Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oświetlać oszczędnie, czyli walka z powodzią sztucznego światła

Liliana Sonik
A gdyby tak na nowo przemyśleć sprawę oświetlenia dróg, budynków i witryn sklepowych? Dzisiaj nie tylko miasta, ale i wsie, są rzęsiście oświetlone. Kto chciałby z powodzią sztucznego światła walczyć, jest jak myszka, która usiłuje kota zapędzić na drzewo. A jednak spróbuję.

Kiedy 10 lat temu pisałam, że brud na ulicach jest źródłem smogu, szydzono z tego na potęgę. Teraz już nikt nie polemizuje z faktami. Zawsze jest tak, że najpierw się śmieją, potem złoszczą, a w końcu przyznają rację.

Spróbujmy zatem pogonić kota schematom. Uważa się, że oświetlenie zwiększa poczucie bezpieczeństwa. Że tak jest w istocie, wie każdy, kto przemieszcza się nocą - zwłaszcza jesienią i zimą. O bezpieczeństwie mówią też właściciele sklepów montujący lampy w witrynach. Podobny argument pada w przypadku reflektorów w instytucjach publicznych, szkołach, na przystankach, czy w zakładach pracy. Nie będę przekonywać, że to ułuda. Chcę tylko pokazać drugą stronę medalu.

Na szali zysków i strat policzmy zatem „straty”. Instalacje oświetleniowe są bardzo kosztowne. Firmy wliczają ten wydatek w koszt funkcjonowania ale wydany pieniądz jest wydany: ktoś za to płaci. Z kolei przy oświetleniu drogowym, dziś najczęściej ledowym (teoretycznie tańszym w eksploatacji) pole zasięgu jest niewielkie.

W rezultacie latarni musi być mnóstwo, bo normy wymuszają takie zagęszczenie. Policzmy to, a okaże się, jak ogromne będą to sumy. Jednak nie koszt jest największym problemem. Kolejne opracowania wskazują na negatywny wpływ masowego oświetlenia na środowisko i nasze zdrowie.

Zanieczyszczenie świetlne działa na rozmaite sposoby i wywołuje różne efekty uboczne. Pierwszym jest efekt oślepienia. Wiemy jak potrafi oślepić nas nocą samochód z włączonymi długimi światłami, a nie chodzi tylko o lampy aut. Ludzie sobie z chwilowym oślepieniem jakoś radzą, natomiast zwierzęta, ptaki i owady są kompletnie bezradne. Gdy wlecą w strumień światła latarni, najczęściej po prostu giną.

Ktoś powie, że nie ma sensu płakać nad zdechłymi ćmami, czy ptakami. Ale skala zjawiska staje się tak ogromna, że można już mówić o zdestabilizowaniu ekosystemu. Chwieje się cały wyrafinowany system wzajemnych zależności, który czynił z natury środowisko nam przyjazne i bezpieczne.

Nieco inaczej działa permanentna ekspozycja na sztuczne światło. Kto mieszka w pobliżu latarni, powinien zasłaniać szczelnie okna. W przeciwnym razie pojawią się problemy ze snem, bo zegar biologiczny po prostu głupieje. A to już jest groźne dla zdrowie. Nikt rozsądny nie żąda likwidacji nocnego oświetlenia. Ale możemy świecić lepiej i oszczędniej. A przede wszystkim gasić, co się da, kiedy to tylko możliwe.

Pojawiły się ciekawe rozwiązania. Prym wiodą tu małe miasta. W niemieckim Dörentrup latarnie gasną o godzinie 23. Przechodzień może włączyć na kilka minut oświetlenie ulicy SMS-em. We Francji wprowadza się czujniki ruchu uruchamiające uliczne latarnie. Okazuje się, że przynosi to ogromne oszczędności, a i mieszkańcy są zachwyceni. W nocy widzą gwiazdy, a nie poświatę reflektorów.

ZOBACZ KONIECZNIE:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Oświetlać oszczędnie, czyli walka z powodzią sztucznego światła - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski