Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oswajanie tzw. dzikiego kota

Barbara Matoga
123rf
Pomoc. Elżbieta, która ma na swoim koncie setki uratowanych kocich istnień twierdzi, że "w Krakowie w ogóle nie ma dzikich kotów". Niemal wszystkie "dzikusy", którymi się zaopiekowała, okazywały się przymilnymi domowymi mruczkami.

Biało-bura, bezimienna dzika kotka przemykała się po osiedlu, szukała jedzenia w śmietnikach, spała pod krzakami. Do ludzi nie podchodziła, nawet wtedy, gdy próbowali ją nakarmić. Agata wykładała więc karmę i odchodziła - dopiero wtedy dzikuska zaczynała posiłek.

Po kilku miesiącach odważała się już jeść przy stojącym w odległości kilku metrów człowieku, ale bliższy kontakt czy pogłaskanie nadal były niemożliwe. Pewnego dnia kotka była jednak tak głodna, że straciła czujność, a Agata akurat miała przy sobie koci transporter.

Szybka decyzja, zdecydowane ruchy - i bezdomna dzikuska znalazła się w zamkniętej przenosce. Niosąc do domu głośno złorzeczącą kotkę Agata w duchu gratulowała sobie, że wreszcie trafiła na naprawdę dzikiego kota, którego wysterylizuje, odchucha i wypuści, by - dokarmiany - żył swoim dotychczasowym życiem.

Gratulacje okazały się przedwczesne. Po 15-minutowym pobycie w domu zastała kotkę rozkosznie wylegującą się na łóżku i witającą ją głośnym mruczeniem. Oczywiście o wypuszczeniu jej po zabiegu mowy nie było. Na szczęście po miesiącu znalazł się dla niej wspaniały dom, w którym jest kochana i rozpieszczana.

Elżbieta, która ma na swoim koncie setki uratowanych kocich istnień twierdzi, że "w Krakowie w ogóle nie ma dzikich kotów". Do tej pory bowiem niemal wszystkie "dzikusy", którymi się zaopiekowała, okazywały się przymilnymi domowymi mruczkami.

Z takim problemem stykają się wszyscy karmiciele bezpańskich kotów. Dokarmianie jednego czy nawet kilkunastu zwierzaków jest kosztowne i czasochłonne, ale prawdziwy kłopot zaczyna się wtedy, gdy któryś z nich zacznie chorować, albo kotka musi być wysterylizowana.

Odpowiedzialny opiekun łapie więc kota - czasem przy pomocy specjalnej klatki - niesie do weterynarza i w razie potrzeby przetrzymuje na czas rekonwalescencji. Ale kiedy pacjent może już zostać wypuszczony, czasem okazuje się, że polubił życie w domu i wcale nie pragnie powrotu "na wolność". I co z takim delikwentem zrobić? Ano - trzeba mu szukać opiekuna, bo inaczej zostanie jako kolejny rezydent…

Pod blokiem Agaty rezyduje dokarmiane stadko kotów. Część z nich to - na jej szczęście - dzikusy, które w bezpiecznej odległości czekają na napełnienie misek i jedzą dopiero wtedy, gdy się oddali. Nie stara się ich oswajać. Są wykastrowane, dokarmiane, mają schronienie przed zimnem i dają sobie radę.

Nieufność wobec człowieka zapewnia im większe bezpieczeństwo, bo przyjazny kot zawsze może trafić na zwyrodnialca, który nie zawaha się przed zrobieniem mu krzywdy. Poza tym oswojenie wolnożyjącego kota niesie za sobą ryzyko dla oswajającego- a mianowicie poczucie, że taki przytulający się do człowieka zwierzak potrzebuje domu - i że trzeba mu ten dom znaleźć. Na początku musi to oczywiście być własne mieszkanie… .

W ten sposób tworzy się zjawisko zbieractwa kotów, bo jeśli nie uda się tymczasowego lokatora wyadoptować, nie można go przecież ponownie wystawić pod blok. Zostaje więc kolejnym rezydentem, powiększając i tak liczne nieraz stado. Ale, jak każdemu karmicielowi, Agacie trafia się czasem egzemplarz już oswojony, lub taki, który oswaja się bez żadnej zachęty ze strony człowieka.

Przykładem na pierwszy przypadek był Nitek - młodziutki, bury kotek, który pewnego dnia pojawił się w kociej stołówce, ale bardziej niż na jedzeniu zależało mu na dotyku rąk. Zaczepiał ludzi, tulił się do kolan, wskakiwał na parterowe balkony, wysiadywał przed klatką schodową. Agata wiedziała, że nie może go zabrać do domu - limit kocich lokatorów miała już wyczerpany. Zaczęła, bez wiary i nadziei, szukać mu domu na facebooku. I stał się cud - Nitka przygarnęła tymczasowo Aneta, która później znalazła mu stały dom u swojej cioci.
Natomiast Zakapior oswoił się sam. Przez wiele miesięcy obserwował karmicielkę z daleka, wyjadał resztki po stałych stołownikach i udawał się w bliżej nieznanym kierunku. Na swoje imię zapracował wyglądem, bo duży, czarny łepek, zmrużone oczy i położone na płask uszy sugerowały wojowniczą naturę. Pewnego dnia po prostu podszedł do Agaty i przytulił się z całej siły do jej nóg.

Od tej pory czekał na nią godzinami i wybiegał na spotkanie. Z bliska przedstawiał sobą żałosny widok - zrudziałe z głodu i chorób futerko okrywało wychudzony koci szkielet, przy którym duża głowa wydawała się należeć do innego kota. Sierść, brudna i posklejana, pełna była kleszczy i pcheł, a uszy pokryte ranami i zakażone świerzbem.

Środek przeciw pasożytom, lekarstwa i regularne karmienie odmieniły Zakapiora nie do poznania. Zaczął się wreszcie myć, przytył, a futerko stało się czarne i lśniące. Trzeba go było jeszcze wykastrować, ale to oznaczało, że będzie musiał spędzić kilka dni u Agaty - a potem może nie zechcieć wyjść…

Więc znowu zaczęło się szukanie cudu - a kto szuka, ten znajdzie! Zakapior, który powinien już zmienić imię, przebywa w domu tymczasowym, w którym być może zostanie na stałe. Stał się całkiem domowym kotem, korzysta z kuwety, śpi w łóżku i namolnym miauczeniem domaga się głaskania. Nie umie się tylko bawić - widać, że przez 5 lat swojego życia nie miał do tego okazji.

Wniosek z tych kocich historii jest prosty - jeśli opiekujesz się bezpańskimi kotami, wystarczy, że zadbasz o ich jedzenie, zdrowie i schronienie. Nie musisz ich oswajać. I tak, wcześniej czy później, trafisz na takiego, który oswoi ciebie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski