Barbara Rotter-Stankiewicz: ZA MOICH CZASÓW
Czasem malutkie, na kilkadziesiąt centymetrów, a czasem tak okazałe, że w pionie z trudem mieszczą się w kościele. Ale małe czy duże są piękne, bo takie miały być. A to, że nie mają nic wspólnego z prawdziwymi palmami, to sprawa drugorzędna. Gdy rodził się zwyczaj ich konstruowania, wyobrażenie o tym, jak wyglądają jerozolimskie drzewa, było raczej marne. No bo niby skąd było to wiedzieć?
Jeszcze 20 lat temu wyjazd "pod palmy” graniczył z cudem – trzeba było mieć furę pieniędzy i paszport, a o jedno i drugie było równie niełatwo. Pamiętam, gdy jeden z przyjaciół wrócił z takiej egzotycznej podróży i pokazywał nam zdjęcia, nie mogliśmy uwierzyć, że palmy, znane nam tylko z fotografii i filmów, a w najlepszym razie z ogrodu botanicznego, rosną sobie ot, tak, na ulicach. Tak się złożyło, że parę miesięcy później wyjechałam służbowo do ówczesnej Jugosławii i zobaczyłam taki obrazek na własne oczy. Musiałam dotknąć palmowego drzewa, by uwierzyć, że to – jak się dziś określa – real.
Dziś palmy to żaden rarytas – każdy wie, jak wyglądają. Żeby je zobaczyć "na żywo”, nie trzeba nawet jechać do ciepłych krajów, co przestało zresztą być problemem. Poza słynną warszawską ozdobą jednego z rond, rosną też np. w rynku w małej, podsądeckiej Muszynie. Można więc powiedzieć, że palmy zbłądziły pod strzechy. Ale i tak, te nasze, świąteczne są najpiękniejsze na świecie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?