szkoły Filmowej. I był dla nas, którzy ją tworzyliśmy, zupełnie naturalny. W końcu uratowaliśmy się w czasie wojny. Po jej zakończeniu nie mogliśmy uwierzyć, że żyjemy. A tylu naszych przyjaciół, naszych kolegów, często wspaniałych ludzi, może nawet lepszych od nas, oddało życie. Dlatego to musiał być nasz temat. Musieliśmy stać się głosem zmarłych.
- Czy przez te lata oswoił się Pan ze śmiercią?
- Ze śmiercią człowiek się nie oswaja. Myślę, że jest tak - przynajmniej ja przyjąłem taki punkt widzenia - że praca daje człowiekowi poczucie sensu istnienia. Tak to odczuwam.
- Czy można porównać śmierć u Iwaszkiewicza, autora "Tataraku", ze śmiercią z "Kanału" lub "Popiołu i diamentu"?
- U Iwaszkiewicza jest inna śmierć niż ta, którą pokazujemy w naszych wojennych filmach, gdzie umieranie jest szybkie, gwałtowne, niespodziewane. Nie ma tego całego rozmyślania. Bohaterami są młodzi ludzie, którzy oddają życie w imię ideałów. U Iwaszkiewicza, zwłaszcza w "Tataraku", pojawia się głębia psychologiczna.
- Wiele lat zastanawiał się Pan nad realizacją "Tataraku". Opowiadanie jest dość krótkie, a nie chciał go Pan poszerzać ani rozbudowywać. Dlaczego więc nie porzucił Pan tego tekstu?
- Uważałem, że to jedno z opowiadań najbardziej dotykających czytelnika. To rodzaj literatury, który budzi wyobraźnię. Gdy się je czyta, widzi się cały świat, który został przedstawiony na kartach. Pomyślałem sobie, że powinienem go jeszcze raz, bo to przecież nie pierwsze moje filmowe spotkanie z Iwaszkiewiczem, przywołać na ekran. W tym świecie istnieje bowiem coś, co jest dolegliwe - umiera młodość, a nie dojrzałość. To bardzo pięknie Jarosław Iwaszkiewicz wyraził w "Tataraku".
- Nie przewidział jednego - że fabuła noweli zderzy się z rzeczywistością. Film powstał na styku tragedii; w trakcie prac zmarł na raka Edward Kłosiński, mąż grającej tu główną rolę Krystyny Jandy. Jak to się stało, że postanowił Pan zbudować opowieść wielopoziomową? Oglądamy nie tylko bohaterkę z tekstu Iwaszkiewicza, ale także Jandę, aktorkę dotkniętą dramatem, która opowiada nam intymnie o śmierci.
- Stało się to z woli Krystyny Jandy, co bardzo mnie wzruszyło. Postawiłem kamerę i włączyłem nagrywanie, to zresztą był pomysł operatora Pawła Edelmana, byśmy byli bardzo dyskretni i nie narzucali się z kamerą. To było dla mnie ciekawe doświadczenie. Długo robię filmy, ale jeszcze nie zdarzyło mi się coś podobnego.
- To były sceny improwizowane?
- Nie, Krystyna Janda miała przygotowany tekst, znacznie dłuższy od tego, który słyszymy w filmie. Staraliśmy się, by nikt nie był obecny przy tych ujęciach. By stała tylko kamera i Krystyna Janda mogła powiedzieć to, co postanowiła wyznać. Zostawiliśmy jej decyzję.
- Prace nad filmem się przedłużały z powodu choroby Edwarda Kłosińskiego. Pokazał Pan wielką cierpliwość, a jednocześnie determinację, doprowadzając dzieło do końca.
- Mieliśmy robić ten film rok wcześniej. Krystyna Janda, gdy dowiedziała się o śmierci męża, poprosiła, byśmy się nie oddalali z ekipą od Warszawy. Wyznała, że chce być jak najdłużej przy Edwardzie. Byłem gotowy zrobić wszystko, o co prosiła. Bo tylko ona mogła zagrać w "Tataraku". Ten film robiłem z myślą o niej i dla niej. Okazało się po krótkim czasie, że choroba postępuje w gwałtowny sposób i nie ma możliwości, by Krystyna na dłużej mogła zostawić Edwarda. W związku z tym przerwaliśmy prace. Wie pan, to jest takie niesprawiedliwe... Edward pracował z najlepszymi reżyserami, robił filmy, które pozostały w historii. Filmował "Człowieka z marmuru", "Człowieka z żelaza", wykonał większą część zdjęć do "Ziemi obiecanej". I nagle to odejście... To jest takie niesprawiedliwe, jak historia bohatera z "Tataraku", który topi się podczas kąpieli. Może dlatego to wszystko się tak zrymowało? I może dlatego właśnie odnosi się wrażenie, że "Tatarak" jest filmem o śmierci.
- Po projekcji w pamięci zostaje poruszająca scena, w której Janda - tuż po śmierci bohatera "Tataraku" - ucieka z planu filmowego. W tym momencie zbiegają się dwie rzeczywistości - fikcyjna i realna, dwa dramaty.
- Ta historia wydaje się wymyślona, a tymczasem Krystyna Janda wyznała mi, że dwukrotnie się jej to zdarzyło. Kiedyś miała konflikt z reżyserem w sprawie roli. I to się skończyło jej ucieczką z planu do hotelu.
- Znają się Państwo z Krystyną Jandą już od 35 lat, od pamiętnego Waszego spotkania na planie "Człowieka z marmuru"!
- "Człowiek z marmuru" - to było dla mnie ciekawe doświadczenie. Krystyna Janda wkroczyła z impetem na ekran, to był przecież jej pierwszy film. Cieszyłem się wtedy, że ujrzałem nowy talent. Wiedziałem, że to będzie ktoś. I cieszę się, że nic jej nie zniechęciło, że stawia czoła - tak jak w naszym pierwszym filmie - wszystkim przeciwnościom.
- A Wasze relacje, czy od tamtej chwili, przez te wszystkie dekady, uległy zmianie?
- (uśmiech) Nie, nie zmieniły się. Kiedy robiliśmy pierwszy film, Krystyna Janda zawierzyła mi, że to jest dla niej rola, że ma zagrać postać zdecydowaną, wyrazistą. I tym razem, choć minęły lata, uwierzyła mi tak samo.
- Napisał Pan, że dzięki realizacji "Tataraku", dzięki spotkaniu Iwaszkiewicza i Jandy, znów odnalazł Pan siebie.
- Po filmie "Katyń" pomyślałem, że w żadnym wypadku następna moja produkcja nie powinna być do niego podobna. Że powinienem odejść od takich namiętności, od tego, że film spełnia pewną rolę dokumentalną i nakręcić film osobisty, psychologiczny, z niewielką liczbą bohaterów. Moje doświadczenie pokazuje, że po takim filmie jak "Katyń" trzeba się było od niego oddalić. Kiedyś pewnie wrócę do tego rodzaju kina.
- Czy to będzie film o Lechu Wałęsie, o którym się coraz więcej słyszy?
- Przygotowuje się scenariusz o Lechu Wałęsie. To jest trudne zadanie. Tak długo jak on nie jest gotowy, nie chcę o tym rozmawiać.
- To zapytam inaczej. Czy atmosfera, która w tej chwili panuje wokół Lecha Wałęsy, pomaga tym pracom, czy wprost przeciwnie - przeszkadza im?
- Mnie bardziej interesują ci, którzy go opluwają. Tyle panu powiem...
- Wracając zatem do "Katynia" - wciąż filmu nie udało się wprowadzić do dystrybucji w Rosji. To wielka porażka polskiego dystrybutora filmu na zagranicę - Telewizji Polskiej.
- Z różnych krajów mam relacje, że mój film można zobaczyć tylko wtedy, gdy organizacje polityczne lub polonijne wyrywają "Katyń" i same go pokazują publiczności. W Paryżu film można obejrzeć w czterech kinach. Ale poza Paryżem - już nie. Okazuje się, że "Katyń" kupili zagraniczni dystrybutorzy, którzy nie mieli żadnych możliwości pokazania mojego dzieła. Kupili je pewnie za grosze - czy go za grosze odsprzedali, by go nie pokazywać, czy też go trzymają, bo nie mają możliwości, żeby zaprezentować widowni, nie wiem. Gdy się dowiedziałem, że ta sama firma dystrybuuje film na Rosję i Stany Zjednoczone, to mi wystarczyło, żeby wiedzieć, że ani tu, ani tam filmu nie będzie. "Katyń" trafia na większe zainteresowanie, niż myślałem. Pokazywałoby to, że w kinach by znalazł swoją widownię. Tym bardziej, że jest wydarzeniem z okresu drugiej wojny praktycznie nieznanym. Nikt nie wie, nie pamięta, że taka zbrodnia miała miejsce. I prawda historyczna się zaciera. Smutne to dla mnie.
- Szkoda, że w ten sposób zaprzepaszczamy szansę, którą dała "Katyniowi" nominacja do Oscara.
- Mimo to jestem szczęśliwy, że zrobiłem "Katyń". Uważam, że to ostatni film Polskiej Szkoły Filmowej i część naszej historii, którą często opowiadałem. Tego filmu nam brakowało.
Rafał Stanowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski