„Tak nas powrócisz cudem na ojczyzny łono” (Adam Mickiewicz: „Pan Tadeusz” – ks. I, w. 13)
Przyznaję, że jako obywatelowi III RP wstyd mi o tym pisać, ale z drugiej strony uważam, że nie wolno o tym milczeć, gdy zaledwie kilkutysięczna społeczność Polaków najciężej poszkodowanych przez totalitaryzm sowiecki od kilkudziesięciu lat nie może się doczekać sprawiedliwego i moralnie poprawnego systemu powrotu na łono Ojczyzny. Jeśli pominiemy czasy PRL-u (podczas którego zresztą przyjęto dwie duże fale repatriantów) i skupimy się wyłącznie na ostatnim dwudziestoleciu niepodległego bytu państwowego, to nie ulega żadnej wątpliwości, że omawiany czas w zakresie wolności, jak i zamożności obywateli, należy do najlepszych w nowożytnej historii Polski. Wydaje się, że był to najlepszy czas, a właściwie należałoby powiedzieć ostatni moment na akt sprawiedliwości dziejowej wobec ludzi, których potomkowie w drugim i trzecim pokoleniu, po 70 latach od zsyłki pozostali Polakami.
Rozmiary problemu
Konkretnie sprawa dotyczy 2600 Polaków z Kazachstanu, od ok. 10 lat tkwiących bezproduktywnie w polskim MSWiA na liście systemu repatriacyjnego „Rodak”. Ludzie ci mają niestety pełne prawo uważać, że ta wymarzona Polska – to nie Ojczyzna-Matka, ale zła macocha, która wcale nie ma zamiaru ich przyjąć.
Rejestracja do systemu „Rodak” wymaga dużego wysiłku i poniesienia sporych kosztów. Więc trudno się dziwić, że poza nim pozostaje w Kazachstanie jeszcze ok. 7500 rodaków, którzy nie podjęli odpowiednich starań, prawdopodobnie dlatego, że są świadkami nieskuteczności działań ze strony polskiej administracji. Dotychczasowy system oparty na możliwościach i dobrych chęciach samorządów terytorialnych, mających zapewnić repatriantom warunki mieszkaniowe i źródło utrzymania w Polsce, niestety zawiódł na całej linii. Świadczą o tym kompromitujące statystyki. W ciągu ostatnich 20 lat udało się ściągnąć ok. 4-5 tysięcy rodaków ze wschodu, w tym część przyjechała z własnej inicjatywy i dzięki pomocy rodzin polskich. W 2009 roku przyjechało 18 rodzin, a w 2010 tylko 8. Słusznie ocenia Aleksandra Ślusarek (przewodnicząca Związku Repatriantów RP), że „ przy dotychczasowym tempie zakończymy repatriację za 200 lat.
Czy Polska oczekuje na rozwiązanie problemu w sposób biologicznie naturalny? To przykre, bo chodzi o ludzi, którzy nigdy nie wyparli się Polski, a to Polska o nich zapomniała”. Powyższe cyfry są kompromitujące nie tylko wobec rodaków, ale również wobec naszych sąsiadów.
Przypomnijmy tylko, że w ramach repatriacji Niemcy przyjęli 3,5 miliona (ponad 100 000 rocznie), Rosjanie ok. 800 000. Praktycznie wszystkich chętnych sprowadzili Węgrzy, Słowacy, Litwini, Ukraińcy, Finowie. Istnieją informacje mówiące, że wielu naszych rodaków z Kazachstanu korzysta z oferty Rosji, ściągającej swoich obywateli z azjatyckich byłych republik ZSRR i zamiast do Polski, jedzie do obwodu kaliningradzkiego, gdzie podobno już trzy spore wsie są zamieszkałe przez Polaków. Dlaczego do Kaliningradu? Pewnie dlatego, aby być bliżej Polski i dalej czekać na jakąś okazję do powrotu. Niektórzy rodacy, mający jakieś koligacje z diasporą niemiecką w Kazachstanie, wyjechali do Niemiec i teraz odwiedzają Polskę jako obywatele niemieccy.
Coraz częściej słychać w Polsce informacje o zagrażającym Europie i Polsce kryzysie demograficznym, wobec czego nawołuje się do otwierania granic i stwarzania preferencji dla chcących się osiedlać u nas innych narodowości. W dużej mierze to się już rozpoczęło, zwłaszcza w krajach zachodnich. W coraz większym stopniu znajdują u nas korzystne warunki życia i rozwoju zaradni Wietnamczycy, Chińczycy i inne nacje azjatyckiego rodowodu. I znów ma racje wspomniana wyżej pani Ślusarek pytając: „Cóż to za państwo, które w kryzysie demograficznym, zanim sięgnie po cudzoziemców, nie zaprasza własnych rodaków, czekających na repatriację”?
Konotacje historyczne
Nie bez moralnego znaczenia jest kwestia, że problem dotyczy głównie tej grupy naszych rodaków, którzy po Traktacie Ryskim z 1921 roku pozostali poza wschodnią granicą wolnej Rzeczypospolitej, gdzie tworzyli dość zwarte narodowościowo skupienia. W pobliżu Żytomierza już w 1926 roku utworzono Polski Rejon Autonomiczny im. Juliana Marchlewskiego (w skrócie zwany Marchlewszczyzną), nieco później (1932 r.) podobny rejon utworzono koło Mińska na Białorusi zwany Dzierżyńszczyzną. W rejonach tych Polacy stanowili około 70% ludności. Dano tym rejonom stosunkowo sporo wolności (język, szkoły, prasa, biblioteki, zespoły kulturalno-oświatowe itp.) w nadziei, że uda się wychować Polaków wg wzorów sowieckich, aby nieco później utworzyć z nich zaplecze kadrowe dla Polskiej Republiki Rad.
Niestety, Polacy srodze zawiedli „ojca narodów”, bowiem kolektywizację zrealizowano tylko w 19%, wykazali wielkie przywiązanie do wiary katolickiej, a nawet ośmielali się czynić starania o repatriację do burżuazyjnej Polski. Taka „niewdzięczność” musiała być ukarana. Wielki głód (Gołodomor) na Ukrainie w latach 1932-33 pochłonął tysiące ofiar także na ukraińskiej Marchlewszczyźnie. Postanowiono oczyścić zachodnie tereny przygraniczne z „elementów społecznie niepewnych”. W 1935 roku z obwodów: żytomierskiego, winnickiego i chmielnickiego przesiedlono przymusowo ok. 40 000 Polaków do obwodów: charkowskiego, donieckiego i dniepropietrowskiego, gdzie wiele terenów wiejskich zostało wyludnionych w okresie wielkiego głodu. W rok później (jesień 1936 r.) dalszych ok. 60 000 Polaków zostało zesłanych do Kazachstanu. Polaków z rejonu białoruskiej Dzierżyńszczyzny zsyłano głównie na Syberię, ale także na Kaukaz i nad Wołgę. W latach 1935-36 polskie rejony autonomiczne zostały definitywnie zlikwidowane. Uległy likwidacji oczywiście polskie szkoły i gazety oraz Instytuty: Polski Instytut Pedagogiczny w Kijowie, Kijowski Instytut Wychowania Społecznego, Instytut Polskiej Proletariackiej Kultury, kościoły masowo zamykano. Deportacje, więzienia, łagry. Około połowa spośród wówczas aresztowanych, a byli to przede wszystkim nauczyciele, księża, redaktorzy, tzw. kułacy, a na końcu (1937-38) także przywódcy partyjni, byli członkowie KPP zostało rozstrzelanych.
Nasilenie terroru wobec społeczności polskiej w latach 1935-39 było nieporównywalnie wielkie wobec doświadczeń innych narodów ZSRR. Rosyjski historyk Mikołaj Iwanow przyznaje, że żadna nacja w radzieckim imperium, w latach 1926-39, nie straciła proporcjonalnie takiej ilości ludzi co Polacy. Taka była cena fiaska próby sowietyzacji Polaków i stalinowskiej doktryny, upatrującej w przedwojennej Polsce niebezpieczeństwo zagrożenia militarnego dla ZSRR (kompleks 1920 roku?). Wg różnych szacunkowych ocen represje dotknęły wówczas ok. 230 000 Polaków, z których prawie połowa straciła życie. To była przedwojenna część polskiej Golgoty Wschodu, zmierzającej do „ostatecznego rozwiązania” kwestii polskiej w ZSRR. Ważnym szczegółem jest także fakt, że omawiana grupa zesłańców nie mogła w większości skorzystać z obu powojennych repatriacji polskich obywateli, bowiem nie byli przed wojną polskimi obywatelami i nie mieli szans na uzyskanie zgody sowieckich władz na powrót do Polski. Aktualnie ówcześni zesłańcy już nie żyją, a ich drugie i trzecie pokolenie nie może od dziesięciu lat doczekać się szansy powrotu do Ojczyzny ich przodków. O polskich losach ówczesnego czasu traktują godne polecenia książki: Tadeusz Kisielewski: „Polska droga do Kazachstanu” – wyd. Warszawa, 1998 i Henryk Stroński: „Represje stalinizmu wobec ludności polskiej na Ukrainie w latach 1929-1939 – wyd. Warszawa, 1998.
Motywacje
Czym w swych staraniach o powrót kierują się kazachstańscy potomkowie polskich zesłańców? Niekiedy słyszy się argumenty, że nie tęsknotą za Polską, której nie znają, zwłaszcza, że często nie znają wystarczająco dobrze naszego języka i historii? W kwestii motywacji byłbym bardzo ostrożny, w formułowaniu poglądu, że podstawową rolę odgrywa mit bogatego zachodu czy perspektywa pomyślności ekonomicznej, choć, co oczywiste, zapewne i takie motywacje występują. Nie można się temu dziwić.
Nie należy zapominać, że bardzo wiele rodzin deportowanych w latach trzydziestych – to rodziny o wspaniałej tradycji patriotycznej, zahartowanych w obronie narodowej tożsamości, którym zapewne bardzo zależało na tym aby ich potomkowie nie zapomnieli skąd ich ród. Taki pogląd często potwierdzają ci, którym udało się już powrócić do kraju, a także nasi księża katoliccy, którzy w Kazachstanie uczynili bardzo wiele dla utrzymania polskiej tradycji i tożsamości narodowej. Bardzo istotnym wydaje się jednak fakt, że po rozpadzie ZSRR republiki azjatyckie coraz bardziej budują swą tożsamość na tradycji etnicznej i islamie oraz rodzimym języku, co sprawia, że element słowiański jest coraz bardziej marginalizowany i niechętnie widziany, co musi stwarzać zasadne obawy o dalszy los mniejszości narodowych. Argumenty ekonomiczne, patriotyczne oraz poczucie zagrożenia są na tyle poważne, że nie mogą być w nieskończoność lekceważone.
Wstyd legislacyjny
Dobrze rozumiał omawiany problem śp. Maciej Płażyński, były prezes Stowarzyszenia Wspólnota Polska, pod którego kierunkiem został przygotowany obywatelski projekt ustawy o powrocie do RP osób deportowanych. Niestety, śp. prezes zginął pod Smoleńskiem 10. 04. 2010 roku, w katastrofie samolotu prezydenckiego. Dwa dni później miał ten projekt złożyć do laski marszałkowskiej Sejmu RP. Nie zdążył. Niedokończone dzieło podjął jego syn Jakub Płażyński, który po zebraniu 250 000 podpisów pod projektem złożył go w Sejmie. W grudniu 2010 roku poparły projekt wszystkie kluby poselskie.
Specjalna podkomisja sejmowa pod przewodnictwem posła Platformy Obywatelskiej Pawła Orłowskiego uznała, że inicjatywa jest godna poparcia, w szczególności w tym znaczeniu, że państwo polskie (a konkretnie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych) powinno przejąć od samorządów ciężar i obowiązek zadbania o rodaków ze wschodu. Całość kosztów, obejmujących realizację ustawy (m.in. mieszkania, nauka języka, trzyletni zasiłek w wysokości 1175 zł) została określona na 100-150 milionów zł rocznie, w ciągu trzech lat. W oparciu jednak o negatywne stanowisko Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji (MSWiA), rząd ubiegłej kadencji nie zaakceptował rozwiązań zawartych w projekcie ustawy i jak się wydaje, sprawa trafiła do tzw. zamrażarki. Na jak długo? Czy nadciągająca fala kryzysu ekonomicznego nie stanie na drodze do uchwalenia sprawy bezcennej z punktu widzenia prestiżu i elementarnej przyzwoitości państwa. Zdaniem wiceprezesa Związku Repatriantów, socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego dra Roberta Wyszyńskiego, argumenty urzędników MSWiA, blokujących projekt społeczny to „zbiór półprawd i kłamstw”, zmierzających do tego aby „ nic nie dało się zrobić”. Na dywersję wobec obywatelskiego projektu wyglądało także złożenie senackiej inicjatywy w tej sprawie.
18 listopada dotychczasowy, ale także nowo desygnowany premier Tusk wygłosił w sejmie exposé, w którym, w imieniu nowo powołanego „rządu zderzaków na trudne czasy”, przedstawił rządową receptę na nadchodzące lata, natomiast ani jednego słowa nie usłyszałem na temat repatriacji rodaków. Również w dyskusji nad exposé sprawa repatriantów nie miała żadnej siły przebicia. Jednak, mimo sytuacji kryzysowej, warto zadawać kręgom decyzyjnym pytania w tej humanitarnej i prestiżowej sprawie. Na pewno nie wolno milczeć! Moim zdaniem, swój głos powinny dołączyć także organizacje polonijne, prasa polonijna i organizacje kombatanckie. W subiektywnym odczuciu autora artykułu, dopóki ta sprawa nie zostanie pozytywnie rozwiązana, to jako państwo – nie mamy moralnego prawa pretendować do miana państwa cywilizowanego, a egzamin z patriotyzmu państwowego nie może być zaliczony.
Na zakończenie chciałbym zadedykować rządzącym Rzeczpospolitą Polską modlitwę z mickiewiczowskich „Dziadów”, nawiązującą do biblijnego psalmu wygnańców (Ps 136, 5): „Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie”. Osobiście nie chciałbym żyć w kraju zapomnianym przez Boga.
Eugeniusz Niemiec
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?