Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Palec w bucie i but w butonierce

Redakcja
"Unia zjednoczona, Rosja potępiona" - zapiała na pierwszej stronie wtorkowa "Gazeta Wyborcza". Do tak radosnej tytułowej rymowanki należało jeszcze dorzucić "Gruzja ocalona" i teza o sprawności i stanowczości Unii Europejskiej byłaby już kompletna. Doktrynalny euroentuzjazm "Wyborczej" najwyraźniej wymagał tak optymistycznego podsumowania poniedziałkowego unijnego szczytu. Że jednak w coraz bardziej zjednoczonej Europie wciąż żyje jeszcze trochę eurorealistów (że o eurosceptykach wspomnę tylko nawiasem), trzeba odnotować, że eurozgoda w sprawie rosyjskiej napaści na Gruzję uwieńczonej jej częściowymi rozbiorami, ograniczyła się do uznania zalet gry na czas. Czas dany Rosji na to, by mogła sprawdzić, co takiego musi jeszcze zrobić na Kaukazie (czy gdzie indziej), by zasłużyć na coś więcej niż tylko pogrożenie jej przez Unię palcem. Tym razem był to zresztą mały palec u lewej nogi i to bez zdejmowania buta, co takiemu Chruszczowowi w swoim czasie przyszło w ONZ bez nikakich. Gwoli sprawiedliwości należy odnotować, że prezydent Francji zajmujący się chwilowo także prezydencją unijną, błysnął historyczną erudycją, przypominając, że "Jałta to przeszłość". W tym momencie pewnie całe czeredy zachodnich dziennikarzy zaczęły nerwowo sprawdzać w Internecie, o co Sarkozy'emu chodziło z tą Jałtą. Z kolei gwoli pokrzepienia polskich serc należy wspomnieć o dokonaniach polskiej delegacji na euroszczyt. Po pierwsze, zdołała tam dolecieć Tupolewem 154 bez awaryjnych międzylądowań. Po drugie, na konferencji prasowej po szczycie prezydent Kaczyński i premier Tusk przemówili mniej więcej jednym głosem, chociaż do dwóch różnych mikrofonów. Po trzecie, na wniosek polskiej delegacji do końcowych wniosków ze szczytu udało się wpisać słowo "Ukraina". Po czwarte, minister Sikorski nie zrobił awantury o to, że w sali obrad szczytu zabrakło dla niego krzesła, bo zajął je Lech Kaczyński.

Kropla w morzu - Dobrosław Rodziewicz

Gwoli otrzeźwienia warto natomiast zauważyć, że nim jeszcze szczyt Unii zaczął radzić nad tym, jak odroczyć dalszą dyskusję o jakichkolwiek sankcjach wobec Rosji, minister spraw zagranicznych tejże Rosji, niejaki Ławrow, zaproponował wspólnocie międzynarodowej zastosowanie sankcji wobec... Gruzji. Zaproponował mianowicie międzynarodowe embargo na dostawy broni do tego kraju. Widać Rosja chce pozostać jedynym dostawcą broni do Gruzji i to wyłącznie w pakiecie z własnymi żołnierzami, którzy dostarczonej w taki sposób broni potrafią w Gruzji skutecznie użyć przeciw zasobom broni gruzińskiej. Powyższą propozycję minister Ławrow wygłosił podczas inauguracji roku akademickiego w Instytucie Stosunków Międzynarodowych w Moskwie. Zapewne po to, by studenci tej uczelni już podczas pierwszego wykładu przyswoili sobie, że bezgraniczny tupet to najlepsze uzasadnienie dla naruszania cudzych granic. Kiedy zaś Ławrow dodał, że obszar postsowieckiej Wspólnoty Niepodległych Państw "nie jest szachownicą dla rozgrywania geopolitycznych partii", to po prostu przypomniał politykom Zachodu starą zasadę sowieckiej dyplomacji - "co nasze, to nasze, a co wasze - może być przedmiotem negocjacji". Jak zawsze, pokojowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski