Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan Marek jak doktor Dolittle

Robert Gąsiorek
Marek Sowa również we własnym domu udziela dzikim zwierzętom schronienia. Gdy odzyskają sprawność, wypuszcza je na wolność
Marek Sowa również we własnym domu udziela dzikim zwierzętom schronienia. Gdy odzyskają sprawność, wypuszcza je na wolność Andrzej Skórka
Tarnów. Gdy jakiś zwierzak jest w potrzebie, Marek Sowa pędzi na ratunek. Obojętne czy to dzień, czy noc. W tarnowskim azylu jest niezastąpiony. Schronienia małym przyjaciołom udziela także w domu

Wchodzący na posesję pana Marka nie mogą oprzeć się wrażeniu, jakby przekraczali bramę małego ogrodu zoologicznego. Gości wita olbrzymi owczarek górski, nieco dalej biegają owczarki niemieckie. Na trawniku rządzą gęsi, kaczki oraz kury, w klatkach brykają króliki. Jakby tego było mało, z domu dobiegają śpiewy kanarków oraz odgłosy papug. Pan Marek pielęgnuje teraz również młodziutką wiewiórkę i dogląda pustułek, które ocalił przed niechybną śmiercią. - Kocham zwierzęta. To jest mój mały świat - uśmiecha się.

Od 15 lat pracuje w Azylu dla psów i kotów w Tarnowie. Jest mistrzem w wyłapywaniu bezdomnych psów i kotów. Podejście do nich ma we krwi. Porozumiewa się z nimi bez słów. Nigdy nie zdarzyło się, by którykolwiek czworonóg choćby zranił pana Marka.

Psy i koty to codzienność, bardziej nietypowe są wezwania do dzikich zwierząt. - Często po prostu zagubiły się w mieście. Gdy tylko są całe i zdrowe od raz wypuszczamy je gdzieś w bezpiecznym miejscu, skąd szybko mogą wrócić do swojego naturalnego środowiska - mówi 52-latek.

Bywa jednak, że stworzenie wymaga opieki z powodu urazu lub młodego wieku. Wtedy trafia pod skrzydła Marka Sowy. Jego tarnowski dom od wielu lat pełni rolę pogotowia opiekuńczego dla dzikich zwierząt. Często przygarnia ptaki - pustułki, jeżyki, gołębie albo sowy. Teraz dochodzą tu do siebie dwa gołębie i dwie pustułki. Mieszkają w specjalnych, bezpiecznych klatkach.

W jego domu nie brakowało innych okazów. Na przykład norek albo jeży. Teraz tarnowski dr Dolittle opiekuje się młodą wiewiórką. - Znaleziono ją w Mościcach. Spadła z drzewa. Matka próbowała ją wnieść z powrotem, ale nie dała sobie z tym rady, więc młode zostawiła. Gdy ją wziąłem do siebie była malutka - opowiada pan Marek. Zwierzę mieszka z nim już od miesiąca. Na początku było bardzo nieufne. Długo usiłował oswoić ją z nowym otoczeniem, nie była jednak skora do współpracy i nie pozwalała sobie pomóc.

Pan Marek ma jednak swoje sposoby. - Okazało się, że uwielbia herbatniki. Wcina je teraz z wielkim apetytem - śmieje się.

Za kilka dni wiewiórka trafi do azylu, skąd niebawem zostanie wypuszczona na wolność.

- Wiewiórki potrafią się przywiązać do ludzi. Ja jednak tego nie chcę, bo wiem, że wtedy zwierzętom byłoby znacznie trudniej żyć na wolności - zaznacza Marek Sowa.

Kilka lat temu jedna z pustułek, której pomagał wrócić do zdrowia, a potem wypuścił, zaczęła przylatywać do domu w odwiedziny. - Trwało to tydzień. Starałem się jednak nie zwracać uwagi na ptaka, dla jego dobra - wspomina.

Opiekując się zwierzakami pamięta, by nie oduczać ich samodzielności. Muszą pozostać dzikie. Na przykład pustułek nie karmi codziennie, bo przecież drapieżnik w naturalnym środowisku też nie codziennie coś upoluje na obiad.

Pana Marka w opiece nad zwierzakami wspiera żona Dorota. Gdy małżonek jest w pracy, to ona dokarmia wszystkie stworzenia na posesji. - Chociaż to dodatkowy obowiązek, również mnie sprawia on wiele satysfakcji. Zwierzętom trzeba pomagać - podkreśla Dorota Sowa.

Pan Marek przyznaje, że największą frajdę przeżywa w chwili, gdy może zwrócić swoim podopiecznym wolność. - I nie chodzi o to, że w końcu się ich pozbywam. Po prostu mam satysfakcję, że dzięki moim staraniom otrzymały szansę na przeżycie - mówi.

Skąd jego niezwykłe zamiłowanie do zwierzaków? Sam twierdzi, że odziedziczył je po swoim dziadku.

- Doskonale pamiętam jego dom w Lichwinie koło Pleśnej. Wokół dosłownie roiło się od zwierząt. Dziadek trzymał u siebie nawet gawrony, kanarki, a także jaszczurki i dzika - wspomina z sentymentem.

W tarnowskim azylu cieszy się wielkim szacunkiem. Dla młodszych kolegów po fachu jest prawdziwym wzorem do naśladowania.

- On zawsze coś podpowie i pomoże. Czasami mam wrażenie, że bez pana Marka trudno byłoby nam sobie ze wszystkim poradzić. W dodatku widać u niego wielką radość z pracy. Zawsze jest wesoły i pogodny - podkreśla Adrian Starzyk, kierownik Azylu dla Psów i Kotów w Tarnowie.

Swój dyżur pełni 24 godziny na dobę. Jest na każde wezwanie. - Gdy tylko potrzebna jest interwencja, szybko jadę. Obojętne czy to noc, czy jakieś święta - przyznaje Marek Sowa.

Tarnowski Azyl

Schronisko znajduje się przy ul. Komunalnej 31. Powstało w 1999 roku.

Psy mają tu do dyspozycji wygodne, codziennie czyszczone, zadaszone boksy z drewnianymi budami i podestami. Koty mieszkają w dwóch kontenerach z wybiegami zabezpieczonymi siatką. Szczeniaki mają do dyspozycji osobne, ogrzewane w zimie pomieszczenie, z możliwością wyjścia na ogrodzony wybieg na zewnątrz.

Dzięki pozwoleniu Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Azylu mogą przebywać także dzikie zwierzęta.

Trafiają tu głównie ptaki. Wybudowano dla nich dwie duże woliery. Jedną z nich podzielono na dwie części. Ptaki mogą więc przebywać w sumie w trzech odrębnych pomieszczeniach. (rog)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski