Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pamięć o katowni Podhala

Piotr Subik
Piotr Subik
- Nie możemy pozwolić, żeby pamięć o cierpieniu więźniów „Palace” zanikła - mówią dr Lucyna Galica-Jurecka i Jan Jarosz
- Nie możemy pozwolić, żeby pamięć o cierpieniu więźniów „Palace” zanikła - mówią dr Lucyna Galica-Jurecka i Jan Jarosz fot. Andrzej Banaś
Znany lekarz i społecznik Wincenty Galica przez lata czynił starania, by dawna siedziba gestapo w Zakopanem wróciła w publiczne ręce. Jednak na razie to się nie udało. Kontynuatorką misji stała się jego córka, także lekarka i działaczka społeczna Lucyna Galica-Jurecka. Robi to w hołdzie ojcu i innym więźniom „Palace”

Przenikliwy chłód bijący z piwnic willi „Palace” przyprawia o dreszcz na plecach zwłaszcza teraz, wiosną, kiedy na zmianę pada deszcz i sypie śnieg. Modernistyczny budynek na pierwszy rzut oka nie robi przytłaczającego wrażenia; ot, wiele podobnych mu pensjonatów stoi w Zakopanem. Ale sposób postrzegania „Palace” zmienia natychmiast każdy, kto tylko usłyszy jego historię sprzed 70 lat. - To symbol niemieckiego terroru na Podhalu - nie ma wątpliwości dr Dawid Golik, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej w Krakowie.

I chyba tylko chichot historii mógł sprawić, że w „Palace” nocują teraz ludzie, którzy przyjeżdżają na wypoczynek. Dlatego Stowarzyszenie Muzeum Walki i Męczeństwa „Palace” - Katownia Podhala chce wykupić willę z prywatnych rąk. Nowa prezes organizacji dr Lucyna Galica-Jurecka kontynuuje tym samym dzieło, które przed laty rozpoczął jej ojciec - dr Wincenty Galica, znany zakopiański lekarz i działacz społeczny, a podczas okupacji więzień „Palace”. - Choćbym miała na klęczkach, po góralsku na Jasną Górę iść albo do Warszawy, to się nam uda! - wierzy twardo dr Galica-Jurecka. Wpisy z internetu, że nie przystoi, by w miejscu kaźni wisiały na sznurkach ręczniki letników, wzięła mocno do siebie. Nie może być tak, że w podziemiach działa małe muzeum, założone staraniem doktora Galicy, a na piętrach po oczach bije rozwieszona bielizna.

Dr Lucyna Galicka-Jurecka to postać znana w stolicy Tatr. Okulistka i społecznik, tyle co - pod koniec marca - radni dziękowali jej za zaangażowanie w leczenie oczu młodzieży z Zakopanego. Zrobiła to za darmo. Mówiła: - Kocham wszystkie dzieci i zapraszam również te, które nie mają pieniędzy.

- Bardzo otwarta na drugiego człowieka. Do dr Galicy dzwoni się w niedzielę i nie ma problemu, żeby przyjęła pacjenta. Nieodrodna córka swojego ojca - podkreśla zastępca burmistrza Zakopanego Agnieszka Nowak Gąsienica.

Dr Wincenty Galica to był zakopiański doktor Judym. Nigdy nikomu nie odmawiał pomocy. - Tata był internistą, radiologiem, przez trzydzieści lat pracował w ZOZ-ie, przeważnie do dziewiątej, dziesiątej w nocy. A kiedy umarł, okazało się, że majątku mieliśmy tyle co nic - mówi o tym społecznikostwie Lucyna Galica-Jurecka.

Rzadko opowiadał o wojnie, na pytania Lucyny, co przeżył w Auschwitz (wtedy mówiło się jeszcze „w Oświęcimiu”), zwykł odpowiadać: „Aaaaa, dziecko, nie ma o czym mówić!”. A w czasie wojny naprawdę przeszedł sporo.

Wrzesień 1939 r. Wincenty Galica jest plutonowym podchorążym w 1. plutonie 5. kompanii 1. Pułku Strzelców Podhalańskich, walczy m.in. pod Grybowem, Bieczem, Krosnem, Przemyślem i Mościskami. 20 września w okolicy Lwowa wpada w ręce Sowietów. Ucieka im i wraca do Zakopanego. Pod pseudonimem „Pokrzyk” zostaje przydzielony do służby łącznikowo-kurierskiej w ZWZ-AK. Przerzuca broń, ludzi, pieniądze między Zakopanem a Krakowem lub Warszawą. Niemcy aresztują go - wskutek denuncjacji - o czwartej nad ranem 11 sierpnia 1941 r. w Poroninie. W rękach gestapo, w „Palace”, spędza 3 miesiące.

Na łamach wydanej w 1970 r. przez MON książki Alfonsa Filara i Michała Leyki „Palace, katownia Podhala” tak wspominał przesłuchanie prowadzone przez Niemców: „(…) Najpierw otrzymałem kilka silnych uderzeń pięścią od Benewitza... Nastąpiło potem kilka uderzeń gumą w pośladki... Związano mi ręce z tyłu i kazano wejść na krzesło stojące obok drzwi, drugi koniec sznura gestapowiec przerzucił przez drzwi i przywiązał do klamki. Wyrwano krzesło spod nóg, zawisłem na przegubach rąk. Szarpnięcie było bardzo bolesne. Na biurku ustawiono budzik, abym mógł obserwować posuwające się wskazówki. Blaude powiedział, że będę wisiał pięć minut”.

Dr Wincenty Galica przeszedł też przez obozy koncentracyjne Auschwitz, Mauthausen-Gusen i Sachsenhausen. Przeżył „marsz śmierci” z Sachsenhausen do Schwerina w Meklemburgii. Do Polski wrócił pierwszym transportem morskim w 1946 r. Ze Szczecina od razu przyjechał do Zakopanego.

Jako lekarz - po ukończeniu Akademii Medycznej w Krakowie - czynny zawodowo był do 1984 r., kiedy uznano go za inwalidę wojskowego I klasy. W międzyczasie, wraz z Jerzym Waldorffem, doprowadził do wykupienia z rąk prywatnych willi „Atma”, w której przed wojną mieszkał kompozytor Karol Szymanowski. Chciał, by w podobny sposób potoczyły się losy willi „Palace”. Nie udało się to do dzisiaj…

Okazały jak na początek lat 30. XX w. budynek przy ul. Chałubińskiego 7 w Zakopanem wzniesiono na polecenie dr. Włodzimierza Schneidera z Krakowa. Zastąpił spaloną willę „Łada” (wcześniej „Pepita”). Dziewięć lat później wprowadziła się do niego niemiecka tajna policja państwowa - Gestapo. Za mało Niemcom było miejsca w „Excelsiorze” i „Splendidzie”, dlatego na siedzibę wybrali „Palace”.

Podczas okupacji - od października 1939 r. do stycznia 1945 r. - przez katownię Podhala przewinęło się około 2 tysięcy osób, Polaków i Żydów. Zginęło około czterystu. - Są to realne liczby, choć nie zachowały się niemieckie dokumenty - tłumaczy dr Dawid Golik. W „Palace” więzieni byli legendarni kurierzy tatrzańscy: Bronisław Czech i Helena Marusarzówna, wikariusz zakopiańskiej parafii ks. Piotr Dańkowski i Franciszek Gajowniczek, organizator punktu przerzutowego ZWZ w Poroninie, za którego później życie oddał w Auschwitz św. Maksymilian Kolbe. Gestapo torturowało tam też twórców Konfederacji Tatrzańskiej - Augustyna Suskiego i Jadwigę Apostoł. Zachowały się do dzisiaj cele, w których dręczono więźniów - jednych wrzucano do pomieszczenia bez okien i polewano zimną wodą, innych przetrzymywano godzinami przy nagrzanym piecyku - co często kończyło się ich śmiercią. Innym bez powodu strzelano w głowę. Egzekucje odbywały się też w sąsiednim lasku...

Po wojnie willę „Palace” na krótko przejęło sowieckie NKWD i polskie UB, sądzono w niej uczestników Goralenvolku. Później w budynku urządzono sanatorium gruźlicze na sto łóżek dla członków Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. Kiedy wyprowadził się ZBOWiD, zorganizowano… miejski żłobek tygodniowy.

Kiedy dr Wincenty Galica pierwszy raz po wojnie wszedł do piwnic willi „Palace”, na podłogach widać było jeszcze ogromne plamy krwi (ks. Dańkowski miał słabą krzepliwość), a na ścianach widniało kilkaset napisów. M.in. ten wyryty przez 18-letnią Helenkę Błażusiak ze Szczawnicy: „Mamo, nie płacz, nie. Niebios Przeczysta Królowo, Ty zawsze wspieraj mnie. Zdrowaś Mario”. Słowa w swej twórczości wykorzystał kompozytor Henryk Górecki. Przez to wszystko, schodząc do piwnicy Palace”, Lucynie Galicy-Jureckiej zdarza się mówić: - Cześć, tato! Cześć, Helenko! - Czasem wydaje mi się, że w muzeum należałoby zdejmować buty, bo przecież, rany boskie, tu był ból i cierpienie… - stwierdza z kolei Jan Jarosz, opiekun i przewodnik po Muzeum Walki i Męczeństwa „Palace” w Zakopanem. Przejął tę rolę po schorowanym Adamie Machowskim.

Po raz pierwszy mroczną historię willi „Palace” Jan Jarosz usłyszał z ust ojca. Ten przeżył trzy wojny, wiedział wiele o okupacyjnej historii Podhala. Mieszkali w Białym Dunajcu, a młody Jan ulicą Chałubińskiego przechodził zawsze w drodze z dworca pod Wielką Krokiew. Był zapalonym kibicem. - Zawsze traktowałem „Palace” jako święte miejsce - mówi Jarosz. Spoglądał wtedy z zaciekawieniem na willę, nawet nie wiedząc, że po pierwsze - w przyszłości zamieszka w pobliżu, a po drugie - jego życie zwiąże się z dawną gestapowską katownią na dłużej.

Był czas transformacji ustrojowej, kiedy Jan Jarosz zakładał w Zakopanem koło Społecznego Towarzystwa Oświatowego, a później mu prezesował. Szkołę licealną STO prowadziło najpierw na Krupówkach, ale kiedy trzeba ją było stamtąd przenieść - wybór padł na willę „Palace”. Umowę wynajmu podpisano ze spadkobiercami doktora Schneidera. Było ich troje, wszyscy mieszkali za granicą.

To właśnie STO jako pierwsze użyczyło pomieszczeń w piwnicy na muzeum. Złożyły się nań fotografie, dokumenty, książki zgromadzone przez dr. Galicę i jego przyjaciół Władysława Szepelaka i Mariana Polaczyka. Wszyscy byli więźniami katowni, wszyscy już nie żyją.

Muzeum - w oryginalnych celach, tych z plamami krwi i napisami, otwarto uroczyście w maju 1994 r. Istniało do 1999 r., kiedy nowy właściciel budynku - biznesmen Wojciech Gąska z Kraśnika - bez uprzedzenia zaczął robić remont. - Tego dnia dr Galica nie został wpuszczony do muzeum, tynki z napisami zerwano, deski z podłóg wywieziono, a eksponaty wrzucono do jednej celi - wspomina ze smutkiem Jan Jarosz. A mało brakowało, żeby już wtedy właścicielem budynku stało się Zakopane. - To przykre, że wówczas się nie dogadano - zauważa Agnieszka Nowak Gąsienica.

Decyzję o zakupie willi „Palace” radni Zakopanego podjęli pod koniec lat 90. Nie doszło do tego, bo godzinę przed spisaniem aktu notarialnego spadkobierca rodziny Schneiderów zadzwonił z informacją, że sprzedał budynek prywatnej osobie. Ale odkąd jesienią 2014 r. na czele samorządu stanął burmistrz Leszek Dorula, mocno angażuje się w sprawę odzyskania z rąk prywatnych willi „Palace”. Np. na konto bankowe odłożono 3 mln zł ze sprzedaży budynku po przedwojennym luksusowym hotelu „Bristol” (poszedł za 7 mln zł). To jednak zdecydowanie za mało - willę „Palace” wystawiono na sprzedaż za 16 mln zł. - To kwota wyssana z palca, ostatni operat szacunkowy, jaki posiadamy mówi o pięciu, sześciu milionach - mówi Agnieszka Nowak Gąsienica. Czy Wojciech Gąska byłby zainteresowany obniżeniem ceny za nieruchomość przy ul. Chałubińskiego? Przebywa za granicą, nie odpowiedział na nasze pytania. Wcześniej nie chciał zamiany pensjonatu na inną atrakcyjną nieruchomość oferowaną przez miasto Zakopane.

- Patrząc trzeźwo, to na odzyskanie „Palace” nie ma żadnych szans. Bo skąd wziąć tak ogromne pieniądze? - pyta retorycznie Jan Jarosz. Z większym optymizmem patrzy na sprawę Agnieszka Nowak Gąsienica: - Nadzieja umiera ostatnia... Gdybym nie wierzyła w odkupienie „Palace”, tobym się w to nie angażowała. Przed nami na pewno rozmowy trudne, ale liczę, że owocne.

Zwłaszcza że w ostatni tłusty czwartek - podczas cyklicznej imprezy Dudaski w Zakopanem - tragiczną historię „Palace” opowiedziały prezydentowi Andrzejowi Dudzie niezależnie od siebie dr Lucyna Galica-Jurecka i Agnieszka Nowak Gąsienica. Obiecał zaangażować się w sprawę… Pisma wysłane będą też z magistratu do premier Beaty Szydło i ministra kultury Piotra Glińskiego. Upadł pomysł sprzed lat, by willę wykupiło Muzeum Tatrzańskie. Wciąż aktualny jest ten, by z czasem powstało w niej Europejskie Centrum Integracji Historycznej.

Muzeum w willi „Palace” otwarto ponownie w 2001 r., bo samorządowi udało się wynegocjować podpisanie umowy użyczenia części piwnic z biznesmenem z Lubelszczyzny. W ostatnich latach, niestety, ze względu na podeszły wiek swych członków stowarzyszenie straciło impet, aż w grudniu 2016 r. stanęła na jego czele dr Lucyna Galica-Jurecka. Chce sprawę willi „Palace” doprowadzić do szczęśliwego końca. Takie zobowiązanie powzięła w październiku 2015 r., gdy pomnik dr. Wincentego Galicy odsłaniano na skwerze jego imienia przy Krupówkach. - To wtedy uświadomiłam sobie, jak wielkim był człowiekiem. Bo ja, także będąc lekarzem, nie mam na nic czasu. A on poświęcił życie upamiętnieniu więźniów „Palace”. Nie możemy pozwolić, żeby pamięć o cierpieniu zanikła - mówi.

Opiekun muzeum Jan Jarosz nie ukrywa, że mimo tragicznej przeszłości willi „Palace” przychodzi tu z wielką przyjemnością. - Nawet ludzie pytają mnie, czy się nie boję, zwłaszcza zimą, kiedy o czwartej jest już noc. Ale nie, czuję się wspaniale. Koronkę za zamordowanych zmówię, trochę poczytam dokumentów. To miejsce, w którym można się wyciszyć.

»(...) Wiele osób zadaje mi pytanie, dlaczego tak mocno duchowo i materialnie zaangażowałem się przy tworzeniu Muzeum Męczeństwa w „Palace”? (...) Przez cztery lata sam przechodziłem gehennę w więzieniach gestapowskich, a następnie w obozach koncentracyjnych. (...) Więźniowie przeżywali tam potworne katusze fizyczne, a moim zdaniem jeszcze trudniejsze do przeżycia cierpienia psychiczne. Ta beznadziejność i niepewność jutra łamała i tych o najodporniejszych charakterach.

Wielu ginących więźniów zwracało się do tych jeszcze żyjących z prośbą - żądaniem, aby ci, co przeżyją, pomścili ich cierpienia i śmierć. A myśmy im to solennie obiecywali!!! Nigdy nie spotkałem umierającego więźnia, który wybaczyłby tym potworom w ludzkiej skórze. I ja obiecywałem moim umierającym kolegom, że pomszczę ich śmierć i cierpienie.

Postanowiłem w inny sposób wywiązać się choć częściowo z tego zobowiązania, a mianowicie poprzez zorganizowanie na wieczną pamiątkę Muzeum Męczeństwa w katowni Podhala „Palace”«.

Śp. Wincenty Galica dla „Tygodnika Podhalańskiego”, 2002 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski