MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Oszczędzanie

Redakcja
BARBARA ROTTER-STANKIEWICZ: Za moich czasów

To były - o ile pamiętam - małe składane, kartonowe książeczki z napisem SKO - Szkolna Kasa Oszczędności. Odnotowywano w nich stan uczniowskiego konta, a systematyczne odkładanie paru złotych miesięcznie było niemal obowiązkiem, bo za powszechność dziecięcego oszczędzania rozliczano nauczyciela, który opiekował się SKO.
Kasowa akcja nasilała się w październiku, obchodzonym jako miesiąc oszczędności. Właściwie nie wiadomo, dlaczego akurat październik - może uznano, że nie ma wówczas żadnych wydatków ekstra typu wakacje, zakup podręczników albo święta?
Tak czy owak uczniowie oszczędzali, a nawyk przenosili w dorosłe życie i, gdy tylko mogli, zakładali książeczkę PKO, i systematycznie ciułali złotówki. Jak to się skończyło, gdy przyszły "inne czasy" - wiadomo.
Ale zwyczaj oszczędzania dotyczył nie tylko pieniędzy. Bo szanować trzeba było z zasady wszystko. Gromadziło się więc ubrania, buty, torebki - wyrzucenie czy "podanie dalej" czegokolwiek przemyśleć trzeba było bardzo dogłębnie. Bo nigdy nie wiadomo, czy się komuś nie przyda - czy starej sukienki nie da się przerobić na spódnicę, a spódnicy na spodenki dla dziecka. Swetry, nawet nadgryzione zębem czasu i moli, też trwały na dnie szafy, bo zawsze można je było spruć i z włóczki pracowicie "udziubdziać" coś nowego. Obrusy przerobić na poszewki, płaszcze przenicować na drugą stronę, wełniane ciuchy zgręplować, a następnie zrobić z tego kołdrę. I tak prawie w nieskończoność. Buty zanosiło się do szewca, by jeszcze uratował je na jakiś czas, zepsute zegarki do zegarmistrza, a nadwyrężone tornistry - do rymarza.
Kto dziś tak robi? Podniszczone sprzęty po prostu wędrują na śmietnik, bo przeważnie nowe kosztują mniej niż naprawa starych. Owszem, słyszało się, że tak właśnie jest na Zachodzie, gdzie z kosza na śmieci wyciągnąć można jeszcze całkiem dobry zegarek, który komuś się znudził, a co jakiś czas wystawiane są "do wzięcia" zupełnie porządne meble. I dziwiliśmy się, jak można tak marnować dobra wszelakie.
Dziś już nikogo nie szokują "wystawki", a na złom oddawane są działające pralki, lodówki, kuchenki. Nie ma co zrobić ze starymi monitorami, telewizorami, komputerami. Tylko czasem, z wrodzonej i wpojonej oszczędności wynosimy je na strych albo do piwnicy, gdzie cierpliwie, acz bez wielkiej nadziei, czekają, aż się "komuś przydadzą".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski