Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pachnąca Polka

Redakcja
W latach 60. i 70. byliśmy światową potęgą w produkcji perfum i kosmetyków

   Kemal Ataturk zażyczył sobie, by pochować go z flakonikiem "Soir de Paris", a "Chanel 5" trafił do nowojorskiego Muzeum Sztuki Współczesnej. Mają się czym pochwalić i nasi wytwórcy: produkcja rodzimych perfum "Być może" osiągnęła najwyższy tonaż na świecie. Niewielu pamięta, że w czasach PRL byliśmy prawdziwą potęgą w produkcji kosmetyków. Czy to znaczy, że mieszkanka Krakowa pachniała ładniej od paryżanki?
   Jak pachniał PRL? Na samym początku niezbyt pięknie, a niektórzy twierdzili wręcz, że coś tu śmierdzi. Inni dali się wciągnąć w nową rzeczywistość emanującą krzepkością, zdrowiem i siłą, dla której "najlepszym kosmetykiem jest słońce i świeże powietrze". Byli jednak i tacy, którzy doskonale pamiętali jeszcze przedwojenny zapach perfum, różny od szarego mydła i płatków mydlanych, które reklamowano jako znakomite specyfiki "do prania, mycia włosów i kąpieli". To właśnie starzy, przedwojenni perfumiarze wyciągali schowane przed Niemcami bańki z substancjami zapachowymi, by wznowić produkcję. Ruszyły dziesiątki i setki małych fabryczek i manufaktur, wypuszczając na rynek perfumy "d’Orientalne", proszki do zębów, szampony "przeciw siwiźnie", kremy i wody kwiatowe. "Dziś chcę być piękna, by podobać się Stachowi. A nie wiem, czy to prawda, że w przeciągu niecałej godziny można zyskać brzoskwiniową lub alabastrową skórę, zależnie od gustu" - pytała uśmiechnięta blondynka w reklamie kremu "Anida" _z 1947 r. Skąd my znamy te slogany?
   Życie powoli wracało do normalności. Podobnie jak dzisiaj kobiety mamiono delikatnymi zapachami, trwałymi pomadkami do ust, kremami do skóry suchej, tłustej, przeciw trądzikowi i na noc. "_Piękna cera wygląd zdrowy a zasługą? Krem żółwiowy
" - przekonywała Krystyna Wolska, właścicielka firmy kosmetycznej. Z kolei mężczyźni, o których odradzający się przemysł kosmetyczny także nie zapomniał, mogli "łagodzić brutalne działanie brzytwy" kilkoma kroplami wody "Chypre", lub stosować "oryginalną wodę kolońską `Nr 4711`".

Niesolony smalec

   Szybko, bo już w 1949 r., tematyka kosmetyków zaczęła znikać z łamów gazet, a ich miejsce zajęły poważniejsze sprawy. "Przyjaciółka" przez kilka miesięcy drukowała cykl artykułów "Co kobieta powinna wiedzieć o planie sześcioletnim". Z dość mętnych wywodów mogła na pewno wyczytać jedno: nie było w nim ani słowa o przemyśle kosmetycznym. Kobieta socjalistyczna, matka i robotnica, powinna zwiększać normę, poszerzać zdobycze i podnosić stopę, a nie malować się, jak ladacznice w krajach kapitalistycznych. Pod wpływem nowej rzeczywistości nastąpiła zasadnicza zmiana w sposobie myślenia o własnej atrakcyjności i zwiększających ją atrybutach. Jeśli wcześniej płocha blondynka chciała omamić Stacha alabastrem skóry, to Kasia, bohaterka komiksu w "Przyjaciółce" z lat 50., swojego chłopca zdobywa stając się przodownicą pracy, z normą grubo ponad 100 proc.
   Nadeszły czasy, gdy współczesna Polka pachniała najmniej pięknie w swojej 50-letniej historii i nie tylko z powodu zatęchłego klimatu lat stalinowskich. Prężnie rozwijający się przemysł kosmetyczny i perfumeryjny został zarżnięty w czasie bitwy o handel, zakończonej w 1948 r., a uspołecznione środki produkcji miały zapisane w planach inne zadania niż kapitalistyczne zbytkowe towary. Na sklepowych półkach zamiast kremów i perfum szarogęsiło się szare mydło - podstawowy specyfik do pielęgnacji skóry. Nic dziwnego, że w gazetowych rubrykach "zdrowie i piękno" pojawiały się tak kuriozalne porady, jak ta dotycząca pielęgnacji cery: "na usunięcie zmarszczek pod oczyma najlepszy jest krem odżywczy tłusty". Co jednak zrobić, gdy go nie można kupić, co przecież było normą? Otóż należy "stosować wieczorem pod oczy świeży, niesolony smalec".
   PRL była prawdziwą mistrzynią w wynajdywaniu substytutów produktów niedostępnych na rynku. W początkach Polski Ludowej mogliśmy liczyć na pomoc starszego brata zza wschodniej granicy, który problem braku masy towarowej znał od dawna. Kiedy pod koniec lat 40. na rynku zabrakło płatków mydlanych, Związek Radziecki udostępnił nam recepturę i technologię "prania na sucho". Nowa technika, pisała prasa, spotkała się z żywym zainteresowaniem w nadwiślańskim kraju, bo też i radziecka metoda była prosta i, jak powiedzieliby dzisiaj spece od reklamy, "na każdą kieszeń". Wystarczyło wziąć 18 dkg mydła, 2,5 dag sody, zalać ośmioma litrami wody, wrzucić do niej pranie i gotować przez dwie godziny.
   Braki na rynku zmuszały zduszony przemysł perfumeryjny, odcięty od źródeł zaopatrzenia w olejki i substancje zapachowe, do sięgania po naturalne metody, stosowane przez pradziadów ówczesnych perfumiarzy. Andrzej Zybura, prezes firmy Florina, opowiada, że w archiwalnych materiałach fabryki znalazł informację, iż na początku lat 50., wzorem osiemnastowiecznych mistrzów, do ekstrahowania zapachów z płatków jaśminu wykorzystywano sadło.

Socjalistyczny podział pracy

   W 1952 r. zapadła brzemienna w skutki decyzja o budowie fabryki syntetyków zapachowych - pierwszej w krajach demoludów. Sześć lat później powołano do życia Zjednoczenie Przemysłu Środków Piorących i Kosmetyków. W całym kraju powstało kilkanaście zakładów specjalizujących się w produkcji perfum, mydła, pasty do zębów, potem proszków do prania. Musiało jednak upłynąć trochę czasu, zanim "asortyment" trafił na rynek. Jeszcze w 1957 r. "Szpilki" śmiały się z rodzimego przemysłu kosmetycznego w fikcyjnym wywiadzie przeprowadzonym z doc. dr Marią Sosnowską, dyrektorką Państwowej Wytwórni Kosmetyków "Wenera". Pani dyrektor opowiada, że "każda kobieta, nawet kobieta Polka może być piękna i elegancka", pod warunkiem, że stosuje specyfiki wytwórni produkującej kremy: selerowe, szczypiorkowe, buraczane, rzodkiewkowe, kalafiorowe, cebulowe, a nawet ziemniaczane, "wszystko na czystym łoju".
   "W Polsce pod względem zabiegów kosmetycznych jesteśmy daleko za bogatymi krajami" - konstatowała smutno "Uroda". Powstały w 1957 r. miesięcznik był pierwszym w tej części Europy magazynem, jak wówczas mówiono - żurnalem, dla kobiet. Kolorowe, świetnie redagowane pismo, dostarczało informacji o nowościach ze świata mody, fryzjerstwa i kosmetyków zza żelaznej kurtyny. O popularności "Urody" niech świadczy fakt, że do 1986 r. wyeksportowano do Związku Radzieckiego 10 mln egzemplarzy tego miesięcznika.
   Nasz wschodni sąsiad przez cały okres PRL był głównym importerem produkowanych w Polsce kosmetyków. Bywały lata, że na eksport trafiała połowa produkcji. Zaopatrywały się u nas także inne państwa obozu socjalistycznego.
   - W ramach socjalistycznego podziału pracy kraje RWPG zajmowały się różnymi działami produkcji przemysłowej. Polsce przypadł w udziale przemysł kosmetyczny. W latach 60. i 70. dokonano ogromnych inwestycji w istniejące już fabryki, budowano również nowe. Kosmetyka stała się oczkiem w głowie ówczesnych władz. Nie skąpiono dewiz ani na nowoczesne technologie, ani substancje zapachowe. W tamtych latach byliśmy jednym z największych na świecie producentów kosmetyków - mówi dr Władysław Brud, dyrektor Fabryki Substancji Zapachowych "Pollena-Aroma" w Warszawie, w branży od 37 lat.
   W całym kraju powstała sieć specjalistycznych zakładów, w tym prawdziwe kombinaty, jak Pollena-Lechia w Poznaniu - największa fabryka kosmetyków w Europie. Całość przemysłu w substancje zapachowe zaopatrywała "Aroma", przy której powstała jedyna, nie licząc Francji, szkoła perfumiarzy. Inżynierowie korzystali z najlepszych francuskich wzorów, dokształcając się na corocznych stażach w znanej firmie Roure-Bertrand-Dupont w Grasse.
   W laboratoriach powstawały dziesiątki perfum i substancji zapachowych do mydeł i szamponów. Receptury były własne, ale często odwoływano się do cudzych pomysłów, czyli po prostu plagiatowano najmodniejsze na świecie zapachy. Magdalena Chmielewska, pracownica "Aromy" od lat 60., opowiada, że przy ówczesnej technice rozszyfrowanie składu perfum było zajęciem trudnym, wymagającym dużej praktyki i dobrego nosa. Perfumiarz musiał dosłownie wywąchać, jakie substancje użyto do produkcji.
   - Ważny był pierwszy zapach, jaki wydostał się z butelki zaraz po jej otwarciu. Perfumiarz notował wyłapane nutki, po czym powtarzał operację po godzinie i tak aż do skutku. Spisanie receptury mogło trwać nawet dobę - wspomina Chmielewska.
   Imitacje były podobno łudząco podobne do oryginałów. Ile w tym prawdy nikt tego dzisiaj już nie sprawdzi, bo zapach z flakoników uleciał jak pamięć o takich perfumach, jak "Tango", "Sonata", "Habanera", "Rywal, "Ma Cherie", "Kelwin", "Nr 5" i wielu wielu innych kompozycji, jakie wyszły z taśm produkcyjnych zakładów Polleny. O dobrej jakości specyfików z tamtych lat może świadczyć to, że niektóre nie tylko przetrwały PRL, ale i dzisiaj zajmują mocną pozycję na rynku: "Pani Walewska", "Brutal" _czy woda "Staropolska"._

Czas przełomów

   W latach 60. nastąpiło historyczne wydarzenie w krajach demoludów: w 1965 r. do seryjnej produkcji trafił proszek do pralek automatycznych "IXI". Kilka lat temu pojawiły się pogłoski, że jego recepturę wykradły Amerykanom polskie służby wywiadowcze. Do autorstwa czy raczej plagiatu, bo przepis został podobno skopiowany z "OMO", przyznawał się również były minister przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego - Mieczysław Wilczek, który twierdził, że za opracowanie składu proszku dostał milion złotych. Nie wiadomo ile w tym prawdy, faktem natomiast jest, że "IXI" zostało rozpropagowane jako sztandarowy produkt przemysłu socjalistycznego. "W czasach młodości naszych mam samo słowo pranie wywoływało popłoch w domu i psuło humor całej rodzinie", od kiedy jednak pojawiły się nowoczesne środki piorące, "ta czynność nie stanowi już żadnego problemu" - pisała prasa.
   Lata 60. to czas przełomu także w kosmetyce upiększającej. Drogerie zapełniły się kolorowymi kredkami do ust, pomadkami, cieniami do powiek i lakierami do paznokci. Moda na "maquillage" stała się jednak przyczyną nieznanych wcześniej problemów wychowawczych. Zapatrzone w umalowane gwiazdy ekranu nastolatki zapragnęły upodobnić się do swoich idoli. "Grażyna nie ukończyła jeszcze 15 lat, a już zaczyna się malować - denerwowała się zmartwiona matka w liście do "Przyjaciółki". - "Jak mam postępować? Przecież nie mogę zgodzić się, żeby taka smarkula robiła z siebie straszydło i aby całkiem jej się poprzewracało w głowie". Redakcja radziła delikatną perswazję, że malowanie się może spowodować obniżenie stopni z zachowania. "Poza wszystkim dobrze by było - podpowiada "Przyjaciółka" - żebyś zachęciła Grażynę do uprawiania sportu. (...) Grażyna-sportsmenka na pewno szybko zapomni o szmince, pudrze i tuszu".
   Otóż na pewno nie. Temat makijażu co jakiś czas powraca np. na łamach czasopisma dla młodych dziewcząt. I chociaż oficjalnie potępiano jaskrawy makijaż, nastolatkom udało się przełamać opór pedagogów i rodziców. "Nie do pomyślenia było dawniej, by młoda dziewczyna do szkoły szła umalowana... dziś uchodzi to już w bardziej liberalnych polskich szkołach" - pisali w poradniku dla młodzieży z 1986 r. Weronika i Mikołaj Kozakiewiczowie. Przestrzegali jednak, by kosmetyków używać łącznie z myciem ciała, "a nie zamiast".
   Coś było na rzeczy, gdyż kwestia przestrzegania higieny stanowiła poważny problem w PRL, wielokrotnie omawiany na łamach gazet i w poradnikach dotyczących czystości. Joanna Zdanowicz w poradniku z 1976 r. zalecała ablucję przynajmniej raz w tygodniu w "wannie, balii, pod natryskiem, lub publicznej łaźni". "Jeśli takiej łaźni nie ma - radzi autorka - należy pobudzać miejscowy aktyw do wybudowania jej".
   "Filipinka" przytacza badania przeprowadzone w połowie lat 70. w zespole szkół "w średniej wielkości miasteczku powiatowym", z którego wynika, że tylko co trzecia uczennica myła się dwa razy w tygodniu, a "są takie dziewczęta, które stosują dokładne mycie 1-2 w miesiącu".
   Warto jednak odnotować, że o ile ówczesne poradniki zachęcały do kąpieli, to jednak zalecały dużą wstrzemięźliwość w myciu włosów. Już w latach 40. "Przyjaciółka" radzi, by robić to nie częściej niż raz na 10 dni. Kozakiewiczowie we wspomnianym poradniku (rok wydania 1986 r.) piszą, że "nie powinno się myć włosów częściej niż raz na dwa tygodnie. Rzadziej można".
   Być może autorzy świadomi, jak deficytowym towarem były wówczas szampony chcieli zaoszczędzić czytelnikom stania w kolejkach przed drogerią. Lata 80. to powszechny brak nie tylko środków do pielęgnacji ciała, kosmetyków, ale również tak podstawowych produktów, jak mydło. "Mydło jest konieczne, ale jego nadmiar szkodzi" - pisze w swoim "Poradniku higieny osobistej" (1985 r.) Joanna Zdanowicz i przekonuje, że wcale nie jest ono niezbędne do kąpieli, a jeśli już ktoś koniecznie chce go użyć, może je sobie zrobić samemu: trzeba wziąć dwie łyżki otrąb lub płatków owsianych, wsypać do woreczka z gazy lub płótna i wrzucić do garnka z gorącą wodą. "Następnie trzymając woreczek za supeł myć nim ciało, jak mydłem".

Jak pachnie rosyjski las?

   Lata 80. to okres schyłkowy świetności polskiego przemysłu kosmetycznego i perfumeryjnego. Z powodu braku dewiz rynek został odcięty od dostawców substancji zapachowych. Co prawda próbowano wdrożyć tzw. wojenne receptury, oparte wyłącznie na krajowych surowcach, ale w Polsce z roślin olejkodajnych rośnie w zasadzie tylko rzepak. Jak zwykle w takich przypadkach substancje naturalne próbowano zastąpić imitacjami chemicznymi. Z miernymi wynikami. O skali braków rynkowych niech świadczy fakt, że do Polski zaczęły trafiać perfumy ze Związku Radzieckiego, reklamowane w dość prowokacyjny sposób: "Czy wiesz, jak pachnie rosyjski las?". Powoli kończyła się epoka monopolu państwa na produkcję kosmetyków. Dzisiaj na rynku działa ponad 400 firm, w tym potężne międzynarodowe koncerny. Czasy, gdy polskimi perfumami pachniał cały obóz socjalistyczny i inne bratnie narody: Wietnamczycy, Etiopczycy, a nawet Afgańczycy odeszły już na zawsze w przeszłość.
eugeniusz twarÓg

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski