Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan dziś opowiadał o budziku?

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
Pan profesor Jan Ostrowski zaprosił nas ostatnio do siebie na Wawel na przepiękną wystawę starych zegarów. Ha! Jak wiadomo, pierwszy znany nam z imienia (nazwisk jeszcze nie było) polski zegarmistrz, niejaki Tomasz mieszkał już za Jagiełły (rok 1412) właśnie w Krakowie przy ulicy Grodzkiej.

I właśnie w Krakowie po raz pierwszy zrozumiano, że nawet najwspanialszy czasomierz nie zmusi kobiety do szacunku dla towarzyskiej przyzwoitości: nie było uroczystości dworskiej, na którą królowa Barbara Radziwiłłówna przyszłaby punktualnie („nie mogła się wyburzać”), doprowadzając królewskiego małżonka do, za przeproszeniem, szewskiej pasji.

Tu w połowie XVIII wieku pozwolono na częste niekontrolowane wizyty na wieży mariackiej „chłopców próżniaków” i w rezultacie na całkowity demontaż zegara wieżowego. Również właśnie w Krakowie w nobilitujących biało-czerwonych, pasiastych barwach występował latach 90. ub. wieku młody człowiek nazwiskiem Paweł Zegarek, napastnik pierwszej drużyny Cracovii.

Piękny zegarek wręczyła panu Zegarkowi sławna firma zegarmistrzowska pana zegarmistrza Płonki z ulicy Szewskiej. Ta sama, w której sprawdzał codziennie swój chronometr idący na dyżur legendarny spiker krakowskiej rozgłośni Polskiego Radia Antoni Wichura, dzieląc się następnie ze słuchaczami informacją, która tak naprawdę dokładnie jest godzina, minuta i sekunda.

Wcześniej najważniejszym, jeśli nie jedynym, źródłem takich informacji był hejnał mariacki. Trębacze na wieży zawsze starali się, jak mogli, obserwowali słońce, gwiazdy i idącego przez A-B na obiad pana burmistrza, ale tak naprawdę dokładni w pomiarze czasu stali się dopiero 13 lutego 1838 roku, kiedy to na dach Obserwatorium Astronomicznego UJ w dzielnicy Wesoła wyszedł woźny uniwersytecki i na znak pana dyrektora profesora Maksymiliana Weisse zaczął energicznie wymachiwać czerwoną choragiewką, a z wieży natychmiast popłynął południowy hejnał.

Był to pierwszy dokładny sygnał czasu na ziemiach polskich. Po przeniesieniu nadawania sygnału czasu (już w wersji elektronicznej) do Warszawy (1 kwietnia 1984) stał się on, co oczywiste, automatycznie mniej wiarygodny. Ha, lepsze to niż nic...

Moja osobista przygoda z zegarkiem (nie myślę tu o Pasiastym Pawle) miała miejsce na początku lat 50., gdy w Domu Kultury w Nowym Sączu artysta estradowy bawił się z publicznością w wierszyki: ona rzucała temat, on na poczekaniu rymował. Z sali padła wtedy prośba: – Panie prelegencie, niech pan nam powie, dlaczego orzeł polski nie ma teraz korony? – Prelegent zastanowił się krótko: – Tym pytaniem, mój panie, przebrała się miarka! Skradli orłu koronę, bo nie miał zegarka!...

Ohydny, antyradziecki dowcip. Część sali, pamiętam, wyszła. Po trzydziestu latach, już jako żurnalista, w wigilię Wigilii podreptałem na Wawel, by złożyć życzenia świąteczne poprzednikowi prof. Ostrowskiego, dobrze juz starszemu profesorowi Jerzemu Szablowskiemu. Wiedząc, że kocha on dowcipy – opowiedziałem przy okazji o wierszyku z Nowego Sącza. Profesor śmiał się do łez. Bodaj trzy godziny później zadzwoniła do redakcji pani Basia, sekretarka profesora.

– Pan był dzisiaj u szefa, prawda? I opowiedział mu pan historyjkę o jakimś radzieckim budziku... Nie, nie, nic się nie stało, ale profesor ma gości, chciałby powtórzyć, a nie pamięta, jak to szło...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski